Wieczorem, po wygłoszeniu przypowieści, Jezus zwrócił się do swych uczniów: „Przeprawmy się na drugą stronę” (Mk 4,35). Były to tereny zamieszkiwane głównie przez ludność pogańską, nieżydowską. „Wyjazd ten był nagły i niespodziewany, być może że Jezus chciał znowu uniknąć gorących owacji ze strony tłumów, które Go słuchały” (G. Ricciotti). A być może, zmęczony, chciał zwyczajnie odpocząć.

Niedługo po wypłynięciu na jezioro, „zerwał się gwałtowny wicher” (Mk 4,37). Gwałtowny wicher oznacza tutaj burzę, huragan, trąbę powietrzną, która wstrząsnęła wodami jeziora. W języku biblijnym „wiatr jest wszystkim, co utożsamiamy z pewnymi niewidzialnymi energiami, które przemierzają świat i nim wstrząsają, wywołując panikę również w ludziach najwyraźniej niemających żadnych możliwości skutecznego przeciwstawiania się im” (I. Gargano). Dlaczego jednak doświadczeni rybacy wypłynęli na jezioro w taką pogodę?   Burze na jeziorze Genezaret należą do zjawisk dość częstych ze względu na położenie jeziora. Znajduje się ono ponad dwieście metrów p.p.m. i jest otoczone wzgórzami poprzecinanymi wąskimi przesmykami. Zimne wiatry wiejące od gór Hermonu (2500 metrów n.p.m.) przeciskają się przez nie, burzą wody jeziora i wywołują gwałtowne burze, które równie nagle, nieprzewidywalnie wybuchają, jak i ustają.

Apostołowie byli przeważnie dziećmi jeziora przyzwyczajonymi do nagłych zmian pogody, jednak burza była wyjątkowo silna i gwałtowna. „Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała wodą” (Mk 4,37). „Któż nie potrafi wyobrazić sobie podobnej sytuacji? Ciemna noc, mała łódź na wielkim jeziorze, nadciąga burza, powstają fale, zalewają łódź, mężczyźni wiosłują, rozpaczliwie zmagając się z wiatrem, krzyczą ze strachu… W takiej sytuacji nawet odważni ludzie okazują się słabi” (S. Kiechle).

Tymczasem Jezus… spał zmęczony w tyle łodzi na poduszce. „Jego sen ma wymiar realny i symboliczny zarazem. Jest to sen kogoś, kto jest zmęczony i chce odpocząć. Ale jest to też sen kogoś, kto nie ma w sobie strachu czy niepokoju, nie budzi w nim lęku zewnętrzna sytuacja” (M. Orsatti). „Każdy, kto kiedykolwiek znajdował się w rzucanej przez sztorm łodzi, ma powody uznać, że już sama umiejętność spania podczas burzy była cudem! Jezus daje tu świadectwo doskonałej ufności Bogu, której oznaką w Piśmie często jest spokojny i niczym niezmącony sen (zob. Hi 11,18; Ps 4,9; Prz 3,24)” (M. Healy).

Sen Jezusa podczas burzy jest jedną z odpowiedzi na pytanie, dlaczego Bóg milczy. Dlaczego pozostaje w tyle, „na wezgłowiu”, jakby był nieobecny i spał, podczas gdy jego uczniowie (Kościół) muszą zmagać się z tyloma „burzami”, prześladowaniem, katastrofalnymi wydarzeniami, osobistymi problemami? Bóg zawsze jest, mimo iż Jego obecność ma różny wymiar. Wyraża się ona  w chwilach mocnych interwencji, manifestacji mocy, cudów i znaków. Ale także w ciszy, milczeniu, jakby w śnie. Jest to obecność bardzo delikatna, dyskretna, niejako z oddali, niemniej równie realna i skuteczna, mimo iż wymagająca większego zaufania i cierpliwości. „Śpiący Jezus spokojem i pozornym brakiem zainteresowania skłania wystraszonych uczniów do odkrycia czułej obecności Tego, który może wszystko” (M. Orsatti).

