Trzecia probacja to czas szczególny, czas powrotu do źródeł. Po wielu latach od wstąpienia do zakonu, doświadczeniach pracy i zwykłej szarej codzienności życia zakonnego, daje możliwość zatrzymania się, spojrzenia z dystansu na przebytą drogę, pogłębienia doświadczeń z nowicjatu i pozostałych etapów. To ostatni etap wieloletniej formacji w zakonie.
I tak się trafia na Trzecią probację…
Skąd taka nazwa? Św. Ignacy formację zakonną opiera na szeregu prób, które pozwalają przełożonym poznać kandydata, ale także pozwalają kandydatowi poznać samego siebie i przekonać się jak funkcjonuje w praktyce, w różnych konkretnych sytuacjach życiowych, do czego jest bardziej zdatny do czego mniej, jakie ma mocne strony, jakie ograniczenia. Może też ocenić czy ten sposób życia jest dla niego.
Skoro mówimy o III probacji, w sposób naturalny nasuwa się wniosek, że wcześniej musiała być I i II. Pierwsza probacja, zwana też kandydaturą trwa 2-3 tygodnie. Kandydat przybywa do domu zakonnego i przygotowuje się do rozpoczęcia nowicjatu. Wraz z introdukcją do nowicjatu zaczyna się druga probacja, która trwa… właściwie aż do trzeciej, czyli wiele lat. Jezuici, którzy ze mną razem odbywali trzecią probację mieli bardzo różny staż życia zakonnego. Najmłodszy z nas miał za sobą 15 lat, najstarszy około 25 lat spędzonych w zakonie. Trzecia probacja w pewnym wymiarze jest powtórzeniem nowicjatu, ale już z zdecydowanie z innej perspektywy, z pewnym bagażem wieku i doświadczenia. Trwa zazwyczaj od 6 do 9 miesięcy. Nowicjat natomiast trwa 2 lata.
W nowicjacie każdy odbywa szereg prób. Jedną z najważniejszych jest przejście procesu Ćwiczeń Duchowych, czyli około miesiąca rekolekcji w milczeniu, wedle metody stworzonej przez św. Ignacego. Ignacy proponuje też inne próby, np., pielgrzymowanie miesiąc bez pieniędzy, prosząc o nocleg i jedzenie, mieszkanie przez miesiąc w szpitalu, który w czasach Ignacego był rodzajem przytułku, noclegowni i miejsca pobytu dla chorych. Był zazwyczaj fundowany przez bogatego filantropa i służył za schronienie biednym wędrowcom, bezdomnym, chorym bez środków na leczenie. Ignacy jako człowiek elastyczny uwzględnia możliwość adaptacji rodzaju, ilości i długości trwania prób zależnie od różnych okoliczności, co daje możliwości dostosowania ich do konkretnego kontekstu kulturowego, miejsca i czasu. W moim przypadku, 25 lat temu odprawiliśmy miesięczne Ćwiczenia Duchowe, odbyliśmy idąc po dwóch tygodniową pielgrzymkę o żebranym chlebie do miejsca urodzin św. Stanisława Kostki – czyli do Rostkowa, przez miesiąc jako wolontariusze pomagaliśmy w szpitalu, braliśmy udział w pieszej pielgrzymce do Częstochowy, każdy z nas przez rok miał jakieś zadanie związane z kontaktem z ludźmi, np. grupa młodzieżowa przy parafii, ministranci, Warsztaty Terapii Zajęciowej czy regularne odwiedziny w ośrodku pomocy społecznej. Próbą był też uregulowany tryb codziennego życia w nowicjacie, z obowiązkami sprzątania, zmywania, uczestniczeniem w konferencjach, studium Autobiografii św. Ignacego i pisaniem swojej własnej autobiografii, poznawaniem Konstytucji zakonnych, nauką języków obcych. Niektórzy mówili, że wyjazd po roku na tydzień do domu to „próba domowa”, „bo niektórzy z niej już do nowicjatu nie wracają”… Dwa lata nowicjatu kończą się złożeniem ślubów zakonnych. Ale to tak naprawdę jeszcze nie jest koniec prób.
Próbą jest podjęcie studiów oraz robione przy okazji „zadania duszpasterskie”, próbą jest trwający zazwyczaj dwa lata czas pracy w pełnym wymiarze, który stanowi przerwę między studiami filozofii i teologii. Próbą jest wreszcie pierwsza praca, do której prowincjał wysyła po święceniach. I tak po kilku latach od święceń trafia się na Trzecią probację.
