Dotyk       

 

Po krótkim pobycie w Tyrze Jezus „przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu” (Mk 7,31). Do Sydonu „mógł iść brzegiem Morza Śródziemnego, korzystając z wygodnej drogi rzymskiej, która z Antiochii biegła tędy na południe, ku Egiptowi” (J. Gać). Z Sydonu wyruszył wraz z uczniami w kierunku Jeziora Galilejskiego, „drogą najkrótszą i najwygodniejszą, uczęszczaną zapewne od czasów neolitu, tą mianowicie poprowadzoną przez wzgórza libańskie wzdłuż jednego z tamtejszych strumieni. Na odcinku od wybrzeża śródziemnomorskiego biegnie ona nieco na południe od Sydonu i prowadzi do Metulli, w głębi lądu, dziś na granicy Izraela z Libanem. Stąd wędrowcy mieli do wyboru przynajmniej dwa szlaki: tradycyjny wzdłuż Jordanu do jeziora oraz rzadziej uczęszczany, przez półstepowe obszary Gaulanitydy graniczącej z Dekapolem, krainy odpowiadającej dziś wzgórzom Golan” (J. Gać). Jezus zatoczył więc wielkie koło, ruszył najpierw na północ, potem na wschód i południe. „Cała ta podróż odbywa się na terytoriach nieżydowskich, stanowiąc zapowiedź międzynarodowego charakteru Kościoła” (M. Healy).

W czasie wędrówki Jezusa przez pogańskie tereny Dekapolu przyszli do Niego ludzie, przyprowadzając z sobą głuchoniemego, „i prosili Go, żeby położył na niego rękę” (Mk 7,32). Wcześniej mieszkańcy Dekapolu błagali Go, by opuścił ich tereny (Mk 5,17). Teraz uznają Go „za sprawcę wielkich dzieł, który jest pełen współczucia dla dotkniętych słabością. (…) Być może drogę utorował Mu nieoczekiwany ewangelizator: uwolniony od złego ducha opętany, który w całym regionie szerzył wieści o tym, co Jezus dla niego uczynił” (M. Healy).

Głuchota połączona z niemotą była poważnym kalectwem. „Jeśli głuchy odrobinę mówił, mógł słuch stracić w dzieciństwie. Brak słuchu upośledził kontrolę nad mową. Przyczyną mógłby też być udar mózgu. W każdym razie nie chodzi o objawy, które mogłyby ustąpić” (M. Wojciechowski). Głuchoniemy żył w pewnej nieświadomości. Pozbawiony najważniejszych zmysłów, nie rozumiał, co to znaczy słyszeć i mówić. Nie zdawał sobie sprawy z istotnych braków. Jego człowieczeństwo i życie były  bardzo zubożone, ale on tego nie widział i nie potrafił prosić o pomoc.

W czasach biblijnych głuchoniemi byli chronieni przez Prawo; zaliczano ich jednak – wraz z kobietami, niewolnikami, niepełnoletnimi i chorymi psychicznie – do grupy drugiej kategorii, która z braku wykształcenia nie była zdolna zachowywać przepisów Tory. Z tego względu byli często samotni, odizolowani i zepchnięci na margines życia społecznego. Głuchoniemy, o którym opowiada Ewangelista należał do szczęśliwców. Nie był sam. Miał życzliwych ludzi, którzy chcieli mu pomóc. W czasach starożytnych uzdrawianie głuchoniemych było zjawiskiem nieznanym. Podziwu godna jest więc wiara proszących. Słyszeli oni o Jezusie i Jego cudotwórczej mocy. Przyprowadzili chorego do Nauczyciela, prosząc, by zechciał go dotknąć.

Dotyk w starożytności wiązano zazwyczaj z przekazaniem mocy uzdrowieńczej bądź wypędzaniem sił demonicznych. „Od czasów patriarchów i proroków ręka położona na głowie drugiego oznacza i urzeczywistnia przekazanie energii. Jeszcze teraz nasi biskupi i kapłani otrzymują nałożenie rąk. Tak samo czyni się w czasie celebracji sakramentów. Na przykład nakładamy ręce na chleb i wino podczas celebracji eucharystycznej, ponieważ jesteśmy przekonani dzięki wierze, że energia Ducha Świętego posługuje się naszymi rękami, aby konsekrować chleb i wino obecne na stole-ołtarzu” (I. Gargano).

Pytania do refleksji:

  • Co stanowi twój największy brak, defekt?
  • W jakich dziedzinach jesteś „głuchoniemy”?
  • Czy potrafisz słuchać?
  • Co zwykle stanowi treść twoich rozmów?
  • Czy masz wokół siebie życzliwych ludzi, przyjaciół? Na kogo dziś możesz liczyć?
  • Jaki dotyk wyrył ci się w pamięci?
  • Kogo chciałbyś dotknąć swymi rękami?
  • Co chciałbyś dziś szczególnie usłyszeć? A co powiedzieć?

