W czasie trwającej wojny na Ukrainie i jezuickich wysiłków, by przyjść z pomocą potrzebującym, warto zajrzeć do przeszłości, by wspomnieć i zainspirować się postawami jezuitów – braci zakonnych z czasów II wojny światowej, którzy ryzykując z wielkim oddaniem i kreatywnością dbali o pokrzywdzonych przez wojnę ludzi.
Pośród malarstwa jakie można spotkać w jezuickich domach znajdują się dwa obrazy Kazimierza Kopczyńskiego (1908-1992). Internetowe źródła prezentują sylwetkę tego artysty następująco: „Urodził się 4 marca 1908 w Nowym Sączu. Tam ukończył gimnazjum klasyczne im Jana Długosza, a następnie idąc w ślady ojca Państwowe Pedagogium w Krakowie, gdzie w trakcie studiów uczęszczał do pracowni Henryka Polichta. Duży wpływ na jego malarstwo miała też Bronisława Rychter-Janowska, która odwiedzała rodzinę Kopczyńskich w Nowym Sączu. Kopczyński przyjaźnił się też z pejzażystą Kazimierzem Szeligiewiczem.
Jego prace zostały zaprezentowane po raz pierwszy W 1936 w Sosnowcu, na zbiorowej wystawie zorganizowanej przez Salon Sztuki Alfreda Wawrzeckiego w Krakowie z inicjatywy jego promotora Władysława Mazura. W czasie wojny obronnej w 1939 został zmobilizowany w stopniu podporucznika i przebył cały szlak bojowy 204 Pułku Piechoty. Został wzięty do niewoli w okolicy Tomaszowa Lubelskiego i tymczasowo osadzony w obozie w Bochni. Następnie był przetrzymywany w obozach XI B Braunschweig, XII A Hadamar i VII A Murnau na terenie III Rzeszy. W obozach organizował koncerty i grał na skrzypcach w orkiestrze, kształcił też swoje zdolności malarskie i rysunkowe pod okiem innego jeńca Maksymiliana Feuerringa. Po wyzwoleniu obozu przez armię amerykańską powrócił do Polski i osiedlił się w Bielsku, gdzie wstąpił, jako jeden z pierwszych członków, do Polskiego Związku Plastyków, w którym przez 40 lat działał w zarządzie lub na stanowisku prezesa. Od 1960 regularnie wyjeżdżał na wakacyjne plenery do Nowego Sącza i tam powstało wiele jego prac. Był współzałożycielem Grupy Beskid. Z pierwszą żoną Zofią miał dwójkę dzieci, Danutę i Tomasza, po jej śmierci związał się z Jadwigą, także malarką.” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Kazimierz_Kopczyński)
„Prace artysty znajdują się w zbiorach Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, licznych instytucjach i muzeach, a także w zbiorach prywatnych w kraju i za granicą, między innymi w Watykanie. Malarstwo Kazimierza Kopczyńskiego jest nie tylko świadectwem przeżyć i doznań osobistych, ale także wyrazem przekonań i upodobań artystycznych oraz dążności do zachowania i utrwalenia w sztuce autentycznych wartości polskiej kultury.” (zpap.bielsko.pl/nasi-artysci/artysci-niezyjacy/kazimierz-kopczynski/)
Ścieżki Kazimierza Kopczyńskiego i jezuitów przecinają się w Nowym Sączu. Jak wspomina o. Jacek Maciaszek SJ, w przeszłości przełożony jezuickiej wspólnoty i proboszcz w Nowym Sączu w latach 2001-2007: „W czasie mojego superiorstwa w Nowym Sączu odwiedziła mnie Pani Danuta (córka Kazimierza Kopczyńskiego). Wspominała, że podczas wojny, gdy jej ojciec przebywał w niemieckich obozach, utrzymanie rodziny spadło na barki jej matki.
Wspominała też, że w czasie wojny wokół młyna jezuickiego (pracowali tam nasi bracia zakonni, ale był on zarządzany przez Niemców, m. in. stale obecny był niemiecki zarządca) wokół tego młyna bawiło się zawsze sporo dzieci, niczym nie wzbudzając podejrzeń Niemca. W czasie, gdy bracia zakonni brali go na obiad, jak wówczas mówiła: „święty brat Tomasz” każdemu dziecku do woreczka ładował po łopatce mąki, nakazywał zawiesić na szyi, ukryć pod ubraniami i najkrótszą drogą iść do domu. W ten sposób, jak mówiła – młyn ten i bracia tam pracujący niejedną sądecką rodzinę ratowali w czasie wojny. Wspomniany przez nią „święty brat Tomasz”, był to z pewnością br. Tomasz Niziołek SJ (1903-1985), który w czasie wojny pracował w sądeckim młynie najpierw jako pomocnik, a następnie kierownik.
(br. Tomasz Niziołek SJ)
Pani Danuta wspomniała, że jej ojciec po przejściu na emeryturę zaczął intensywnie malować, a jednym z jego pierwszych obrazów (wg. jej słów – z wdzięczności za pomoc rodzinom) był właśnie – Młyn jezuicki. Ona wówczas ten obraz mi podarowała, jak i drugi (także autorstwa swojego już wówczas śp. ojca) obraz – Cmentarz w Wierchomli.
(Cmentarz w Wierchomli)
„Młyn jezuicki” powiesiłem w naszej auli rekreacyjnej w Nowym Sączu na Skargi. „Cmentarz w Wierchomli” zabrałem ze sobą odchodząc do Gliwic i powiesiłem w auli rekreacyjnej naszego domu w Gliwicach. Obydwa te obrazy autorstwa Kazimierza Kopczyńskiego są tam do dzisiaj. Niech będą świadectwem zaangażowania Naszych Współbraci w pomoc ludziom, w tych jakże trudnych czasach.”
Drugim bratem pracującym w jezuickim młynie, równie zasłużonym w trosce o bezbronnych ludzi cierpiących z powodu wojny, był br. Stefan Wawszczak SJ (1920-2012). Podczas II wojny światowej był pomocnikiem kierownika młyna jezuickiego w Nowym Sączu, uczestniczył w akcjach zaopatrywania w żywność potrzebujących. Po upaństwowieniu młyna w 1951, pracował w administracji i księgarni WAM w Krakowie.
(JM, DM)