Zachowanie Jezusa w obliczu niebezpieczeństwa zaskoczyło i podenerwowało uczniów. Jego sen podczas burzy powinien dodać im otuchy. Byli już świadkami cudownych interwencji Nauczyciela. Tymczasem był niezrozumiały. Drażnił ich jak „widok kogoś, kto śmieje się i żartuje w obliczu niebezpieczeństwa” (C.M. Martini). W ich sercach rodził się niepokój, lęk i zwątpienie. Nie przestali jednak płynąć zgodnie z życzeniem Jezusa. Zmagali się zarówno z żywiołami przyrody, jak i z odruchami niepewności, lęku i niewiary.

Uczniowie, budząc Jezusa, zapewne prosili o pomoc w ratowaniu łódki i wsparcie moralne. Nauczyciel nie pozostał obojętny, nie pozostawił uczniów samych w stanie paniki. Uciszył niespokojne żywioły: „On, powstawszy, zgromił wicher i rzekł do jeziora: Milcz, ucisz się! Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza” (Mk 8,39). Jezus powstał. Użyte w tekście greckie słowo oznacza pełne przebudzenie, zmartwychwstanie. Jezus powstając ze snu (zmartwychwstając), „usuwa śmiertelny lęk, udrękę śmierci, panikę, która ogarnęła wszystkich, i daje zupełnie nową pogodność, pokój, jakie może przynieść tylko Jego pewne słowo” (I. Gargano). Następnie „zgromił” wicher. „Słowo przetłumaczone jako zgromić jest tym samym, które używane jest w opisach wyrzucania przez Jezusa duchów nieczystych (Mk 1,25; 3,12), co sugeruje, że to siły diabelskie w jakiś sposób wznieciły nawałnice, zagrażającą zawróceniem Jezusa i Jego uczniów z ich misji” (M. Healy). W starożytności morze i groźny wicher symbolizowały chaos, miejsce zamieszkiwania złych mocy, wrogich człowiekowi. „W dawnej religii Kanaanu bóg morza był zarazem bogiem śmierci. W świecie greckim bóg Posejdon uosabiał morze, a był on zły i mściwy. Wzburzone morze mogło być personifikowane jako siła demoniczna. Izraelici, którzy przecież ludem morskim nie byli, tym bardziej obawiali się morza” (M. Wojciechowski). Również w Starym Testamencie panowanie nad otchłanią morską i innymi niebezpiecznymi żywiołami zarezerwowane było jedynie dla Boga.

Jezus objawia swoją boską moc. Nie prosi Boga o wsparcie. Ale sam rozkazuje wichrowi, by się uciszył. Potężny wicher „zostaje skarcony jak szczeniak, który może po tym potulnie się podporządkować jedynie swemu panu” (I. Gargano). Nastała totalna głęboka cisza. Zazwyczaj potrzeba kilku godzin, aby wzburzone fale morza mogły się uspokoić po wielkim sztormie. Jezus uczynił to natychmiastowo. Wystarczyło jedno słowo, egzorcyzm. Zadziałał jak Bóg; okazał swą moc i władzę nad siłami natury, zgodnie ze słowami psalmu: „I w swoim ucisku wołali do Pana, a On ich uwolnił od trwogi. Zamienił burzę w wietrzyk łagodny, a fale morskie umilkły” (Ps 107,28-29).

Gdy minęło niebezpieczeństwo, Jezus zganił kruchą wiarę uczniów: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam wiary!” (Mk 8,40). Uczniowie zostali zaproszeni przez Jezusa, by dzielić z Nim doświadczenia życia. Podjęli to zaproszenie. Są więc ludźmi wiary, idą za Jezusem, wierzą Mu. Ale ich wiara jest wciąż świeża, jak u nowicjuszy, nie jest jeszcze dojrzała, głęboka. Jezus zarzuca twardym, zahartowanym w pracy mężczyznom bojaźliwość. Zapewne nie chodzi Mu o lęk przed burzą. Może ona przecież wywołać strach w każdym człowieku.

