W przeddzień swoich święceń biskupich, które miały miejsce 2 lutego 2025 r., ówczesny biskup nominat Stefan Lipke SJ udzielił wspaniałego wywiadu dla „Syberyjskiej Gazety Katolickiej”. Ciekawy zbieg okoliczności: wywiad ten miał miejsce w przeddzień święta Ofiarowania Pańskiego według kalendarza gregoriańskiego, ale przygotowanie materiału zajęło trochę czasu, tak że jego publikacja stała się możliwa dopiero teraz, i ponownie w przeddzień Ofiarowania, ale już według kalendarza juliańskiego.
– Miło mi cię powitać, drogi księże biskupie, w redakcji Syberyjskiej Gazety Katolickiej. Pomimo faktu, iż jesteś „przyjacielem” diecezji przemienienia pańskiego w Nowosybirsku i już wcześniej gościłeś w SGK, ostatnie wywiady z ekscelencją zostały przeprowadzone przez naszych kolegów z moskiewskich i petersburskich mediów. Ja osobiście mam okazję poznać lepiej księdza biskupa w tak ważnym czasie – na samym początku Roku Świętego, ogłoszonego przez papieża Franciszka Jubileuszem Nadziei! To ciekawe, że ten kościelny jubileusz zbiega się z osobistym jubileuszem życia księdza biskupa, a także będzie naznaczony ważnym wydarzeniem, które bez cienia przesady podzieli życie ekscelencji na „przed” i „po” – święceniami biskupimi. Wznieśmy się nieco ponad mapę tej życiowej pielgrzymki półwiecza i spróbujmy spojrzeć na nią jakby z lotu ptaka.
I zacznijmy nasz lot zapoznawczy od kilku krótkich pytań ze słynnego kwestionariusza Marcela Prousta. Jaki jest ulubiony kolor księdza biskupa?
– Mój ulubiony kolor to czerwony.
– Ulubiony kwiat?
– Róża.
– Ulubieni pisarze księdza biskupa?
– Z jednej strony Thomas Mann. Z drugiej, zdecydowanie Czechow, Puszkin. I Garcia Marquez.
– A ulubieni poeci? Puszkin, co prawda, został już wymieniony…
– Tak, choć bardziej lubię prozę Puszkina, ale poezję oczywiście też. Jest jeszcze Heine. Jest też filipiński pisarz i poeta, Jose Rizal. To prawda, niewiele osób tutaj go zna. Pisał po hiszpańsku ponad sto lat temu, a jego wiersze również bardzo lubię. (Jose Protasio Rizal Mercado y Alonso Realonda, 1861-1896; filipiński pedagog i uczony, hiszpańskojęzyczny poeta i pisarz, poliglota, malarz i rzeźbiarz pochodzenia tagalsko-chińskiego; był dobrze wykształcony, znał ponad dwa tuziny języków, w tym rosyjski, potrafił swobodnie porozumiewać się w 7-10 językach, – red. SKG).
– Kto jest ulubionym bohaterem literackim ekscelencji?
– Prawdopodobnie sama Masza z „Córki kapitana” Puszkina.
– Właściwie to powinno być następne pytanie o ulubioną bohaterkę…
– Rozumiem! W takim razie zobaczmy, kto jest bohaterem… Ulubionym bohaterem jest prawdopodobnie… a to ciekawe! – Arcybiskup z opowiadania Czechowa o tym samym tytule.
– Ulubieni kompozytorzy?
– To się zmieniało przez całe moje życie. Kiedyś był to Wagner. Teraz są to Mozart i Beethoven.
– Ulubieni malarze?
– Van Gogh i Rembrandt.
– Ulubione filmy?
– Jest ich całkiem sporo, ponieważ bardzo kocham kino. Lecz najbliżej mi do „Szczęśliwego Nowego Roku” („Ирония судьбы, или С лёгким паром!”). Choć wydaje się, że to taka lekka komedia, w środku jest dużo poważnych rzeczy… Uwielbiam filmową adaptację „Cichego Donu”, wyreżyserowaną przez Siergieja Gierasimowa pod koniec lat 50-tych. Jest też kino filipińskie, które prawdopodobnie nie jest tutaj dobrze znane; jest tam wiele świetnych filmów, które również bardzo lubię.
– Czy ma ksiądz biskup jakichś ulubionych realnych bohaterów, jakieś postacie historyczne?
– Tak, i zdecydowanie są to świadkowie wiary. Szczególnie bliscy są mi ci, którzy cierpieli za wiarę w czasach nazizmu, jak ksiądz Alfred Delp (1907-1945, członek zakonu jezuitów, członek Ruchu Oporu w Niemczech – red. SKG), czy osoby świeckie, jak niedawno beatyfikowana polska rodzina Ulmów.
– A ulubione imiona ekscelencji?
– Oczywiście mam na imię Stefan. Bardzo lubię też imię Filip. A dla kobiet Róża.
– Biskupie Stefanie, rozmawiamy dosłownie w przededniu twoich zbliżających się święceń biskupich, ale ten wywiad zostanie opublikowany już po tym wydarzeniu. Jak się czujesz z faktem, że za dwa dni stanie się to faktem dokonanym? Czy pragnąłeś biskupstwa, zgodnie ze słowami apostoła Pawła z Pierwszego Listu do Tymoteusza („Jeśli ktoś dąży do biskupstwa, pożąda dobrego zadania.”)?
