Jednym z elementów fundamentalnych duchowości Bożego Serca jest osobiste poświęcenie siebie temuż Sercu. Papież Leona XIII napisał encyklikę Annum Sacrum, w której z całego serca i z całym zaangażowaniem zachęcił Kościół do tegoż poświęcenia świata Najświętszemu Sercu Jezusa. Jest ono – jak ogłosił Ojciec św. Piusa XI – wśród wszystkich innych praktyk, które dotyczą specjalnie czci Najświętszego Serca, wybijające się i wyniesione musi być. Jednakże by zdobyć się na taki akt to jakże pomocnym jest medytacja nad Bogiem, który poświęcił się ludzkości.
Na wskroś ludzkie
Przebijmy się do światła! Tak wołają ci, co znaleźli się w zawalonym tunelu. Instynktownie wiemy, że tak trzeba. Że tam, gdzie światło, tam i tlen, którym możemy oddychać. Z reguły nie ma zbyt wielu narzędzi, by to uczynić, bo zawalenie nie jest zaplanowane i nikt ze sobą nie nosi łopaty, kilofa czy nie ciągnie za sobą buldożera.
Jednak wydarza się coś innego, a mianowicie ludzie umiłowali ciemność i schodzą coraz głębiej w otchłanie tunelu. Idą w zaparte. Trochę jak tragiczne wydarzenie, gdy zapala się stóg siana, a ten, który jest w nim wkopuje się w jego głąb, zamiast przebić się przez płomienie i wydostać na zewnątrz.
Wedle kontemplacji o wcieleniu [CD 102 i nn] u św. Ignacego Loyoli trzy Osoby Boskie spoglądają na całą powierzchnię i obszar całego świata pełnego ludzi i widzą, że wszyscy szli do piekła, postanawiają w swej wieczności, że druga Osoba Boska stanie się człowiekiem dla zbawienia rodzaju ludzkiego. Bóg widzi ciemność i nie zgadza się na nią. By wejść w dynamikę Bożej odpowiedzi na ciemności, które wybieramy trzeba prosić o dogłębne poznanie Pana, który dla mnie stał się człowiekiem, abym go więcej kochał i więcej szedł w jego ślady. Wcielenie to objawienie Bożego Serca, które miłuje człowieka w każdym stanie. Wcielenie mówi, że Jego Serca zna na wskroś serce ludzkie. I całkowicie poświęca się ludzkiemu sercu.
Dostępność stała – przebity tunel
Jakże często spotykam się z dylematem wierzących, że Serce Boże jest niedostępne, że nie wiadomo o co chodzi, nie wiadomo jak się zabrać do zgłębiania tej tajemnicy. Wtedy przychodzi mi na myśl słowo proroka: Będą patrzyli na Tego, którego przebodli… Czy zamknięte jest to, co zostało przebite? Moglibyśmy powiedzieć, że zrobili dziurę, by przebić się do środka. Jak złodzieje chcą dostać się do skarbca to muszą zrobić przejście. W przypadku Serca Bożego jest to płaskie ostrze włóczni, które odpowiednio skierowane trafia do celu. Serce Boże jest otwarte na oścież!
To z Niego bije strumień światła na świat – światła, które rozbłyskuje w ciemności i rozprasza je. Dokonuje się to na Golgocie. Tam, pośród ciemności, bo słońce zaszło i mrok ogarnął całą ziemi otwierają się na oścież podwoje królestwa Bożego. Choć w zamiarze tych, co przebili to Serce było to, by zamilkł na zawsze, by przestało bić źródło to na nic zdały się się działania. Chcieli zabić, a tymczasem przedziurawili i… wypłynęło z tegoż Serca wszystko i nic nie pozostało… Wypłynęło na świat, dla nas i całego świata.
Istotnie, przebili się do środka – do Serca Bożego – trzeba było ostrza włóczni, by tak głęboko zanurzyła się w otchłań, która okazała się przestrzenią miłości. To człowiek otworzył niezmierzony ocean, który czekał tylko na to jedno pchnięcie, a którego się nie spodziewał, o którym nie marzył, którego nie oczekiwał. Bo Ojciec w Synu cały czas pozostaje otwarty w nas i dla nas. To, ja, człek mam zrobić ten ruch otwierający i choć wydaje się on zabójczy, to wiemy, że niesie w sobie życiodajną moc.
Do góry nogami – ze śmierci życie
U Pana Boga wszystko jest poprzewracane do góry nogami. Chcieli, by zamilkł, a On mówi o wiele więcej w tej scenie Ukrzyżowania niż powiedziano przez wieki. Oto przed nami świadectwo Bożej miłości, która miłuje do ostatniej kropli, nie żałuje ni żadnej kropli potu, wody, krwi. Serce Boże choć po ludzku zabite to bije dalej, do końca i bić nie przestaje, bo jeszcze tegoż końca nie ma.
Chcieli Go przedziurawić, zabić, a On z tej śmierci wyprowadził życie wieczne. Zdało się oczom głupich, że zwyciężyli, a oto Bóg zwyciężył pokonując śmierć. Chcieli zamknąć źródło życia, a On sprawił, że płynie strumieniem nieogarnionym. Serce Boże to źródło miłosierdzia wypływającego bez ograniczeń, albowiem pchnięcie włóczni nigdy się nie zasklepi.
