Tobiasz nie mógł ścierpieć więcej bólu i wybuchnął płaczem i lamentem przed Bogiem. W cierpieniu zaczął się modlić. Tobiasz uświadomił sobie, że rozpadł się jego perfekcyjny, z trudem budowany świat, wszystko, co tworzył, z czego był dumny, co kochał. Dotychczas wiernie służył Bogu i był przekonany o swojej doskonałości. Sądził, że uczciwość i wierność Bogu zapewnią mu szczęście i błogosławieństwo. „Szczęście miało być nagrodą, a nieszczęście karą. Nie mógł sobie wyobrazić, że to, co otrzymujemy od Boga, nie jest zapłatą, ale darem. Nie mieści mu się w głowie, że Bóg mógłby stanąć po jego stronie i przyjąć go jako swoje dziecko, nawet gdyby nie trzymał się tak kurczowo tego, co podoba się Bogu. Zawsze, gdy mu się powodziło, widział w tym nagrodę za swoje dobre postępowanie. A teraz cały ten system legł w gruzach. W jaki sposób ma dalej żyć? Po co w ogóle jest jeszcze na tym świecie?” (E. von Kalckreuth).
Modlitwa Tobiasza należy do najpiękniejszych modlitw na kartach Biblii. Przypomina modlitwę Mradocheusza i Estery (por. Est 4,17a-17z). Jest to modlitwa człowieka rozbitego, w którym załamały się pewne, tworzone przez niego wartości i ideały, ale który dzięki temu (i Bogu) może tworzyć nowe. Modlitwa Tobiasza jest modlitwą „nocy ciemnej”, modlitwą kryzysu, modlitwą rozdartą. Wznosi się od człowieka pełnego goryczy i niepokoju. Ta modlitwa wydaje się pozornie sprzeczna, ale w rzeczywistości jest to modlitwa bardzo prawdziwa.
Tobiasz rozpoczyna modlitwę od uwielbienia Boga: „Sprawiedliwy jesteś, Panie, i wszystkie dzieła Twoje są sprawiedliwe. Wszystkie Twoje drogi są miłosierdziem i prawdą” (Tb 3,2). Tobiasz nazywa Boga Panem (gr. Kyrios, hebr. Adônāj) i uznaje Jego boskie przymioty: sprawiedliwość, miłosierdzie i wierność (prawdę). „Te same trzy kluczowe słowa określają zasady życia Tobita. Oznacza to, że Tobit stosował się do przykazania naśladowania Boga (…), które można uznać za rdzeń etyki biblijnej, gdyż najgłębszym uzasadnieniem przykazania miłości jest to, że Bóg jest miłością. Inwokacja z modlitwy Tobita zawiera zatem pochwałę Boga jako wzoru moralnego, a nie tylko apel do Bożej sprawiedliwości” (M. Wojciechowski).
Tobiasz korzy się przed Bogiem, uznaje swój grzech. Do tej pory uważał się za sprawiedliwego i czystego. Teraz uświadamia sobie, że nie jest bez winy. Do takiego myślenia doprowadziło go powszechne przekonanie, że cierpienie jest karą za grzechy. Wprawdzie sam ich nie dostrzega, ale świadczy o tym jego ślepota. „Wie, że ma grzech, tylko nie wie jeszcze, jaki!” (A. Pelanowski).
Rozumowanie Tobiasza, w którym pomyślność zależy od zasług, a cierpienie jest karą, prezentowali również przyjaciele Hioba. Zarzucali mu pychę, zarozumiałość i bluźnierstwa przeciwko Bogu. Twierdzili, że ponosi sprawiedliwą karę za grzechy, bo Bóg nie może sprowadzić nieszczęścia na sprawiedliwego. Uważali siebie za adwokatów Boga, stając przeciw cierpiącemu człowiekowi. Nie zadali sobie trudu, by wczuć się w sytuację przyjaciela, ale wszystko oceniali z pozycji lepiej wiedzących, mających Boga po swojej stronie. Hiob musiał całymi dniami słuchać potoku słów „przyjaciół”, które zamiast pociechy były bolesnym, raniącym i niesprawiedliwym oskarżeniem. Jednak w przeciwieństwie do Tobiasza, nie uznał swych grzechów. A argumentacje przyjaciół uznał za „zdania z popiołu” i „steki kłamstw”.