Spojrzenie na całe swoje życie
Spędziłem ten czas w Salamance w Hiszpanii. Było nas 9: czterech z Europy (Polska, Włochy, Portugalia) i pięciu z Ameryki Południowej (Kolumbia, Dominikana, Nikaragua). Różne kraje, różne konteksty kulturowe, różne historie życia. W ramach powtórki z nowicjatu zaczęliśmy od studium Autobiografii Ignacego, po którym nastąpił czas, gdy każdy z nas po kolei przedstawiał swoją własną autobiografię. To pozwoliło nam w przyspieszonym tempie poznać się, zobaczyć skąd każdy z nas przychodzi, jaki bagaż doświadczeń niesie. Przy okazji zadanie to zmuszało każdego do spojrzenia z perspektywy na całe swoje życie, poukładania sobie w głowie, jak przez te lata dotarliśmy do momentu, w którym obecnie się znajdujemy. Następnie po raz drugi w życiu przeżyliśmy miesięczne Ćwiczenia Duchowe. Nasz instruktor Trzeciej Probacji zapraszał różnych jezuitów, którzy prowadzili dla nas tygodniowe bloki konferencji dotyczące spraw związanych z naszą jezuicką tożsamością, historią, ale także rozwojem osobowym, emocjonalnym. Podobnie jak w nowicjacie mieliśmy też studium Konstytucji.
Wielkim szczęściem była dla mnie możliwość odbycia Trzeciej probacji w Hiszpanii, bo pozwoliło mi to, jeszcze przed rozpoczęciem probacji, w czasie doskonalenia języka hiszpańskiego odwiedzić miejsca związane ze świętym Ignacym. Widziałem jego dom rodzinny, dziś obudowany wokół wielkim klasztorem z bazyliką, mogłem zobaczyć dom jego mamki, która się nim opiekowała od dnia narodzin i w którym zapewne spędził sporo czasu. Odwiedziłem Manresę, gdzie przeżył swoje własne trwające kilka miesięcy Ćwiczenia Duchowe i mogłem dotknąć ścian groty, w której spędził tyle dni i nocy. Także to miejsce dziś wygląda inaczej niż w jego czasach, dobudowano kaplice, kościół, klasztor. Zachował się jeszcze średniowieczny most, po którym Ignacy zapewne nieraz przechodził. Mogłem zobaczyć rzekę Cardoner, przy której doznał oświecenia, choć muszę przyznać, że wyglądała zupełnie inaczej niż to, co sobie wyobrażałem, gdy 22 lata wcześniej czytałem w nowicjacie Autobiografię Ignacego. Odwiedziłem opactwo benedyktyńskie Montserrat, dla Katalończyków tak ważne jak dla nas Jasna Góra, gdzie Ignacy ofiarował Maryi swoją zbroję i miecz. Widziałem miejsca związane z Ignacym w Barcelonie: wnękę w bazylice Santa Maria del Mar, gdzie zbierał jałmużnę na pokrycie kosztów studiów, a także miejsce, gdzie był dom Inés Pascual, która przygarnęła go pod swój dach w Barcelonie. Dziś część domu zburzono. W tym miejscu jest ulica. Pięćset lat to sporo czasu i wiele rzeczy się zmienia. Mogłem w duchu „powtórek ignacjańskich” powrócić w te miejsca ponownie, w ramach pielgrzymek, które robiliśmy podczas Trzeciej probacji. To było bardzo ważne doświadczenie. Te wszystkie miejsca, nazwy, miasta o których czytałem lata wcześniej, i wtedy nic mi nie mówiły, były czymś kompletnie abstrakcyjnym, stały się czymś realnym, konkretnym, zaczęły się układać w logiczną całość na mapie Hiszpanii. Loyola, Azpeitia, Salamanca, Alcala, Barcelona, Manresa, Monserrat, Aranzazu… Miałem nieodłączne wrażenie, że moim udziałem jest doświadczenie podobne do tego, które Ignacy miał w Ziemi Świętej, że przeżywam to, co on, gdy podążał śladami Zbawiciela, chodził po tych samych drogach, dotykał miejsc, których Jezus dotykał. Gdy starał się zapamiętać każdy szczegół, każdy detal. Wracał, aby wszystko dokładnie utrwalić w pamięci… Ja osobiście nigdy nie miałem możliwości dotrzeć do Ziemi Świętej, ale mogłem chociaż podążać śladami Ignacego: chodzić po tych drogach, po których on chodził, poznawać te miejsca, w których on był. Patrzeć, dotykać, smakować. I choć te miejsca nie wyglądały identycznie jak za czasów Ignacego, było to ważne doświadczenie. Trochę inaczej spojrzałem dzięki temu na to wszystko, co Ignacy w książeczce Ćwiczeń Duchowych mówi w kontekście kontemplowania scen z życia Jezusa.