– Cóż, nie miałem takich dążeń (uśmiech). Naprawdę o tym nie myślałem, ponieważ podczas mojego pobytu w Moskwie nie miałem zbyt wiele czasu na moją ulubioną pracę badawczą. A wręcz przeciwnie, zawsze chciałem zajmować się więcej tą właśnie dziedziną. Miałem tylko nadzieję, że pewnego dnia będę mógł oddać komuś część mojej działalności i w zamian zyskać więcej czasu na pracę naukową. Prawdą jest, że teraz musiałem zakończyć całą moją pracę w Moskwie, a możliwości kontynuowania moich badań z pewnością nie wzrosły. Ale mam nadzieję, że nadal będę kontynuował swoją pracę, chociaż będę miał na to znacznie mniej czasu, niż bym chciał.
To z jednej strony. A z drugiej strony jest jeszcze jedna rzecz, którą bardzo lubię – bezpośredni kontakt duszpasterski z ludźmi, z którymi spotykasz się na przykład w każdą niedzielę. Tego oczywiście teraz też nie będzie.
Poza tym my, jezuici, mamy taki ślub: „nie aspirować do biskupstwa”. I rzeczywiście nie aspirowałem – ale nie dlatego, że jestem tak wyjątkową czy pokorną osobą, ale po prostu dlatego, że mam nieco inne zainteresowania w tym sensie.
Myślę jednak, że skoro Stolica Apostolska i papież Franciszek o to poprosili, można pójść w tym kierunku i całkiem możliwe jest dążenie do czegoś w tym charakterze, nie zapominając o teologii i filozofii oraz nie zapominając o bezpośrednich kontaktach duszpasterskich. Na przykład, mam nadzieję, że nadal będę miał możliwość spowiadania, ponieważ tak bardzo kocham spowiadać, jak również uwielbiam sprawować Mszę Świętą. Następnie będę musiał poznać wiele parafii, a zatem będę musiał poznać duchowieństwo i ludzi w tych różnych parafiach. Będą to nie tylko spotkania robocze, ale także w pewnym sensie bliskie relacje: jednoznacznie w Panu, ale jednocześnie przyjazne.
– Jak przyjął ksiądz biskup wiadomość o nominacji biskupiej?
– To było trochę zabawne. Jak teraz pamiętam, w połowie sierpnia, we wtorek, nuncjusz napisał do mnie: „Czy mógłbyś przyjechać i zobaczyć się ze mną przed końcem tygodnia?”. Odpisałem, że jadę do Irkucka na trzy dni i mogę wpaść po drodze na lotnisko. Była godzina czwarta po południu, a on szybko odpowiedział: „Chodź, wypijemy dziś razem kawę”. Pomyślałem wtedy: jaką kawę? A kiedy dotarłem do nuncjatury, arcybiskup Giovanni D’Aniello natychmiast powiedział mi, że „jest taki zamiar…”.
Na początku nie byłem pewien, ale skoro tak, to byłem bardziej skłonny się zgodzić. Niemniej jednak rozmawiałem z przełożonymi zakonnymi przez telefon. Powiedzieli mi: napisz do przełożonego generalnego (który w tym czasie był na wakacjach), oto jego osobisty adres, ale nie mów ani nie pokazuj go nikomu innemu. Przełożony generalny nagle i niespodziewanie szybko mi odpowiedział. W wyniku rozmowy doszliśmy do wniosku, że najwyraźniej powinniśmy się zgodzić. Dlaczego? Ponieważ, z jednej strony, powrót na Syberię – szczerze mówiąc, sam miałem taki pomysł-marzenie: jeśli nie w tym roku, to na pewno w 2026 lub 2027. Z drugiej strony zdawałem sobie sprawę z pilnej potrzeby zostania asystentem biskupa Josepha Wertha. Tym bardziej, że papież poprosił mnie, abym w pełni poświęcił się tej nowej posłudze, uznając ją za moje przeznaczenie. Więc w końcu się zgodziłem.
– Wracając do apostoła Pawła… Zastanawiam się, czy w życiu ekscelencji było coś podobnego do tego nagłego i kardynalnego nawrócenia faryzeusza Szawła?
– W tym sensie nie, ponieważ moje życie toczyło się, powiedzmy, bardziej płynnie, „krok po kroku”. Chociaż zdarzały się momenty, kiedy nagle zdawałem sobie sprawę, że zaraz zrobię fatalny krok. Na przykład jesienią 1990 roku zbiegły się dwa wydarzenia – moja rodzina i ja obejrzeliśmy film o klasztorze benedyktynów, w którym mój ojciec uczył się w gimnazjum; w tym samym czasie mieliśmy kolejną misję parafialną w naszym kościele. Potem, dosłownie w ciągu kilku tygodni, doszedłem do wniosku, że powinienem zostać księdzem. Ten pomysł krążył wokół mnie od dłuższego czasu, ponieważ wiele otrzymałem od Boga za pośrednictwem Kościoła, a teraz chciałem coś z siebie dać, wyrazić swoją wdzięczność w jakiś sposób – dlaczego nie poprzez kapłaństwo? A potem w ciągu dwóch lub trzech tygodni ten pomysł w końcu dojrzał w mojej głowie, nabierając jasności i pewności siebie. Miałem wtedy 14 lat i w pewnym sensie ten moment można skojarzyć z apostołem Pawłem. Ponieważ od tamtego czasu nigdy nie miałem nagłej myśli: „Nie, nie powinienem zostać księdzem” lub „Nie powinienem był zostać księdzem”.
