Mój współbrat, o. Marcin Pietrasina SJ obronił niedawno doktorat na temat uczuć nieuporządkowanych według św. Ignacego Loyoli. Cieszę się z tego. Mam rosnącą nadzieję, że zaczniemy o tym więcej mówić w katechezie, towarzyszeniu duchowym i w formacji stałej.
Uczucia nieuporządkowane lub przywiązania to właściwie jeden z naszych podstawowych problemów. Św. Jan od Krzyża pisze po prostu o przywiązaniach względnie niedoskonałościach.
To one przeszkadzają nam w czynieniu właściwego dobra, uzależniają nas, prowadzą do grzechu. Taki powód grzechu podaje Katechizm Kościoła: „niewłaściwe przywiązanie do pewnych dóbr”. Zwykle kiedy pytam na różnych rekolekcjach i konferencjach, co, Waszym zdaniem, jest powodem tego, że człowiek grzeszy. Najczęściej pada pytanie, że pycha lub egoizm.
Kiedy zaglądniemy do tej paradygmatycznej opowieści o grzechu Adama i Ewy, to nie znajdziemy tam wprost wzmianki o jakiejś pysze, buncie wobec Boga. Owszem, nie zaufali Bogu, nie posłuchali, aby nie zrywać owocu z drzewa poznania. Ale oboje dali się zwieść. Wprost nie chcieli się zbuntować wobec Boga. Wąż odwołał się do ich najgłębszych pragnień, do ich podobieństwa do Boga, do pragnienia poznania, wiedzy. Posłużył się kłamstwem. Obiecał jakieś dobro, ale ukrył czającą się za nim pułapkę. Ewa i Adam po prostu zaufali wężowi? Czy to pycha w takim znaczeniu jak często o niej myślimy?
Jest coś w nas, co skłania nas do „niewłaściwego przywiązania do pewnych dóbr”. W każdym takim przywiązaniu zaangażowane są silne uczucia. Widzimy w tym coś dobrego dla nas ale z początku nie dostrzegamy, że równocześnie przywiązanie prowadzi do utraty jakiejś części wolności. Bo kiedy jakieś dobro stworzone zaczyna pochłaniać nasz czas, zdrowie, energię, bardzo skupia nas na sobie, to znak, że zbyt wiele od niego oczekujemy
Nieuporządkowane przywiązania do dóbr są karykaturą relacji z Bogiem. Dlaczego Bóg wzywa nas, aby kochać Go ponad wszystko, a inne stworzenia w Nim i przez Niego? No właśnie dlatego, że człowiek będąc podobny do Boga nie może być nasycony przez żadne dobro stworzone (chociaż tak sądzi, że może). Relacja z Bogiem, jeśli jest żywa, chroni nas przed tym, aby żadne stworzenie nas nie zniewoliło. Bóg nie chce nas zniewalać sobą.
Ale skąd w nas to „niewłaściwe przywiązanie” do dóbr? Pewnie z tego, że całe życie nie wiemy do końca, co dla nas dobre, a co złe. Nie potrafimy tego dobrze rozróżnić, rozeznać. Często wydaje nam się, że coś jest dobre, a po czasie okazuje się, że to ślepa uliczka. My poznajemy co dobre, a co złe także przez doświadczenie. W sumie niemożliwe jest, aby nie mieć żadnych nieuporządkowanych uczuć. Możemy powoli dochodzić do coraz większej wolności, ale to też jest bolesny proces.
Mamy też pewne osobiste predyspozycje do przywiązania do określonych dóbr. Wiele z nich zaczyna się już w dzieciństwie i wieku nastoletnim, kiedy dziecko szuka ratunku „po swojemu”, nie wiedząc jeszcze, czy to dobre dla niego czy złe.
Nieuporządkowane przywiązania to również pewne powtarzalne zachowania, które płyną z naszych deficytów, ran i traum. Człowiek odczuwając pewien dojmujący brak emocjonalny, albo ból, albo samotność szuka pociechy. I można się do tego bardzo przywiązać. Niektóre nieuporządkowane przywiązania są zabójcze.