Kiedy ustaje bicie serca człowiek umiera. Zamarło serce tych, co kochali i byli pod Krzyżem. Jakby zatrzymało się w połowie ruchu… straciło dech w piersiach… i przyszła reanimacja, bo Syn wyzionął ducha czyli wydał ostatnie tchnienie. Jednak to nie jest ostatnie tchnienie, ale stwórcze, stwarzające na nowo tchnienie życia. Uderzyło ono w serce człowieka. Bóg kocha mnie do ostatniego tchnienia. To uderzenie reanimujące to powtarzane moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. I Boża odpowiedź: Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Jakże inaczej historię czyta Boże Serce! Jakże inaczej czytać ją możemy wpatrując się w przebite Serce Zbawiciela.
Składam to wszystko
Rodzi się więc moja, ludzka odpowiedź, pragnienie poświęcenia siebie i wszystkiego, co we mnie i wokół mnie Bożemu Sercu. Przychodzi myśl o tym, by to poskładać. Składać czyli mieć skład – przestrzeń, w której przechowuję. I nie chodzi o twarde dyski komputerów czy nośniki danych. Te dziś są, a jutro ich nie ma lub też trudno będzie je odczytać. Czytając werset za wersetem opisu ewangelicznego męki i śmierci Pana Jezusa mamy poukładane, a nawet poskładane, a jednak wszystko się wymyka z naszych rąk. I to jest klucz.
Jeśli są w naszych rękach to nie obejmiemy. Choć ramiona by chciały to objąć nie mają takiego zasięgu. Pojemność dłoni jest tak mała. Co się w nich mieści? Inne dłonie w geście oddania, zawierzenia szczególnie wtedy, gdy nic nie rozumiemy. Jakże w tym świetle rozbrzmiewa modlitwa Pana Jezusa właśnie na krzyżu wypowiedziana, tuż przed skonaniem: Ojcze, w Twe ręce składam ducha mego.
Oto najpewniejsze miejsce! Albowiem w rękach Ojca wszyscy się zmieszczą i wszystko się zmieści. I na dodatek zostanie zachowane na wieki. I już nie trzeba będzie specjalnych czytników. Powie w Izajaszu wyryłem cię na obu mych rękach. Jestem niezapomniany. Nawet gdyby moja mama o mnie zapomniała, gdybym ja sam o sobie zapomniał, to Bóg nigdy nie zapomni.
Składam to wszystko jak puzzle, bo mam obraz – Jezusa Chrystusa miłosiernego. Ten wileński, na którym tylko ciemność i On. Gdyby Go tam nie było to zostałaby ciemność i pochłonęłaby mnie. Jak dobrze, że On jest! W świetle rozważanej męki objawia mi się jako niewyobrażalny dla ludzkiego sposobu pojmowania, a co za tym idzie nie do ogarnięcia.
Małe dziecko jeśli coś trudnego się wydarzy potrzebuje jednego – przytulenia, znalezienia się w ramionach kogoś, kto je kocha. Kogoś, kto powtórzy będzie dobrze. Boli wyobraźnia. Ból sprawia pamięć. Jednak rozum i wola chcą być, bo instynktownie (zmysł wiary) wyczuwają, że trzeba tu być, że trzeba w tym uczestniczyć. Z bliska czy z daleka, z łzami w oczach czy w niemocie tego, co się wydarzyło. Nie poskładam jeśli nie będę miał w rękach elementów.
Składam to wszystko zgodnie z instrukcją. A jest nią Jezus Chrystus. Wypowiedział w czasie Ostatniej Wieczerzy mandatum, po tym jak uczniom obmył stopy. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem. Oto instrukcja obsługi. Jeśli zgodnie z nią się składa urządzenie i używa to będzie funkcjonowało długo i dobrze.
A zaczynam to składanie od złożenia mego serca w dłoniach Jezusa! Osądzonego, ubiczowanego, ukrzyżowanego. Trzy słowa, a kryje się za nimi cały długi ciąg osób i wydarzeń dotykających Syna Bożego. W którym z nich teraz się odnajduję? Jako ten, kto osądza czy jest osądzany? Biczuje czy jest biczowany? Krzyżuje czy jest krzyżowany? Bo to działa we dwie strony.
Składam w swym sercu (w skarbcu!) każde słowo wypowiedziane dla mnie i gest uczyniony dla mnie, każdą kroplę Przenajdroższej Krwi przelanej za i dla mnie – tej Drogi. Św. Ignacy Loyola zaleca, by smakować, by nie było tego wiele, bo nie wielość, a smakowanie nasyca duszę.
Składam na koniec Jego umęczone ciało na łonie Jego i mojej Matki, Tej, która od samego początku w swym sercu składała wszystkie słowa i wydarzenia i rozważała je… Ona się nimi syciła. Jestem złożony u stóp Pana jak chusta i płótno porankiem zmartwychwstania.
Na koniec, jak zachęca św. Ignacy Loyola wejść w siebie samego rozważając, com ja z wielką słusznością i sprawiedliwością winien ze swej strony ofiarować i dać jego Boskiemu Majestatowi, i siebie samego z tym wszystkim, jak ten, co z wielką miłością ofiaruje coś drugiemu i złożyć taki akt ofiarowania-złożenia się w Bożych rękach:
Zabierz, Panie, i przyjmij całą wolność moją, pamięć moją i rozum, i wolę mą całą, cokolwiek mam i posiadam. Ty mi to wszystko dałeś Tobie to, Panie, oddaję. Twoje jest wszystko. Rozporządzaj tym w pełni wedle swojej woli. Daj mi jedynie miłość twą i łaskę, albowiem to mi wystarcza. Amen.
o. Robert Więcek SJ