Oczywiście były różnego rodzaju trudności, wątpliwości, problemy i tak dalej. Ale zrezygnować z wyboru kapłaństwa – to się nigdy nie zdarzyło.
Coś podobnego przydarzyło mi się, gdy byłem już księdzem i członkiem Towarzystwa Jezusowego. Pewnego dnia natknąłem się na listy naszego pierwszego jezuickiego misjonarza, św. Franciszka Ksawerego, które pisał w połowie XVI wieku z Indii do Rzymu, następnie z innego miejsca zwanego Indonezją, z Japonii, a nawet z brzegu chińskiej wyspy Shangchuan, gdzie później zmarł. Ten duch misyjny stał mi się niezwykle bliski, a to zbliżenie również nastąpiło dosłownie w ciągu kilku tygodni. Chociaż myślę, że objawienie apostoła Pawła również nie było tak nagłe. Myślę, że w nim też coś działało jeszcze przed tym słynnym nawróceniem, czyli był okres kumulacji, a potem nagle przyszedł moment, kiedy to wszystko szybko przerodziło się w rewolucję świadomości i nabranie nowego, prawdziwego znaczenia.
– A jakie wydarzenia w życiu księdza biskupa okazały się naprawdę ważne i doniosłe? Co na tej drodze osobistej pielgrzymki do obecnego przyjęcia trzeciego i najwyższego stopnia kapłaństwa stało się dla ekscelencji kluczem?
– Opowiem o jednym z takich ciekawych i ważnych wydarzeń. Kiedy musieliśmy przejść do 9 klasy liceum, musieliśmy dokonać wyboru: wziąć jeszcze jeden język obcy lub z niego zrezygnować. Po prostu system różnicowania grup w naszej szkole wymagał od każdego z nas podjęcia decyzji: czy obok angielskiego i łaciny uczyć się trzeciego języka – francuskiego? Zastanawiałem się bardzo długo, prawie wyrzuciłem tę kartkę z moją zgodą. A potem powiedziałam sobie: nie, ten język francuski jest mi jednak potrzebny!
Dlaczego uważam ten moment za kluczowy? Ponieważ był to początek tego, co później przerodziło się w ciągłe pragnienie zrozumienia innych ludzi, jeśli to możliwe, rozmawiając z nimi w ich własnym języku. Dla mnie to nie tylko hobby, nie tylko zainteresowanie czy pasja. To właśnie moje palące pragnienie zrozumienia ludzi i tego, co się w nich dzieje. Jak mówimy po rosyjsku, „znaleźć wspólny język” w szerokim znaczeniu tego słowa. To jest to, co naprawdę chcę robić, choć nie zawsze mi się to udaje. Co więcej, to wciąż te same 14 lat mojego życia, ten sam fatalny rok 1990, ale trochę wcześniej – wiosna. Później jednak to zainteresowanie ludźmi na chwilę osłabło, zwłaszcza w pierwszych latach moich studiów seminaryjnych, gdzie byliśmy wręcz zmuszani do tego, by trochę więcej kontaktować się z ludźmi, częściej wychodzić do świata. I stopniowo zacząłem to robić ponownie, nie tylko pod przymusem, ale szczerze tego chciałem.
Kolejnym ważnym okresem był krótki czas, kiedy miałem okazję studiować w Rzymie. Było to dwa razy. To prawda, że oba były krótkie, po jednym roku. Ale dzięki nim zakochałem się w tym Mieście Apostołów, a także we wszystkim, co z Rzymem związane: w historii św. Ignacego, św. Benedykta (choć nie mieszkał w samym mieście, ale niedaleko od niego), św. Franciszka, który przybył do Rzymu i przyszedł do papieża. Cała historia Kościoła nagle stała mi się niezwykle bliska. Zawsze się nią interesowałem, ale tutaj stała się tak namacalna, tak kluczowa……
Co więcej, kilka szczególnych, można powiedzieć, kluczowych momentów miało miejsce podczas mojego nowicjatu w zakonie jezuitów.
Pewnego razu zostaliśmy wysłani na dwa miesiące do pracy na oddziale opieki paliatywnej w szpitalu. I wszyscy, których tam spotkałem w pierwszych dniach, zmarli na raka w ciągu tych dwóch miesięcy. Każdy z nich. Tam poczułem, jak kruche jest ludzkie życie! Ale mimo to, ile radości może być w tych ostatnich dniach! Radość z poczucia bycia wezwanym do domu.
