Mówią, że dzisiaj obchodzony jest dzień zapobiegania samobójstwom.

Tak, samobójstwa wśród księży i zakonników to realność — mimo, że prawie w ogóle się mówi na ten temat — i nie należy tego utożsamiać z kryzysami duchowymi, czy kryzysem powołania. Depresja jest bardzo egalitarna — nie wybiera tylko niewierzących, albo tych, którzy się nie modlą.

W najgorszym okresie mojej depresji sam doświadczyłem kryzysu samobójczego. Wśród osób, które były najbliżej nie znalazłem wsparcia i brakowało mi zrozumienia ze strony części współbraci. Byłem oskarżany o lenistwo, unikanie pracy, chociaż brałem jej na siebie aż za dużo. Słyszałem, że moja depresja jest wynikiem zaniedbań w życiu duchowym, albo że chowam się „pod płaszczykiem wrażliwości”.

Ten brak wsparcia, różne formy przemocy psychicznej i wynikające z tego życie w stałym stresie doprowadziły mnie do bardzo głębokiego kryzysu. Życie jawiło mi się jako ciągła męka, a śmierć jako wyjście. Uważałem, że będę tylko większym ciężarem dla siebie i innych, dlatego śmierć wydawała się jedynym rozwiązaniem. Z czasem, gdy brało mi sił, by dalej walczyć, pojawiały się myśli samobójcze. Kilkukrotnie znalazłem się na krawędzi, podejmując świadome ryzyko, zwłaszcza przez szybką i niebezpieczną jazdę samochodem. W pewnym momencie zacząłem fantazjować o tym, że moja śmierć może wstrząsnąć systemem, skłonić innych do refleksji i być może nawet przyczynić się do pozytywnej zmiany w środowisku kościelnym. Zdawałem sobie sprawę, że to irracjonalne myślenie, ale depresja zniekształca postrzeganie rzeczywistości.

Doświadczyłem wtedy jakiejś perwersyjnej przyjemności w myśleniu o śmierci. Co więcej — bardzo szybko uzależniłem się od tej myśli. Bo jest pewna przyjemność w bólu — ból daje chwilowe poczucie zapomnienia.

W pewnym momencie odważyłem się, żeby o tym opowiedzieć i poprosić o pomoc. Dziękuję moim współbraciom i przyjaciołom, którzy okazali mi zainteresowanie i konkretne wsparcie.

Dlaczego o tym piszę? Dopiero teraz, z dystansu, jestem w stanie to nazwać, dostrzec pułapki tego myślenia, również tego, jak ważne jest odpowiednie środowisko i jak dysfunkcyjne są niektóre kościelne struktury. Bez mówienia o tym nie będzie szansy na realną zmianę.

Z kryzysu samobójczego nie da się wyjść samemu. Nie wystarczy też sama modlitwa. Jeśli doświadczasz takich myśli, nie bój się o tym opowiedzieć komuś bliskiemu. Nie czekaj, aż będzie bardzo źle. Poproś go o to, żeby pomógł Ci znaleźć profesjonalną pomoc.

Niezmiennie proszę też rodziców o szczególną troskę o dorastających chłopców.

Źródło: https://www.facebook.com/przemo.wysoglad