„Jezus i Jego uczniowie przyszli do Betsaidy”. Wieść ta rozeszła się po okolicy i niektórzy szybko pospieszyli ze swoimi chorymi, aby ich uzdrowić, zanim pojawią się tłumy, trzeba się będzie przez nie przedzierać, napierając na siebie nawzajem i blokując sobie drogę.

Mówi Ewangelia, że „Przyprowadzili Mu niewidomego i prosili, żeby się go dotknął”. Wyczuwa się ze strony pragnących uleczenia wyraźny pośpiech. Są przygotowani do natychmiastowego działania i chcą aby wszystko odbyło się sprawnie, bez zbędnych zachodów i dłużyzn. Ponieważ chodzi o niewidomego, trzeba to powiedzieć Mistrzowi na samym początku, żeby nie zadawać zbędnych pytań i od razu sięgnąć do jego oczu.

Spojrzeli po sobie lekko zdziwionym oczyma, gdy Jezus „ujął niewidomego za rękę i wyprowadził go poza wieś”. Nie rozumieli tego zachowania, ale co mieli robić? W milczeniu podążali za nimi, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Niczego nie komentowali, ale widać było, że nie budziło ich zachwytu to co Jezus robił, tym bardziej, że nie wiedzieli jakie sa tego powody. Może okazali się zbyt bez obcesowi? Za bardzo się spieszyli? Zanim jeszcze Jezus o cokolwiek ich zapytał, oni już Go uprzedzili wezwaniem aby dotknął się niewidomego.

Jezus z jakiegoś powodu oddalił się poza wieś, prowadząc za rękę niewidomego, jak gdyby to miało jakieś istotne znaczenie, gdzie dojdzie do uzdrowienia. Wszyscy szli w głębokim milczeniu i coraz głębszym zamyśleniu, raz po raz napotykając czyjś zdziwiony wzrok. Po kilkunastu minutach, gdy znaleźli się już dość daleko, na odludziu, nagle Jezus przystanął i momentalnie zatrzymali wszyscy inni, pilnie patrząc na to co teraz będzie się działo. Wiatr właśnie ucichł, a księżyc niepodzielnie zaczął swoje królowanie na niebie. Jezus „Zwilżył (niewidomemu) oczy śliną, położył na niego ręce i zapytał: „Czy coś widzisz?”. Ten Mu odpowiedział, że niewiele, bo jak przyznał, widział ludzi „niby drzewa”.

Czyżby wyczerpała się moc Mistrza? W duszy tych którzy towarzyszyli niewidomemu pojawiły się pierwsze wątpliwości. Co teraz będzie ? Czy coś zostało przez nich niedopatrzone? Coś trzeba było zrobić, a oni tego nie dopatrzyli ? Jezus niczego im nie wyjaśniał. Po prostu spokojnie, jeszcze raz „położył ręce na jego oczy” i wówczas „I przejrzał on zupełnie, i został uzdrowiony; wszystko widział teraz jasno i wyraźnie”.

Znikło napięcie z twarzy uczestników tego zdarzenia i pojawiła się w ich spojrzeniach głęboka ulga. Niewidomy zaczął skakać i głośno wołać „alleluja, alleluja”. Towarzyszyli mu w tym wybuchu radości inni, wszyscy którzy razem z nim tam byli. Tańczyli ze wzniesionymi do góry rękami, zaglądali sobie wzajemnie w twarze i się śmiali się do siebie, jak gdyby chcąc potwierdzić to czego byli świadkami, ale ciągle wydaje się im to niemożliwe. Co chwilę ktoś podbiegał do Jezusa i ściskał z wdzięcznością Jego obie dłonie.

Na tym skończyłaby się ta ewangeliczna prosta opowieść i pewnie nikt nie zadawałby sobie pytania, które na początku sobie postawił: dlaczego Jezus nie uzdrowił niewidomego natychmiast, w miejscu gdzie się spotkali, ale wyprowadził go poza wieś? Nikt by się już teraz nad tym nie zastanawiał, gdyby nie bardzo enigmatyczne, rzucone przez Jezusa na pożegnanie :”Tylko do wsi nie wstępuj!”.

Właśnie, dlaczego Jezus to powiedział? Tym bardziej, że to przecież On wyprowadził niewidomego poza wieś i przywiódł aż tutaj, a teraz każe mu udać się do domu, z jednym zastrzeżeniem: „Tylko do wsi nie wstępuj!” Widać dom i wieś nie są duchowo takie same i nie zawsze się harmonijnie wspierają. Doznawszy Bożego uzdrowienia, trzeba mieć się na baczności, aby „wioska” nie wpłynęła źle na nasz proces rekonwalescencji.

Ilustracja: Gioacchino Assereto (1600-1649), Chrystus uzdrawia niewidomego (Carnegie Museum of Art)