 

Intymność

 

Jezus odpowiedział na prośbę przyjaciół głuchoniemego. Wziął chorego na miejsce odosobnione. Być może nie chciał, by świadkiem był tłum oczekujący cudów i magicznych sztuczek. Cud wymagał intymności, wyciszenia, atmosfery duchowej, bliskości Boga.

Opis uzdrowienia wskazuje na starożytne metody uzdrawiania i egzorcyzmowania. Uderza w nim przede wszystkim ogromna ilość czynności, którymi opisane jest działanie Jezusa. W innych przypadkach uzdrowień wystarczyło jedno zdanie czy dotyk. Ta wielość czynności wskazuje, że głuchota i niemota stanowią poważne braki i upośledzenie człowieczeństwa.

Jezus najpierw włożył w uszy głuchoniemego swoje palce. Palec symbolizuje działanie samego Boga (por. Łk 11,20). „Pierwszy gest wykonany przez Jezusa w stosunku do głuchoniemego dąży do przywrócenia, uzdrowienia, uczynienia na nowo doskonale funkcjonalnym organu, który jest niezwykle ważny dla poprawnej relacji z Bogiem i z ludźmi. Chodzi zatem o prawdziwą «restaurację» oszpeconego obrazu, niedokładnie odpowiadającego pierwotnemu planowi Boga” (I. Gargano). Ma ponadto znaczenie psychologiczne. „Włożenie palców w uszy zmierza do pokazania choremu, że w słowach chcą dotrzeć do jego ucha miłość i zainteresowanie, czułość i akceptacja” (A. Grün).

Następnie „śliną dotknął mu języka” (Mk 7,33). „W jaki sposób mógł wykonać tego rodzaju gest, jeśli nie przez niezwykle tajemniczy pocałunek (por. Rdz 2,7)?” (I. Gargano). Ślina w świecie medycyny greckiej stanowiła swoisty antybiotyk; przejawia bowiem lekkie działanie przeciwzapalne. Ponadto jako „wydzielina ciała była powiązana symbolicznie z życiem fizycznym, a jako płyn z ust także z oddechem jako funkcją życiową. (…) Niewykluczone, że na pograniczu pogańskim i w Galilei, bardziej otwartej na wpływy greckie, Jezus posługiwał się zabiegami luźno spokrewnionymi z medycyną i magią hellenistyczną, podczas gdy w Judei – raczej poleceniami słownymi” (M. Wojciechowski).

Ślina to również gest bardzo intymny. Stanowi symbol macierzyństwa. Matka śliną ociera brud z twarzy dziecka. Okazuje mu w ten sposób miłość i daje poczucie bezpieczeństwa. Jezus jak dobra matka obdarował chorego uczuciami, za którymi tęsknił. „Objawił głuchoniememu nieskończoną wielkość swej miłości, nieskończoną czułość w stosunku do niego, docierając do jego najbardziej intymnej cząstki i zestrajając ją ze swym Duchem, który czynił go na nowo w pełni żywą duszą” (I. Gargano).

Cud uzdrowienia był możliwy dzięki współdziałaniu z Bogiem Ojcem: „spojrzawszy w niebo, westchnął” (Mk 7,34). W ten sposób włączył w uzdrowienie Ojca. On wszystko czynił w jedności z Ojcem: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Syn nie może niczego czynić sam z siebie, jeśli nie widzi Ojca czyniącego. Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni. Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje Mu to wszystko, co sam czyni” (J 5,19-20); „Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba” (J 8,29). W westchnieniu Syna do Ojca zawiera się modlitwa. Zapewne także miłość i współczucie dla cierpiącego, na którym grzech pierworodny odcisnął tak niszczące skutki. „W ten sposób otwiera przed drugim człowiekiem serce, umożliwia mu dostęp do siebie. Nie traktuje człowieka z zewnątrz, nie tworzy nawet jedynie klimatu, pozwalającego drugiemu czuć się dobrze, ale daje mu dostęp do swojego serca. Wzdychając staje się jednym z bliźnim, prowadząc go w ten sposób do Boga. Jest współczujący, pozwala się mu zranić i dotknąć” (A. Grün). Jezus stwarza najpierw wewnętrzną więź, relację, klimat miłości i wrażliwości. Dopiero w takim klimacie głuchoniemy może słuchać i mówić. Może wyjść z kręgu lęków i zamknięcia. Może otworzyć się na pełnię życia.

Pytania do refleksji:

  • Czy przypominasz sobie chwile, w których Bóg bierze cię „na bok”? O czym chciałbyś w takich chwilach z Nim porozmawiać?
  • Co przeszkadza ci w otwarciu na innych?
  • Czy pomagasz innym pokonywać zamknięcie w sobie i izolację?
  • Dla kogo nie ma jeszcze miejsca w twoim sercu? Dlaczego?

 

Effatha!    