I nawet ludzie, którzy nie byli bardzo starzy, mogli mieć poczucie, że nadszedł czas, aby umrzeć, i że można było czuć … – nie wiem – radość byłaby prawdopodobnie niezbyt stosownym słowem, ale czuć pewne poczucie ulgi i spokoju: tak, nadszedł czas, aby wrócić do domu, dlaczego nie?
Były też przypadki ludzi, którzy wydawali się być w przyzwoitym wieku, ale mieli jakieś ciężkie poczucie niższości życia, niespełnionych marzeń i pragnień, i tak dalej. Widziałem, jak odpuszczali i mówili: „Tak, chciałbym, żeby to było w moim życiu, ale teraz jest to w rękach Boga i oddaję to wszystko”. Jestem pewien, że wtedy otworzyli się na pełnię Boga, w której wszystkie marzenia spełniają się na swój własny sposób. I to doświadczenie stało się dla mnie bardzo ważne.
Potem był jeszcze miesiąc ćwiczeń duchowych, kiedy trwaliśmy w modlitwie i ciszy. Podczas tego miesiąca dwa lub trzy razy byłem przekonany, że prawie zupełnie stałem się ateistą (uśmiech), ale ostatecznie nie stałem się nim. Znowu było takie poczucie pełni Boga: z jednej strony – że istnieje, z drugiej – że znika, znika. W Psalmie można znaleźć taki opis tego stanu: „Gdy skryjesz swe oblicze, wpadają w niepokój” (Ps 103, 29). Przechodziłem przez coś podobnego w tamtym czasie. Ale w końcu zdałem sobie sprawę, że można i warto żyć pełnią Boga.
Następnie zostałem wysłany do Albanii, najbiedniejszego kraju w Europie, aby zdobyć doświadczenie duszpasterskie. Miałem tam katechizować w odległych wioskach. Miałem szczęście, ponieważ znałem włoski, a moja mowa była łatwo tłumaczona z włoskiego na albański. Nawet sam język albański znałem nieźle – w końcu dla katolików jest to język ojczysty Matki Teresy z Kalkuty i ma niemałe znaczenie. Podczas tych podróży skrzyżowaliśmy ścieżki z siostrami Matki Teresy, co było dla mnie wielką radością.
Krótko po ukończeniu nowicjatu, jesienią 2008 roku (choć mówię o tym dość często i w wielu miejscach już o tym pisałem), nadeszła tragiczna wiadomość, że ojcowie Victor Betancourt i Otto Messmer zostali zamordowani w Moskwie. Od razu miałem przeczucie: może to znak, że powinieneś służyć w Rosji, skoro jest tam taka potrzeba. Zadeklarowałem więc gotowość zgłoszenia się na ochotnika w ich miejsce. Powiedziano mi: to ucz się języka i czekaj; możesz tam pojechać na chwilę, żeby się przyjrzeć, a potem, jeśli naprawdę chcesz, będziesz mógł tam pojechać oficjalnie za trzy lata. Tak też się stało, gdy 1 września 2011 roku przyleciałem do Nowosybirska, co było naprawdę doniosłym momentem.
I chyba ostatnia rzecz, o której warto wspomnieć, to kiedy kilka lat później zakon jezuitów wysłał mnie na specjalny kurs, tzw. trzecią probację. Spędziłem wówczas kilka miesięcy na Filipinach, tam doświadczyłem nowego i niesamowitego poczucia bezpośredniości życia. Na przykład taka prosta rzecz, którą zauważyłem – wszędzie są różne zapachy: zarówno przyjemne, jak i niezbyt przyjemne. Oznacza to, że nie ma ucieczki od życia. I ta prosta rzecz jest najwyraźniej bezwarunkową częścią tego życia: życia ludzkiego i nie tylko ludzkiego, ale także zwierzęcego i roślinnego. Bawiąc się słowami, możemy powiedzieć, że Filipińczycy mają bardzo żywy związek ze zmarłymi. Pamiętam, jak kiedyś byłem na cmentarzu jezuickim i na jednym z grobów wisiała kartka z napisem „Wszystkiego najlepszego, ojcze”. Oznacza to, że ludzie po prostu przychodzili i świętowali jego urodziny razem ze zmarłym – taka bezpośredniość życia, taka żywa więź ze wszystkimi żyjącymi na Ziemi, a także ze zmarłymi, aniołami, świętymi i samym Bogiem.
Od tego czasu również dla mnie takie połączenie jest bardziej żywe i bezpośrednie. Nawiasem mówiąc, uczucie to było szczególnie nasilone, gdy nagle wszyscy zostaliśmy go pozbawieni. Mam na myśli niedawny okres pandemii 2020 roku, kiedy znaliśmy innych ludzi tylko jako kwadrat na ekranie komputera. A kiedy stopniowo te ograniczenia zaczęły być znoszone, przekonałem się, że trzeba być z ludźmi. Oczywiste jest, że trzeba było przestrzegać pewnych zasad. Ale nadal, żywy i bezpośredni kontakt z ludźmi jest konieczny.
Biskup Stefan Lipke SJ wraz z rodzicami – Ute i Michaelem Lipke oraz ciotką – Elisabeth Lipke-Wittl (Nowosybirsk, 2 lutego 2025 r.)