W modlitwie Tobiasza uderza poczucie odpowiedzialności zbiorowej za grzechy narodu. Tobiasz prosi Boga: „A teraz, o Panie, wspomnij na mnie, wejrzyj, nie karz mnie za grzechy moje ani za zapomnienia moje i moich przodków, którymi zgrzeszyliśmy wobec Ciebie. Nie słuchaliśmy Twoich przykazań, a Ty wydałeś nas na łup, niewolę i śmierć, na pośmiewisko i na szyderstwa, i na wzgardę u wszystkich narodów, wśród których nas rozproszyłeś. Teraz więc liczne Twoje wyroki są prawdziwe, wykonane na mnie za moje grzechy, ponieważ nie wypełnialiśmy Twoich przykazań ani nie chodziliśmy w prawdzie przed Tobą” (Tb 3,3-5). Tobiasz odczuwa na sobie skutki winy przodków. Na Bliskim Wschodzie dominowała struktura zorientowana na grupę, plemię, ród, rodzinę. W związku z tym istniała koncepcja odpowiedzialności zbiorowej. Między Izraelitami krążyło ludowe przysłowie: „Ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom” (Ez 18,2). Przekonanie o zbiorowej odpowiedzialności prowadziło do pewnych absurdów. Z jednej strony rodził się bunt przeciw Bogu. Dlaczego dzieci mają ponosić konsekwencje błędów i grzechów przodków, zwłaszcza rodziców? Z drugiej zaś strony starano się unikać odpowiedzialności. Nie trzeba nic zmieniać ani podejmować żadnego trudu, gdyż wszystko zależy od przeszłości; jest konsekwencją działań przodków i wcześniejszych pokoleń.
Wobec tak rozumianej sprawiedliwości wystąpił prorok Ezechiel. Każdy ponosi odpowiedzialność za swoje czyny, dobre lub złe: „Umrze tylko ta osoba, która grzeszy. Syn nie ponosi odpowiedzialności za winę swego ojca ani ojciec – za winę swego syna. Sprawiedliwość sprawiedliwego jemu zostanie przypisana, występek zaś występnego na niego spadnie” (Ez 18,20). Pan Bóg nie kieruje się ludzką teologią. On jest sprawiedliwy i miłosierny. Pragnie, by wszyscy się nawrócili i zostali zbawieni: „Ja nie mam żadnego upodobania w śmierci – wyrocznia Pana Boga. Zatem nawróćcie się, a żyć będziecie” (Ez 18, 32). Ezechiel koryguje wypaczone pojęcie sprawiedliwości. Człowiek nie jest więźniem przeszłości, uwarunkowań rodzinnych ani społecznych. Istnieje też pewna dynamika w relacji do grzechu. Sprawiedliwy może utracić własną sprawiedliwość i zgrzeszyć, oddalić się od Boga. Niesprawiedliwy może się nawrócić i odrzucić grzech.
Świadomość kary jako konsekwencji grzechów rodzi w Tobiaszu ambiwalentne uczucia. Z jednej strony przyjmuje fakt odpowiedzialności zbiorowej, z drugiej jednak strony nie dostrzega własnych grzechów. Był sprawiedliwy, a dotyka go nieszczęście. Cierpi z powodu ślepoty i braku zrozumienia ze strony otoczenia. Doświadcza szyderstw od sąsiadów, znajomych, a nawet własnej żony.
