Jest w człowieku tendencja, aby po biesiadzie odpocząć, posilając się tym co zostało z biesiady – jedzenia i wrażeń – aby w ten sposób biesiadować dalej, odwlekając powrót do pracy. Bywa, że to jednorazowy przypadek, ale coraz częściej jest to sposób życia, przypominający dziecięce fantazje dotyczące tego jak być szczęśliwym.

Dorosły człowiek, idąc za tym odruchem, nie wiedząc nawet o tym, staje się infantylny. W ten sposób pojawia się znany nam dobrze fenomen podstarzałych „chłopców” i starych panien, mających nawet dyplomy i poważne stanowiska, ale pozbawionych zwykłej ludzkiej dojrzałości, którzy cały czas myślą o zabawie, w czym pomagają im wydatnie media, reklamy i cały przemysł rozrywkowy, formując ich mentalność na swój obraz i podobieństwo, ludzi unikających poważnego zaangażowania życiowego i odpowiedzialności.

Wymyślają zatem wtedy cudaczne ideologie i gdy mają ku temu możliwości, tworzą plany i programy społeczne, którym brakuje zdrowego rozsądku i zwykłej, przyjaznej ludziom uczciwości.

Pan Jezus nie pozwolił apostołom „balować” po tryumfalnym cudzie rozmnożenia chleba, ale odszedł od nich (a my tak bardzo boimy się samodzielności), każąc im wsiąść do łodzi i płynąć na drugi brzeg. Sam zaś udał się na górę, aby tam się za nich modlić, aby dorośli do misji do jakiej ich powołał, nie zrażając się ciemnością nocy, wiatrem i falami.

Uczył ich w ten sposób, aby byli odważni i wytrwali, aby nie poddawali się zmęczeniu i lękowi, ale nade wszystko, aby byli mocno zakorzenieni w wierze i miłości, to znaczy aby umieli Mu zawierzyć i nawet, kiedy trzeba, aby umieli chodzić jak On po wodzie. (vide: Mt 14, 22-36)

Fot. Jacek Pleskaczyński SJ