– Z Niemiec na święcenia biskupie przyjadą rodzice księdza biskupa: ojciec i matka. Warto zauważyć, że w tym roku przeżyją oni aż trzy ważne wydarzenia. Najpierw „nowe narodziny” ich syna w Duchu Świętym poprzez sakrament Kościoła do posługi biskupiej. Następnie latem będą świętować swoją złotą rocznicę ślubu. Pod koniec roku będą również świętować jubileusz swojego syna, ponieważ ksiądz biskup również skończy 50 lat. Jaka lekcja rodzicielstwa była dla ekscelencji najcenniejsza w tej ziemskiej pielgrzymce przez pół wieku?
– Kiedy ludzie pytają mnie: „czy wierzysz, że sakramenty Kościoła naprawdę działają?”, czasami odpowiadam w ten sposób: „w odniesieniu do wszystkich innych sakramentów – wierzę, w odniesieniu do sakramentu małżeństwa – wiem!”. Dlaczego? Ponieważ moi rodzice mieli wiele trudnych chwil. Pojawiły się problemy zdrowotne: jedno z nich, drugie. Potem, ponieważ mój ojciec jest lekarzem, bardzo ciężko pracował (często całymi dniami, zwykle co najmniej 70 godzin tygodniowo). Do tego, nawet gdy był w domu, często musiał jechać w nocy do szpitala na pogotowie. Ale mimo wszystko oboje wciąż potrafili utrzymać swoją małżeńską błogość przy życiu. Na ich przykładzie naprawdę zobaczyłem, jak działa sakrament małżeństwa: jeśli ludzie żyją łaską sakramentu, to ta łaska pomaga im przezwyciężyć wiele rzeczy. Poza tym wierność, zdolność do bycia zawsze wiernym swoim wyborom i decyzjom życiowym, ma tutaj ogromne znaczenie.
Wspomnę również o tym. Każdy, kto odwiedzał mojego ojca w szpitalu, mówił: „To niesamowite, że ten człowiek zawsze ma czas dla pacjentów. Przecież nawet pielęgniarki często mówią, że „nie ma czasu, musimy się spieszyć, musimy jechać tu i tam”. A ordynator, o dziwo, miał i czas, i cierpliwość. Mnie samemu często brakuje cierpliwości, ale bardzo chciałabym się jej nauczyć!
– Tak więc 2 lutego 2025 r. na ścieżce pielgrzymki księdza biskupa pojawi się szczególna data, która określi całą przyszłą drogę życia ekscelencji. Dlaczego wybrał ksiądz biskup datę swoich święceń biskupich w święto Ofiarowania Pańskiego, a także w dniu, w którym Kościół powszechny modli się o życie poświęcone Bogu? To nie jest przypadek, prawda? Jakie znaczenie w tym widzisz?
– Oczywiście, że nie jest to przypadek. Ale tak się złożyło, że są ku temu pewne zewnętrzne powody. Po pierwsze, musiałem zakończyć pierwszy semestr roku akademickiego i egzaminy na uczelniach, na których wykładałem (na Rosyjskim Uniwersytecie Przyjaźni Narodów im. Patrice’a Lumumby, w Instytucie św. Tomasza i Prawosławnym Instytucie św. Filareta – red. SKG), co oznaczało, że musiałem zostać w Moskwie do 15 stycznia. Potem okazało się, że Filipińczycy, którym służyłem w Moskwie, mieli ważne święto 19 stycznia – dzień Dzieciątka Jezus. Pomyślałem wtedy, że zostanę w stolicy Rosji do tego czasu, a następnego dnia wrócę na Syberię i od razu zacznę swoje rekolekcje. I wtedy zdałem sobie sprawę, że najbliższym świętem w kalendarzu i oczywistą datą dla święceń biskupich jest Ofiarowanie Pańskie. Chociaż do tej pory rozważano inne opcje, takie jak Święto Objawienia Pańskiego, ale z pewnych powodów technicznych nie było to zbyt odpowiednie.
A wybór Święta Ofiarowania był oczywiście uzasadniony, począwszy nawet od tych tekstów biblijnych, z tej samej Księgi Proroka Malachiasza, której fragment jest czytany w tym dniu na nabożeństwach katolickich: „Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro, a wtedy będą składać Panu ofiary sprawiedliwe.” (Ml 3, 2-3). Oznacza to, że tego dnia Pan przyjdzie do świątyni i oczyści kapłanów z ich wad, czyniąc ich kapłaństwo czystym. Jest to modlitwa o oczyszczenie.
Następnie w Ewangelii czytanej tego dnia (Łk 2, 22-40) czytamy, że Symeon i Anna byli w świątyni i modlili się tam przez cały czas. Mówi to o potrzebie stałej modlitewnej łączności z Panem. Niedawno miałem wspaniałą okazję spędzić cały tydzień z karmelitankami, w ich klasztorze niedaleko Nowosybirska, gdzie modlą się cały czas. Starsi ludzie również modlą się za nas przez cały czas. Nie mają już wiele spraw na głowie (i nie mogą mieć), ale często przychodzą do świątyni. Byłem w domach, w których mieszkają starsi jezuici i widziałem, że wielu z nich jest regularnie eskortowanych, choć na wózkach inwalidzkich, ledwo, ale regularnie do kaplicy na piętrze. Oni wszyscy modlą się za nas cały czas.
