Dziś w Polsce obchodzimy święto św. Stanisława Kostki, patrona naszej Ojczyzny i polskiej młodzieży. W związku z tym odbędzie się transmisja radiowa via Internet Mszy św. celebrowanej w kaplicy jemu poświęconej przy Steindlgasse 6 w Wiedniu. Transmisję przygotowała redakcja polonijnego radia Droga: <radiodroga.net>. Od 2018 roku św. Stanisław Kostka jest Patronem tego radia. Redakcja zaprasza do wspólnej modlitwy. Mszy św. będzie przewodniczył ks. Łukasz Skiba.
Związki świętego Stanisława Kostki (1550-1568) z Wiedniem są bardzo mocne. Jako 14-letni chłopiec został wysłany przez rodziców wraz ze swoim starszym bratem oraz z opiekunem na naukę w kolegium jezuickim w tym mieście. W stolicy Austrii przebywał w latach 1564-1567. Tu rozwijała się i dojrzała jego osobowość, a zwłaszcza życie duchowe, którego owocem była decyzja wstąpienia do jezuitów. Takie świadectwo pozostało w kronikach kolegium w Wiedniu:
„Pewien młody Polak, szlachetny z urodzenia, lecz bardziej jeszcze szlachetny cnotą, który przez pełne dwa lata u Naszych w Wiedniu usilnie prosił o przyjęcie, a mimo to cierpliwie znosił odmowę, bo nie wypadało go przyjąć bez zgody rodziców, i to nie tylko dlatego, że był naszym konwiktorem i uczył się w naszym gimnazjum, ale także z innych powodów — otóż ten młody Polak niedawno temu, utraciwszy nadzieję na przyjęcie tutaj, wyruszył gdzie indziej, nie ustając w staraniach, by, jeżeli to będzie możliwe, w innym miejscu dopełnić swojego pragnienia.
Był on przykładem wytrwałości i pobożności, dla wszystkich był miły, dla nikogo nie był ciężarem, dziecinny wiekiem, ale dojrzały roztropnością, niewielkiego wzrostu, ale wielki i wyniosły duchem. Każdego dnia słuchał dwóch Mszy świętych, częściej niż inni przystępował do sakramentu pokuty i Ciało Pańskie przyjmował, a także dłużej i chętniej się modlił; przy tym wszystkim innym uczniom nie tylko dorównywał, ale także nad tymi odnosił zwycięstwa, którzy nie tak dawno temu lepiej od niego stali.
We dnie i w nocy miał przed oczyma Jezusa i Jego Towarzystwo, toteż ze łzami w oczach prosił przełożonych, żeby go przyjęli. Listami niepokoił też legata papieskiego, żeby wpłynął na Naszych. Ale wszystko to na nic się zdało. Widząc zatem, że przeciwni są temu rodzice, bracia, krewni i powinowaci, postanowił udać się gdzie indziej i na innej drodze szukać dojścia do Towarzystwa Jezusowego. A gdyby się i to nie powiodło, umyślił sobie, że będzie przez całe życie pielgrzymował i z miłości ku Chrystusowi wiódł będzie życie w jak największym poniżeniu i w ubóstwie jak największym.
Kiedy Nasi się dowiedzieli o tych jego postanowieniach, zaczęli mu to odradzać i zachęcali go, by wyruszył w drogę wraz z bratem, który według powszechnego mniemania wkrótce zamierzał wrócić do ojczyzny, bo przecież gdy się jego rodzice dowiedzą, że tak trwałe jest jego postanowienie, wyrażą pewnie zgodę na tak godziwą prośbę. On jednak trwał przy swoim, twierdząc, że daremnie się tego od jego rodziców oczekuje, lepiej on ich bowiem zna niż inni, a sam musi przecież spełnić to, co obiecał Chrystusowi.
Tak więc, ponieważ ani wychowawca nie zdołał go od tego zaplanowanego postanowienia odwieść, ani spowiednicy, któregoś ranka po wcześniejszym przyjęciu Ciała Pańskiego, bez wiedzy wychowawcy i brata, porzucił dosyć dużą ojcowiznę, zdjął szaty, których używał w domu i szkole, włożył na siebie byle jakie ubranie lniane, do ręki wziął kij pielgrzymi i jak biedny wiejski chłopiec wyruszył z Wiednia. Bóg jeden wie, co się jeszcze stanie. Mamy jednak nadzieję, że to, iż tak odszedł, nie było bez natchnienia Bożego. Zawsze bowiem tak był wytrwały, że się nam wydaje, iż to nie chłopięcy umysł go poprowadził, lecz jakież niebiańskie natchnienie.
A tak pisał o Polaku, Stanisławie Kostce (jeszcze nieświętym), Holender, prowincjał jezuitów niemieckich, przyszły święty, Piotr Kanizjusz, do generała jezuitów (Hiszpana), również przyszłego świętego, Franciszka Borgiasza w liście znanym wśród jezuitów jako tzw. List Trzech Świętych:
„Ten, kto prowadzony przez Chrystusa ten list przyniesie, a został wysłany z naszej Prowincji, to Stanisław, polski szlachcic, młodzieniec uczciwy i gorliwy. Nasi w Wiedniu nie ośmielili się go przyjąć, żeby się nie wydawało, że działają wbrew woli jego rodziny. Kiedy przybył do nas i chciał spełnić złożone już dawno postanowienie (bo już przed laty całkowicie się oddał Towarzystwu, zanim do niego wstąpił), w Dylindze w konwikcie odbywał przez jakiś czas próby i okazało się, że w posługach jest zawsze godny zaufania, a w powołaniu wytrwały. Od czasu do czasu prosił, żeby go wysłać do Rzymu, bo w ten sposób dalej będzie od swoich, od których boi się prześladowania, i większe postępy uczyni w pobożności. Nigdy nie przebywał z naszymi nowicjuszami, toteż można będzie go do nich tam zaliczyć, żeby odbył właściwy okres próby. My spodziewamy się po nim wspaniałych rzeczy”.