 

Dotykanie uszu i języka głuchoniemego przez Jezusa stanowiły wstępne czynności. Być może miały  na celu, „psychologiczne przygotowanie chorego, wytworzenie w jego świadomości pewnego napięcia, o którym mówi dzisiejsza psychoterapia” (C. Keener). Dopiero po nich Jezus sformułował rozkaz: „Effatha, to znaczy: Otwórz się!” (Mk 7,34). „Głuchoniemy może teraz słyszeć, ponieważ w słowach ludzi nie czuje nienawiści i nieprzyjaźni, odrzucenia, skarcenia czy wymówki, ale miłość i przyjaźń. Może teraz mówić, gdyż żadne pęta strachu nie wiążą mu już języka (…) Zaistniał klimat zaufania i miłości” (A. Grün). Odzyskał całkowitą sprawność ciała, do jakiej został stworzony. Jezus objawił w ten sposób, że dzieło zbawienia obejmuje całego człowieka, z ciałem i duszą.

Cud Jezusa ma wymiar medyczny, ale również teologiczny. Przywołuje zapowiedzi prorockie i odwołuje do czasów mesjańskich: „Pokrzepcie ręce osłabłe, wzmocnijcie kolana omdlałe! Powiedzcie małodusznym: Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto pomsta; przychodzi Boża odpłata; On sam przychodzi, by was zbawić. Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło krzyknie” (Iz 35,3-6). Również sam Jezus wskazał na nie wysłannikom Jana Chrzciciela: „Idźcie i donieście Janowi to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię” (Łk 7,22).

Wezwanie Effatha przekazane przez Marka w aramejskim oryginale, ma wymiar uniwersalny. Jest wezwaniem skierowanym do każdego człowieka, aby otworzył się na Boga, by przełamał izolację i zamknięcie w sobie, aby obudził uśpione zmysły. W chrześcijaństwie starożytnym towarzyszyło ono liturgii chrztu i egzorcyzmom. „W Italii, w obrzędzie zwanym apertio (łac. «otwarcie») biskup dotykał śliną nosa i uszu osoby ochrzczonej, mówiąc effeta” (M. Wojciechowski).

Cud kończy się wezwaniem skierowanym do jego świadków, aby zachowali milczenie. „Być może chodzi o to, że wówczas uwaga innych skoncentrowałaby się na spektakularnych zewnętrznych dokonaniach, przesłaniając prawdziwe znaczenie Jego mesjańskości” (M. Healy). Jednakże, co nie widzi, mieszkańcy Dekapolu nie byli w stanie milczeć i ukryć swej ekscytacji cudami Jezusa. „Im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I przepełnieni zdumieniem mówili: Dobrze wszystko uczynił. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę” (Mk 7,36-37).

Uzdrowienie głuchoniemego uczy, jak ważnym cudem jest obudzenie duchowych zmysłów. Często pozostają one w letargu, bywają uśpione, niewykorzystywane, zapomniane. Tymczasem w relacji z Bogiem i w życiu duchowym pełnią ważną rolę, podobnie jak w sferze biologicznej. Zarówno wzrok i słuch, które są najbardziej uświadamiane i rozwinięte, jak i dotyk, smak i powonienie. Thomas Keating komentuje: „Pierwszą oznaką przebudzenia duchowych zmysłów jest znajdowanie upodobania w Bogu; pragnienie bycia z Nim sam na sam, w ciszy, w wyczekiwaniu. Wyraża się ono też pewnym brakiem satysfakcji, wynikającym z samego tylko myślenia o Nim czy też mówienia do Niego (…) Duchowy zmysł powonienia symbolizuje przyciąganie w kierunku Boga; dotyk symbolizuje bliskość Boga, a smak zmysł jedności z Bogiem. Kiedy spoglądamy oczyma wiary i słuchamy uszami nadziei, zdolni jesteśmy zrozumieć, o czym mówi Ewangelia. Bez tego przebudzenia zmysłów bylibyśmy stale rozpraszani przez nasze powierzchowne wrażenia i emocjonalne reakcje na to, co niesie życie. Rozwój duchowych zmysłów umożliwia nam bezpośredni kontakt z Bożą mądrością, która wszystkie rzeczy postrzega z Bożego punktu widzenia. (…) Kiedy zaś uaktywnią się duchowe zmysły, właściwie słyszymy i właściwie zaczynamy widzieć. Posiadamy wówczas odbiornik umożliwiający nam percepcję sygnałów płynących z serca rzeczywistości. Poprzez wiarę, nadzieję i miłość słyszymy najwznioślejsze treści wszechświata. Owoce takiego przebudzenia symbolizuje zachowanie niewidomego, uzyskującego wzrok: podążanie za Nim”.

Pytania do refleksji:

  • Czy w spotkaniach z innymi starasz się tworzyć klimat zaufania, życzliwości i szczerości?
  • Co w tobie wymaga uwolnienia i otwarcia?
  • Które zmysły są w tobie wciąż uśpione?
  • W jaki sposób wykorzystujesz zmysły duchowe?

Więcej w książce: „Bóg pełen miłości”, WAM 2022