I mam jeszcze jednego ulubionego poetę, którego zapomniałem wymienić – Joseph Brodsky. Ma dwa piękne wiersze: „Boże Narodzenie” i „Oczyszczenie”. Drugi wiersz mówi o Dzieciątku, które jest Światłem, także dla starca Symeona, który wychodzi w ciemność. To prawda, że ta ciemność dla starca oznacza koniec jego życia i śmierć. Ale możemy myśleć nie tylko o tym, ale także o tym, że w życiu często musimy iść, nie wiedząc, dokąd idziemy i co nas czeka dalej. I to Dziecko stało się dla niego wiecznym i niewyczerpanym Światłem. O to chciałbym się modlić podczas nadchodzącego święta: za siebie i za wszystkich katolików tutaj, od Uralu po zachodnią Syberię, aby Bóg dał nam wystarczająco dużo światła, abyśmy zrozumieli, jaki powinien być nasz następny krok.
Herb biskupa Stefana Lipke
– Ekscelencjo, każdy biskup ma swój herb. Co jest przedstawione na herbie księdza biskupa i co oznaczają jego heraldyczne elementy i symbole?
– Zacznijmy od dewizy „Obsecramus pro Christo”. Są to słowa Apostoła Pawła z Drugiego Listu do Koryntian – „W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem” (2 Kor 5, 20). Oznacza to, że apostoł Paweł wzywa do pojednania, do przezwyciężenia różnic. A następnie wyjaśnia: sam Pan przyszedł, a nawet poszedł na śmierć krzyżową, aby pojednać nas z Bogiem; dlatego proszę, starajcie się o pokój i harmonię. Posługa pojednania, w tym poprzez sakrament spowiedzi, jest kluczowa, szczególnie w naszych czasach.
Jeśli spojrzeć na herb na wprost, pośrodku znajduje się rzeka. A rzekę zawsze trzeba jakoś przekroczyć i pokonać. Chociaż z drugiej strony sama rzeka jest również drogą, która kontroluje ruch statku. Pamiętam jedną przeprawę na północy obwodu tomskiego, gdzie przez cztery miesiące w roku można przeprawić się na drugą stronę promem, a przez kolejne cztery miesiące – samochodem po zamarzniętym lodzie; natomiast kiedy wydaje się, że lód tam jest, lecz jeszcze niestabilny lub wręcz przeciwnie, zaczyna topnieć, wówczas nie ma żadnej z powyższych opcji przeprawy – i to znowu cztery miesiące.
Jak ważne jest przecież, by wciąż na nowo pokonywać to, co nas dzieli. Dlatego rzeka na moim herbie łączy dwa przeciwległe brzegi, dwie strony – lewą i prawą.
Po jednej stronie rzeki – na ciemnym tle brzegu – przedstawione są trzy gwiazdy, co przypomina nam o początku wieczoru dla Żydów, który według nich następuje wówczas, gdy na ciemniejącym niebie zaświecą się już co najmniej trzy punkty. Wierzą, że ten moment jest początkiem nowego dnia. My również potrzebujemy tej wiary, aby nie bać się nadchodzącej ciemności, ale raczej odważnie kroczyć w kierunku nowego dnia, ponieważ gwiazdy na nocnym niebie symbolizują początek nowej nadziei i nowego życia w Jezusie Chrystusie.
Trzy gwiazdy są również często przedstawiane na ikonach Matki Bożej – w chrześcijaństwie tradycyjnie symbolizuje to Jej dziewictwo i czystość: przed narodzinami, w trakcie narodzin i na zawsze po narodzinach Jezusa Chrystusa (dogmat z VI wieku).
Po przeciwnej stronie rzeki – na złotym tle drugiego brzegu – znajduje się stylizowana lipa, co oczywiście wiąże się z moim nazwiskiem (które w rzeczywistości jest słowiańskie). Historycznie lipa jest uważana przez Słowian i inne ludy europejskie za ważne miejsce publiczne. Zwykle pod lipą we wsi odbywały się letnie tańce, ale mógł się też odbyć sąd. Co taniec i sąd mają ze sobą wspólnego? Świadomość, że nasze życie powinno być wspólne (jak w tańcu), a do tego zorganizowane (i tu pamiętamy o wymogu nienagannego porządku podczas rozprawy).
Złoty kolor tej części herbu symbolizuje świt, wschód słońca i dzień.
Oznacza to, że te dwa brzegi to dzień i noc, wschód i zachód, wschód i zachód słońca, które zawsze są ze sobą połączone. Dlatego nad rzeką znajduje się słońce z monogramem „IHS”, który jest symbolem Jezusa Chrystusa jako prawdziwego Słońca Prawdy i Zbawienia.
Obraz statku płynącego w dół rzeki również nie jest przypadkowy – tam, gdzie dorastałem (czyli nad Renem), statek jest mistycznym symbolem ciężarnej Dziewicy Maryi. W jednej z pieśni adwentowych porównuje się Ją do statku wiozącego cenny ładunek – to sama Maryja Dziewica przynosi ludzkości Zbawiciela.
