Niektórzy byli nawet dobrze ubrani. Widać że powodziło się im w życiu nieźle. Mieli zadowolone twarze, bo biznes szedł pełną parą – dużo było pielgrzymów przybywających do świątyni i to nie tylko z prowincji, ale również spoza Palestyny.

Przybywali do tego miejsca świętego aby pokłonić się Bogu, złożyć ofiary za swoje grzechy, doznać oczyszczenia i pomodlić się za swoje rodziny, prosząc Boga o zmiłowanie nad nimi i o Jego stałe błogosławieństwo.

Ponieważ można się było posługiwać w świątyni tylko autoryzowanymi pieniędzmi, dlatego byli w niej bankierzy, którzy umożliwiali wymianę pieniędzy na te które są akceptowane. Był to intratny interes, przypominający nasze dzisiejsze rozwiązania związane z wymianą walut w naszych miastach, na lotniskach i granicach państwowych..

Z racji bogactwa bankierów, należeli oni do arystokracji świątynnej i byli związani wspólnymi interesami z kapłanami i lewitami. Pod tym względem różnili się trochę od handlarzy bydłem przeznaczonym na złożenie ofiary religijnej w świątyni. Różnili się od nich strojem, mową i w ogóle całym zachowaniem, ale to przecież normalne, bo zwierzęta to nie pieniądze i inne jest z nimi aniżeli z pieniędzmi obcowanie.

Najskromniejsi byli sprzedawcy gołębi, ale jednak i oni zupełnie niepotrzebnie podnosili głos tłumacząc swoim klientom czasem zbyt dosadnie, że ci powinni im dziękować, za poświęcenie jakiego są żywym przykładem, bo żadnej korzyści nie mając, mimo wszystko zajmują się tym procederem, dla wygody kupujących.

Można by ciągnąć dalej ten temat, ale nie chcę się nad nim rozwodzić, bo moim celem jest opisanie dzisiaj tego co zdarzyło się pewnego dnia w świątyni jerozolimskiej, kiedy nawiedził ją rabbi z Nazaretu. Jaki to był skandal i jaki to wywołało wówczas wieli tumult. Stało się zupełnie niespodziewanie, ale to wszystko dlatego, że nagle poczuł się jak gdyby był prorokiem Eliaszem, walczącym z fałszywym kultem, sprawowanym przez pogańskich kapłanów.

Jezus podniesionym głosem, mając bicz w dłoni, wzywał do opuszczenia świątyni przez tych którzy zajmują się w niej handlem. Wołał pełen oburzenia, że dom Boży wymaga szczególnego szacunku, że ten szacunek powinien być chroniony i respektowany przez wszystkich, niezależnie od funkcji społecznej jaką oni zajmują.

Nikt z wyrzucanych ze świątyni kupców nie umiał się przeciwstawić Jego zdecydowanemu działaniu, tak jak nikt nie umiał wytrzymać Jego groźnego spojrzenia. Wycofując się ze świątyni i nie patrząc mu w oczy, półgębkiem wyrażali jednak słowa oburzenia i gdy tylko ochłonęli trochę z wrażenia i zobaczyli, że po jego stronie nie było kapłanów ani lewitów, powrócili z władzami świątyni na czele, aby Go rozliczyć z zachowania jakie samowolnie podjął.

Zaczęli od zasadniczego pytania: kto cię upoważnił do tego abyś tak się zachowywał w świątyni? Za kogo ty się uważasz? Jakie masz rekomendacje? Jezus krótko na to im odpowiedział, że Jego prawo jest prawem prorockim, co zostało publicznie poświadczone wcześniej przez Jana Chrzciciela.

Zgrzytali zębami na tę odpowiedź i postanowili w tej chwili jeszcze nie prowadzić dalszego dochodzenia. Odchodzili w milczeniu, bo jeszcze wtedy bali się głośno to uczynić. Bali się powiedzieć wprost to o co go później oskarżyli, że jest samozwańczym mesjaszem, który uzurpuje sobie godność jakiej nie posiada i tym samym zwodzi ludzi którzy poszli za nim.

Skojarzyłem sobie ten obraz z tym co coraz częściej możemy zobaczyć w telewizji i co powoli staje się kulturowym kanonem i zapytałem samego siebie, jak dzisiaj zachowałby się prorok w kościele, a więc miejscu przeznaczonym dla świętej liturgii, widząc ze odbywa się tam świeckie przedstawienie”

W przestrzeni sakralnej, w prezbiterium, koncentrowała się konferansjerka, występy chóru i partie solowe – tyłem do ołtarza, do krzyża i do tabernakulum. Święte świętych znajdowało się za ich plecami, a oni je traktowali tak jak gdyby go wcale nie było, albo jakimś magicznym naciśnięciem na guzik pilota jego sakralność zablokowana. Po prostu tak się zachowywano jak gdyby to był teatr, filharmonia albo zwykła muszla koncertowa. Oczywiście pomagała im w tym dzielnie i publika.

Właśnie ta dwuznaczność jest szczególnie niebezpieczna, ten rodzaj „magicznego” radzenia sobie z sacrum, które sprawia, że raz się to sacrum uznaje, a drugi raz uważa się że go nie ma, bez żadnych odnośników do kryteriów obiektywnych, po prostu dlatego, że taka zapadła w danym momencie decyzja i tak został użyty pilot decydenta.

Czy sacrum świątyni jest czymś permanentnym, czy tylko związanym z nim chwilowo i jaki ma na te ocenę wpływ obecnego w niej Najświętszego Sakramentu. Trzeba o tym wiedzieć, aby wiedzieć jak się zachować się w tej przestrzeni, aby nie tylko nie urazić czyichś uczuć religijnych i nie obrazić wiary Kościoła, który w tym właśnie symbolicznym miejscu wyznaje ją jako wspólnota, ale przede wszystkim w miejscu w którym ma być szczególnie czczony Bóg, nie uczynić niczego co Go może obrazić, aby uchronić „dom Ojca” przed zbezczeszczeniem i aby „dom modlitwy” nie stał się „jaskinią zbójców”. Ważne jest zatem jasne usankcjonowanie teologiczne statusu sakralności tego miejsca, unikając w ten sposób wydania go na łup handlowych aranżacji i znaczeniowych uproszczeń.
.
Jeżeli górę w Kościele weźmie troska o pieniądz, o to aby lepiej sprzedać i więcej zarobić na wymianie walut, na sprzedawanych wołach i gołębiach, wówczas zwycięży w Kościele duch świata. Zamiast pokoju, będzie się tam rodziła zbójecka chciwość i okrucieństwo. Będzie tam również kwitło udawanie, aby móc cichaczem sprzedać Jezusa za 30 srebrników i zgodzić się na Jego ukrzyżowanie, zaklinając się mocno, żeby własnemu sumieniu było miło, że stoi się całym sercem po stronie „wartości” i że bardzo nam chodzi o nie.

Ilustracja: obraz El Greco