Próba: Mieszkamy tam pod jednym dachem
Ostatnim wydarzeniem podczas Trzeciej probacji było spędzenie półtora miesiąca na konkretnej placówce prowadzonej przez hiszpańskich jezuitów. Każdy z nas trafił w inne miejsce. W moim przypadku było to San Sebastian, na północy Hiszpanii, blisko granicy z Francją. Przedpołudnia spędzałem w parafii odprawiając msze i spowiadając, a popołudnia na drugim końcu miasta w ośrodku Loiolaetxea. Mieszkają tam pod jednym dachem Jezuici, wolontariusze i osoby przeżywające różne trudności życiowe. W ciągu dnia przychodzą do ośrodka także pracownicy socjalni, którzy ustalają z każdym pensjonariuszem „program rozwoju”. Pobyt w ośrodku nie jest na stałe, ma za zadanie pomóc osobie stanąć na własnych nogach, stąd każdy ma swój plan rozwoju i jest z niego rozliczany. Są tu osoby z uzależnieniami, trudnościami w odnalezieniu się w społeczeństwie, osoby na przepustkach z więzienia lub odbywające zwolnienia warunkowe, bezdomni. W ramach planu rozwoju niektórzy nadrabiają braki w edukacji, chodzą do szkoły albo uczestniczą w różnych kursach, by zyskać nowe umiejętności, inni zaczynają pracować, aby odzyskać niezależność. Pracownicy socjalni pomagają wypełniać dokumenty, załatwiać różne formalności w urzędach, znaleźć mieszkanie, gdy czas pobytu w ośrodku się kończy. Sposobem terapii jest też wspólne życie, wspólne posiłki, dyżury przy gotowaniu i sprzątaniu, wspólne wyjazdy. Tu wielkie zadanie spoczywa na jezuitach i wolontariuszach. Pracownicy socjalni są obecni od poniedziałku do piątku przez 8 godzin. Jezuici i wolontariusze są cały czas. Tu mieszkają, to jest ich dom. Dzielą życie z ludźmi, którzy nieraz mają bardzo pokiereszowane życiorysy i może właśnie tutaj dzięki przykładowi życia jezuitów i wolontariuszy mogą po raz pierwszy w życiu doświadczyć, jak wygląda normalne życie i funkcjonowanie, rozwiązywanie konfliktów, dzielenie smutków i radości, świętowanie, bo niestety nie zaznali tego w swoich domach i w swoich rodzinach. Nie mieli dobrych wzorców, więc nie potrafią w sposób zdrowy funkcjonować. Tym sposobem proces rozwoju dla tych osób i przezwyciężania ich trudności odbywa się poprzez dwa wymiary: pomoc pracowników socjalnych, pracę, szkołę, kursy oraz wymiar wspólnego życia w domu, gdzie są jezuici, wolontariusze i ludzie z różnymi trudnościami, którzy nawzajem są dla siebie pomocą na drodze rozwoju.
Po półtoramiesięcznym pobycie na rożnych placówkach wróciliśmy do Salamanki. Tu podzieliliśmy się doświadczeniami z eksperymentów, podsumowaliśmy doświadczenia tego czasu. Został nam jeszcze ostatni tydzień na pożegnanie i każdy wrócił do swojego kraju. Teraz dzielą nas tysiące kilometrów, różne strefy czasowe. Niektórzy wrócili do prac, który się zajmowali przed przybyciem do Salamanki, inni dostali nowe zadania.
Było to cenne doświadczenie. Jestem szczególnie wdzięczny za możliwość przyjrzenia się drodze, jaką przeszedłem od nowicjatu, przez te lata życia zakonnego, momenty trudne i radosne, kryzysy i czasy spokojne, różne etapy, różne wyzwania, a także zobaczyć owoce tych zmagań i wysiłków. Życie trwa dalej. Jak długo jesteśmy na tej ziemi, konkretne wydarzenia będą nas zmuszać do rozwoju, napotkamy trudności do pokonania, zdarzą się sukcesy i porażki, dobre decyzje i błędy. Nie wiemy, ile czasu każdy z nas ma jeszcze na tym świecie. Ważne, aby jak najlepiej spędzić ten czas, który jest nam dany. Trzecia probacja, choć oficjalnie jest określana jako koniec formacji, nie oznacza końca drogi rozwoju. Nie jest finałem. Nasz rozwój tak jak i nasza droga przemian trwa nieustannie, aż do śmierci. Każdy etap życia niesie ze sobą coś szczególnego, oznacza konkretne zadanie.
O. Sebastian Masłowski SJ