Żagle na masztach są biało-czerwone. Kiedy ludzie pytają mnie, czy to jest flaga Polski, żartobliwie odpowiadam: nie, to są barwy Indonezji. Ale w rzeczywistości oczywiście nie jest to ani jedno, ani drugie. Biało-czerwona flaga jest tutaj symbolem, połączeniem czystości i miłości. A sam statek przypomina tradycyjną łódź ludów malajskich Indonezji, Madagaskaru, Filipin i tak dalej. Na tych małych łodziach ludzie podróżowali na duże odległości. Tak jak mamy na Syberii – małą wspólnotę katolicką, która również pokonuje te ogromne odległości i z Bożą pomocą płynie daleko i szeroko. W końcu łódź w chrześcijaństwie jest symbolem podróżującego Kościoła.
A herb jest obramowany heraldycznymi wizerunkami elementów, które powinien mieć biskup: tradycyjnym kapeluszem (którego oczywiście dziś nie założę, ale biskupi nosili je dawniej na zewnątrz) i krzyżem.
– Jakie miejsce w nowej posłudze księdza biskupa zajmie przynależność do Towarzystwa Jezusowego i duchowość ignacjańska? Czy miejscowi jezuici będą traktowani wyjątkowo przez jezuickiego biskupa?
– W tym sensie oczywiście nie. Chociaż bycie członkiem Towarzystwa Jezusowego jest dla mnie bardzo ważne, ważne jest, aby być w bliskiej komunii z moimi współbraćmi jezuitami, ale być może oni będą cierpieć najbardziej, ponieważ będą musieli dużo się ze mną komunikować. W zakonie nauczyliśmy się, że przede wszystkim należy służyć całemu Kościołowi, troszczyć się o bliźnich, być blisko różnych ludzi. Dlatego nie może być mowy o indywidualnych przywilejach i preferencjach. Ale mam nadzieję, że będę miał możliwość odprawiania moich dorocznych ćwiczeń duchowych. Mam również nadzieję, że kiedyś będę mógł organizować ćwiczenia duchowe dla innych, w tym ćwiczenia indywidualne (kiedy zbierze się kilka osób i uda mi się z każdą z nich szczegółowo porozmawiać każdego dnia przez tydzień: o tym, co obecnie przeżywają, o tym, jak kontynuować modlitwę).
Oczywiście w moim życiu nie zabraknie też tego, czego uczy mnie Ignacy Loyola: szukania i odnajdywania Boga we wszystkim – zarówno we wszystkich wydarzeniach, jak i w każdym człowieku. Takie dążenie z pewnością zachowam. Co więcej, idąc za świętym Ignacym, kluczowym momentem codziennej modlitwy będzie dla mnie regularny rachunek sumienia, w którym zadaję sobie pytanie: jak szedłeś dzisiaj i jak powinieneś pójść jutro. Pragnienie ciągłej pracy nad sobą – mam nadzieję, że to nie zniknie.
– Co ksiądz biskup uważa za konieczne do wykonania w pierwszej kolejności w swojej nowej służbie, jakie zadania stoją przed ekscelencją? Czy wie ksiądz biskup, jakie będą główne obowiązki ekscelencji?
– W najbliższej przyszłości będę musiał sporo podróżować, aby, po pierwsze, nieco odciążyć biskupa Józefa, a po drugie, sam muszę odwiedzić wszystkie miejsca i zapoznać się ze wszystkimi. Moim zdaniem jest to teraz kluczowe: nawiązanie relacji i żywych więzi nie tylko ze mną osobiście, ale także, za moim pośrednictwem, z diecezją. Mam nadzieję, że uda mi się pomóc katolikom z różnych miejsc w lepszym komunikowaniu się ze sobą, że będą wspólne spotkania i wiele, wiele innych rzeczy. Powtarzam – to jest klucz, aby na małym statku nie było tylko 20 osób, które robią swoje, ale aby byli zespołem. To jest w tej chwili główne zadanie.
Wśród konkretnych zadań: bardziej ożywione relacje między katolikami obrządku łacińskiego (który jest głównym w naszej diecezji) a obrządkami bizantyjskim i ormiańskim. Sprawić, by wszyscy czuli się jak jedna katolicka rodzina, w której każdy może mieć swoje własne tradycje.
Kolejne wyzwanie wiąże się z faktem, że w naszych miastach uniwersyteckich jest obecnie wielu katolików, którzy są studentami zagranicznymi (zwłaszcza z Afryki). Niewielu z nich przychodzi dziś na Mszę świętą, a niektórzy z nich mogą przyjść, ale po prostu nie wiedzą, że to się tutaj dzieje; są też trudności z językiem. Chciałbym więc, aby i tutaj pojawił się wspólny duch, w którym my, jako prawdziwi katolicy, nawet nie pytamy: jaki jest twój język, jaki jest twój kolor skóry i tak dalej. Jesteśmy jedną rodziną i dlatego powinniśmy się do siebie zbliżyć.