Jezus łączy bojaźliwość z wiarą. Święty Mateusz opisuje to samo wydarzenie w innej kolejności (Mt 8,23-27). Jezus najpierw prowadzi z uczniami dialog, a dopiero potem dokonuje cudu uciszenia burzy. W ten sposób wychowuje swoich uczniów do wiary i ufności. Chce pokazać, że nawet największe zewnętrzne niebezpieczeństwa, nawet siły natury grożące śmiercią, nie są dla człowieka największym zagrożeniem. Największym problemem nie jest burza, ale lękliwy sposób jej przeżywania. Gdyby uczniowie ufali Jezusowi, nie musieliby Go budzić. Wystarczyłaby im świadomość Jego obecności i bliskości.

Mocne słowa Jezusa nie są krytyką zwykłego strachu związanego z niebezpieczeństwem zewnętrznym. Lęk uczniów nie jest też wadą, czy zwykłym zjawiskiem psychologicznym. Jest raczej lękiem związanym z wiarą, lękiem przed zaufaniem Mistrzowi do końca. Uczniowie „wątpią w Jego interwencję, osobowość, w Jego miłość” (M. Orsatti). Dlatego wciąż bardziej liczą na własne siły. Dopiero gdy doświadczają bezradności, ogarnia ich przerażenie i zwracają się do Jezusa. „Wcześniej nie doświadczyli strachu: powiedzieli Panu «tak». (…) Dopiero jednak w tej sytuacji zostają wystawieni na poważną próbę. «Tak» apostołów nie było głęboko zakorzenione i należało nim wstrząsnąć i poruszyć je. Każde «tak» bowiem, każde prawdziwe «tak» («tak» powiedziane Jezusowi, przyjacielowi, kobiecie, mężczyźnie, trudnemu zadaniu), musi przejść przez próbę, jakikolwiek byłby trud i samotność, z jakąkolwiek spotkałoby się drwiną, szyderstwem, dezaprobatą, opuszczeniem ze strony ludzi” (C.M. Martini).

Ludzkie lęki są sprawdzianem ufności Bogu. „Strach i ufność nie chodzą ze sobą w parze. Obawa jest oznaką słabości wiary, rodzi się z zasklepienia w wyrachowaniu i nieufności, w zamknięciu się w samym sobie” (C.M. Martini). Apostoł Jan napisał: „W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” (1 J 4,18). Natomiast święta Katarzyna Sieneńska twierdziła, że „boi się tylko ten, kto czuje się sam, kto ufa tylko sobie i pozbawiony jest doskonałej miłości. (…) Ci, którzy pokładają nadzieję w sobie samych, boją się zawsze. Lękają się własnego cienia i pytają ciągle, czy nie zabraknie im nieba i ziemi”.

Pytania do refleksji:

  • Co rodzi w tobie gwałtowność, natarczywość?
  • Czy przeżyłeś kiedyś burzę na jeziorze, morzu? Jakie odczucia ci wówczas towarzyszyły?
  • Jakie fale wewnętrzne i zewnętrzne uderzają w łódź twojego życia? Jakie lęki w tobie budzą?
  • Jak zachowujesz się w „burzowych” sytuacjach ? Czy nie ulegasz lękowi o siebie? Czy jesteś cierpliwy i wierny? Czy potrafisz zaufać Jezusowi? Czy sięgasz do modlitwy?
  • Czy nie buntujesz się przeciwko „biernej” obecności Boga? Może oskarżasz Go, że jest nieczuły i obojętny na ludzki los?
  • W jakich sytuacjach chcesz niecierpliwie „budzić” Jezusa?
  • Czy masz pretensje i żal do Boga? O co?
  • Czy modlisz się aktami strzelistymi? Który należy do twoich ulubionych?
  • Czy doświadczyłeś wyciszenia wewnętrznych burz?
  • Jakie znaczenie ma dla ciebie cisza?
  • Czy twoja wiara jest dojrzała, czy raczej raczkuje?
  • Co budzi w tobie największy strach?
  • Kiedy i w jaki sposób objawia się w tobie lęk przed zaufaniem do końca Bogu?
  • Jak odczytujesz i przeżywasz próby wiary?

Fragment książki: „Rabbi z Nazaretu”, WAM 2022