Tobiasz przeżywa depresję, ogarnia go smutek, płacze, nie widzi sensu dalszego życia, pragnie umrzeć. Prosi Boga o śmierć: „Teraz więc uczyń ze mną według Twego upodobania, pozwól duchowi mojemu opuścić mnie. Chcę odejść z powierzchni ziemi i stać się [znowu] ziemią, ponieważ śmierć jest lepsza dla mnie niż życie. Albowiem słuchać muszę wyrzutów niesłusznych i ogarnia mnie wielka boleść. Panie, rozkaż, niech będę uwolniony od tej niedoli! Pozwól mi udać się na miejsce wiecznego pobytu, nie odwracaj Twego oblicza ode mnie, Panie, ponieważ dla mnie lepiej jest umrzeć, aniżeli przyglądać się wielkiej niedoli mojego życia i słuchać szyderstw” (Tb 3,6). Tobiasz woli zostać unicestwiony, niż być obiektem dalszych szyderstw. Modli się, by odejść do miejsca wiecznego spoczynku. Nie ma jednak na myśli nieba rozumianego jako wieczna szczęśliwość z Bogiem. Tobiasz myśli o bet olam, o grobie. W najstarszych wyobrażeniach życia pośmiertnego sądzono bowiem, że „człowiek jest ożywioną przez ducha ziemią i powróci do niej (Rdz 2,7; 3,19). «Miejsce wieczyste» jest synonimem otchłani (Szeolu, Hadesu), grobowego dołu, kraju cieni (…) Udręczony Tobit nie lęka się jej jednak, gdyż pragnie tylko spoczynku” (M. Wojciechowski).
Podobne doświadczenia były udziałem Eliasza. Ten wielki prorok, który pokonał setki wyznawców Baala, przeżywał depresję, nie widział sensu dalszego życia i walki, pragnął umrzeć, prosił Boga o śmierć: „Wielki już czas, o Panie! Zabierz moje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków” (1 Krl 19,4). W chwili, gdy osiągnął największy sukces, gdy zdemaskował i pokonał fałszywych proroków, odezwały się w nim lęki i skrywana słabość. Eliasz dotarł do kresu możliwości fizycznych i psychicznych. Pragnął śmierci, która uwolniłaby go od dalszego trudu, walki życiowej, obojętności świata i być może dręczących wyrzutów sumienia.
Tobiasz pragnie umrzeć, aby nie doświadczać więcej frustracji związanych z życiowymi niepowodzeniami i w konsekwencji z cierpieniem. Eliasz również chce uciec od możliwej porażki, tymczasem zapada w sen. Pragnienie śmierci, sen to rodzaj mechanizmów obronnych, ucieczki. „Ale jest to ucieczka przed świadomością siebie samego, przed kontaktem z Bogiem i przed ewentualnym spotkaniem drugiego człowieka. Depresja albo popycha do ucieczki w sen, albo sprawia, że nie można spać. (…) Każda depresja jest efektem długoterminowego tłamszenia w sobie złości i lęku. Chwila uwolnienia się od tych uczuć rozkłada człowieka «na łopatki»” (D. Sianożęcka).
Pytania do refleksji:
- Czy doświadczyłeś w życiu ruiny swej egzystencji?
- Jakie sprawy i problemy są przyczyną twoich łez?
- Czy twoja modlitwa bywa czasem wołaniem rozpaczy i bólu?
- Czy potrafisz milczeć wobec bólu innych?
- Czy potrafisz wczuć się w sytuację drugiego człowieka? Czy starasz się zrozumieć położenie bliźnich?
- Co sądzisz o odpowiedzialności zbiorowej?
- Czy nie oskarżasz za swe błędy, grzechy, kompleksy i słabości innych (zwłaszcza rodziców)?
- Czy jesteś odpowiedzialny za własne życie, powołanie, ludzi ci powierzonych?
- Czy przeżywałeś stany depresyjne? Czego cię nauczyły?
- Czy odczuwałeś kiedyś pragnienie śmierci? Dlaczego?