Nawiasem mówiąc, Filipińczycy mają taką narodową potrawę – biko. Jest to ryż gotowany tak długo z mlekiem kokosowym i cukrem trzcinowym, że zamienia się w jedną słodką masę. Taki deser jest obowiązkowy na każdej uroczystości rodzinnej: chodzi o to, aby rodzina była silna i zjednoczona. Ja też wiem, jak zrobić biko i mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja, by je od czasu do czasu przyrządzić. Ale chciałem też zrobić to w przenośnym, bardziej ogólnym, wspólnotowym sensie.
– Od 2020 r. jest ksiądz biskup sekretarzem Konferencji Episkopatu Rosji. Ponadto od listopada 2024 r. zostałeś nowym przewodniczącym Komisji KER ds. Ochrony Dzieci i Osób Wrażliwych. Bracia biskupi poprosili ekscelencję również o zbadanie kwestii wzmocnienia posługi Kościoła w dziedzinie migracji, w szczególności opieki nad zagranicznymi katolikami mieszkającymi w Rosji, którą właśnie ksiądz biskup opisał. Jak ekscelencja zamierza połączyć pracę w tych obszarach z posługą biskupa pomocniczego w diecezji przemienienia pańskiego? Co będzie priorytetem?
– Priorytetem jest oczywiście tu i teraz, jednoznacznie. Myślę jednak, że wszystkie te obszary nie stoją ze sobą w sprzeczności. Ponieważ bycie zaangażowanym w kwestie migracyjne lub pracę z obcokrajowcami nie oznacza dosłownie bycia w ciągłym ruchu. Oczywiście, czasami będę musiał podróżować, na przykład na kongres w Rzymie, który będzie bezpośrednio poświęcony jednej z tych kwestii. Ale to nie jest najważniejsze.
Z drugiej strony, będę zajmował się tymi ogólnorosyjskimi kwestiami nie sam, ale razem z innymi ludźmi, a to zawsze jest praca zespołowa (na przykład w Komisji Ochrony Dzieci pracuje ze mną Elena Yedush, psycholog z Kemerowa). Naszym wspólnym zadaniem jest wykorzystanie otrzymanych informacji i wiedzy w terenie, w tym w diecezji przemienienia pańskiego. A stamtąd – ponownie dać impuls innym diecezjom w Rosji, a nawet dalej (na przykład w sprawie nieletnich bardzo blisko współpracujemy z kolegami z Europy Wschodniej). Wydaje się to czasochłonne, ale w rzeczywistości tylko dodaje sił i pomysłów. Dlatego nasza diecezja ma większe szanse na odniesienie z tego korzyści (chyba że damy się ponieść i będziemy zbyt dużo podróżować po świecie).
– Wracając do Jubileuszu Nadziei, czego osobiście oczekuje ksiądz biskup od tego Roku Świętego? Jakie są nadzieje ekscelencji?
– Moja nadzieja wiąże się z niedawną szeroką dyskusją o synodalności, o Kościele synodalnym, o ludziach, którzy są razem w drodze, wspólnie zastanawiając się, jak powinni iść dalej… W związku z tym niedawno dowiedziałem się, że greckie słowo sinodiya („towarzystwo w drodze”) znajduje się w Ewangelii Łukasza. Kiedy rodzice Jezusa wrócili z Jerozolimy, samego Jezusa, który miał wtedy 12 lat, nie było z nimi. Założyli, że jest On gdzieś w sinodiyi, to znaczy w towarzystwie innych pielgrzymów, którzy razem udali się do Jerozolimy i teraz wracają. Zawsze mam nadzieję, że ci, którzy idą na pielgrzymkę, również wrócą trochę inni, nie tacy jak wcześniej, ale staną się bliżej Boga. Mam nadzieję, że ich wiara, nadzieja i miłość będą silniejsze i że będą bardziej kochać służbę tam, gdzie są. Mam nadzieję, że rzeczywiście uczymy się być Kościołem razem, iść razem, myśleć razem o tym, jak powinniśmy iść i jakie powinny być nasze kolejne kroki. Mam nadzieję, że nie skończy się to tylko na dyskusji lub tworzeniu pewnych struktur, chociaż takie kwestie również muszą zostać poruszone. Ale ważniejsza jest inna rzecz, a mianowicie pragnienie wspólnego pielgrzymowania. A celem pielgrzymki nie jest tylko Rzym, ani nawet jakaś jubileuszowa świątynia. Pielgrzymka idzie dalej, a celem tej wędrówki jest pomoc temu samemu bezdomnemu na dworcu, czy jakiejś bezradnej samotnej babci.
Mam nadzieję, że całe nasze życie będzie taką podróżą, taką pielgrzymką.
– I na zakończenie życzenia dla naszych Czytelników.
– Życzę wszystkim – zarówno wierzącym, jak i niewierzącym, ale zainteresowanym sprawami wiary katolickiej – aby nasze życie stało się trochę głębsze, bardziej szczere i prawdziwe.
– Z całego serca gratuluję księdzu biskupowi, tego nowego etapu w życia ekscelencji! I bardzo dziękuję za ten wywiad!
Alexander Elmusov
Wywiad ukazał się 14 lutego 2025 roku na stronie Syberyjskiej Gazety Katolickiej.
Tłumaczenie: Wojciech Urbański SJ