Mam wrażenie, że te sprawy wymagają głębszego przemyślenia i zajęcia się nimi także w formacji seminaryjnej. Czasem wydaje mi się, że spowiedź traktujemy tak, jakby ona wszystko miała w nas załatwić. Spowiedź odpuszcza grzechy, ale czy oczyszcza nas z nieuporządkowanych przywiązań? Sęk w tym, że podczas gdy grzech jeszcze jakoś potrafimy dostrzec, zwłaszcza gdy dotyczy naszego ciała (bo z grzechami duchowymi znacznie trudniej), to nieuporządkowanych przywiązań często nie jesteśmy świadomi
Uświadamia nam je i oczyszcza z nich głęboka modlitwa: rozważanie Pisma świętego, kontemplacja, adoracja. Tak właśnie patrzą nas sprawę mistycy, a więc ludzie, którzy modlą się dobrze. W pewnym momencie dostrzegają w człowiek ten system naczyń połączonych. Człowiek grzeszy na skutek złego przywiązania do rzeczy dobrych. Pomaga w tym bardzo towarzyszenie duchowe, a nawet psychoterapia, która uświadamia nam niektóre nieuporządkowane przywiązania. Oczyszcza nas i uzdrawia Eucharystia. Ale nic tu nie działa magicznie.
Mam wrażenie, że często spowiedź tak wygląda jak w niewłaściwym podejściu do choroby. Nie tyle się ją leczy, co łagodzi symptomy choroby. Samo odpuszczenie grzechów to po części gaszenie pożaru. Jeśli rzeczywiście coś chcemy zmienić w życiu, musimy dojść do przyczyny wybuchających pożarów i zajęcie się nimi. A jest nim często nieuporządkowane przywiązanie. Dopóki tylko będziemy gasić, to tylko łagodzimy objawy choroby. Św. Ignacy mówi o „wygaszeniu” nieuporządkowanego przywiązania. Ciekawa nazwa kojarząca się z ogniem, energią. I twierdzi, że sami tego nie zrobimy. Bóg nie tylko przebacza grzechy, ale też może wygasić nasze przywiązania, jeśli je sobie uświadamiamy i Mu je przedstawiamy. Ćwiczenia Duchowe mają do tego zmierzać, by przez rozważanie i kontemplowanie Ewangelii, samego Jezusa, Duch Święty pokazywał nam nie tylko grzechy, ale i te przywiązania, które krępują naszą wolność.
Dla „systemu kościelnego” to jest i wygodniejsze, i łatwiejsze. Bo przecież chodzi tu tylko o to, by ludzie przystępowali do spowiedzi, w sumie nieważne, co z tego wynika w ich życiu. Chwilowa ulga do następnego razu. I tu w ogóle nie chodzi o przemianę serca człowieka, ale żeby podtrzymać „system”. Grzech to nie jest tylko sprawa prawa, sankcji
Dlatego spowiedź musi być połączona z wszystkim innym w formacji i drodze duchowej. Jeżeli ktoś uważa, że po spowiedzi już jest wolny, uzdrowiony i wyparowały z niego wszystkie mechanizmy i przekonania, które prowadzą do grzechu, to się myli.
Coraz bardziej jestem przekonany, że człowiek nie grzeszy dlatego, że jest zły, pyszny i nienawidzący dobra. Grzeszymy, bo żyjemy w dużej nieświadomości, bo nie widzimy właściwie, bo dajemy się nabrać, bo wiążemy się z czymś uczuciowo, ale tak, że tracimy jakąś część wolności i siebie. Myślę, że Bóg to widzi. Myślę, że Jego współczucie wobec grzesznika bierze się z tego pełnego poznania człowieka. Tak właśnie rozumiem słowa Jezusa z krzyża: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią”