„Opowiedział im też przypowieść «Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Jak możesz mówić swemu bratu: „Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku”, gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata. Nie jest dobrym drzewem to, które wydaje zły owoc, ani złym drzewem to, które wydaje dobry owoc. Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo; nie zrywa się fig z ciernia ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron. Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta” (Łk 6, 39-45).

Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro. Człowiek nie jest samotną wyspą. Żyje w społeczeństwie. I dzieli się w nim. Człowiek dzieli się z innymi tym, co ma. Człowiek duchowy głębią swego ducha, dobrocią, miłością, mądrością. Człowiek cielesny słabością, grzechem i złem.

W ostatnich latach mówi się dużo o zranieniach. Wszyscy ich w pewnym stopniu doświadczamy. Dotykają nas zranienia rodzinne, małżeńskie, przyjacielskie, koleżeńskie. I są one wynikiem dzielenia się słabością, bezradnością, grzechem. To, co jest w naszych sercach wylewa się na zewnątrz. Gdy jest w nich miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie, tym obdarowujemy innych. Gdy natomiast jest irytacja i posępna twarz, jak u Kaina, przekazujemy dalej naszą „żółć”, niezadowolenie, zgorzknienie.

Jezus podpowiada nam, kiedy będziemy dzielić się dobrem. Głównym warunkiem jest czyste oko (i serce). Pan Jezus ilustruje to dwiema krótkimi przypowieściami z życia. Pierwsza mówi o ślepcu, który prowadzi innego ślepego. Skutki takiego prowadzenia są przewidywalne. Motyw drugiej przypowieści Jezus zaczerpnął z pracy stolarskiej, a więc z własnego doświadczenia. Mówi o człowieku, który widzi drzazgę w oczach innych, a belki we własnym oku nie dostrzega. Obraz belki został wyolbrzymiony. Jezusowi chodziło o to, aby zaszokować słuchaczy, aby obraz utkwił w ich pamięci.

Przypowieści zostały skierowane pośrednio do faryzeuszy, którzy byli mistrzami w wyszukiwaniu błędów innych i niedostrzeganiu własnych przywar. Są jednak uniwersalne. Dotyczą również nas. Nieraz nam się wydaje, że mamy sokoli wzrok. Z całą wyrazistością widzimy błędy innych. Co więcej, uważamy, że jesteśmy upoważnieni do rozwiązywania problemów innych ludzi, a nie jesteśmy świadomi własnych problemów, błędów, wad czy kłopotów. O. Cantalamessa nazywa taką postawę chorobą duchową, którą określa jako starczowzroczność. W przeciwieństwie do krótkowzroczności, polega ona na tym, że dobrze widzimy z daleka, a źle z bliska. Dobrze widzimy błędy innych, a źle – własne.

Jeden z apoftegmatów mówi: „Pewien brat zapytał raz sędziwego ojca: Czemu właściwie osądzam tak często moich braci? Ten mu odpowiedział: Bo nie poznałeś jeszcze samego siebie. Kto poznał siebie, ten nie widzi błędów braci”.

Może jednak zrodzić się pytanie: Czy wobec tego mam nie reagować, gdy widzę błędy innych? Oczywiście, czasami należy reagować. Istnieje wzajemna odpowiedzialność na drodze wiary. Bóg w swoim planie przewidział wspólną drogę do zbawienia. Człowiek nie jest samotną wyspą. Żyje we wspólnocie i zbawia się we wspólnocie. Idąc drogą wiary, jestem odpowiedzialny za zbawienie swoje i w pewnym stopniu moich bliźnich. Gdy mój brat czy siostra gubi drogę, sens życia, odchodzi od Boga, mam prawo ich ostrzec.

Jednak muszę stosować pewne kryteria. Można upominać bliźnich, by ich poniżyć, upokorzyć, załamać psychicznie, zniszczyć. Można upominać, by dowartościować siebie, okazać swoją wyższość i pogardę wobec słabszych i niżej stojących od siebie. A więc muszę najpierw usunąć belkę z własnego oka, czyli wszelką zazdrość, pychę, pogardę, uprzedzenia, gniew…, przyjrzeć się sobie, upewnić się co do swoich motywacji. Czy kieruje mną miłość i chęć pomocy, pragnienie dobra brata czy wspólnoty?

Dopiero gdy naczelną zasadą uczynimy miłość. Gdy nauczymy się oddzielać godność człowieka od jego słabości i błędów, możemy wskazywać drzazgę w oku brata. Papież Franciszek mówił w komentarzu do dzisiejszej Ewangelii: „Braterskie upomnienie leczy ciało Kościoła. To jak dziura w tkaninie, którą należy zaszyć. I tak jak nasze mamy czy babcie starannie cerują, tak samo należy postąpić, kiedy zachodzi potrzeba braterskiego upomnienia. Jeśli nie jesteś w stanie dokonać tego z miłosierną miłością, w prawdzie i z pokorą, to tylko kogoś obrazisz, rozpuścisz kolejną plotkę, która rani, a sam staniesz się ślepym obłudnikiem”.

Papież Franciszek wskazuje też na znaki, które potwierdzają, czy nasze motywacje upominania są właściwe. Znakiem negatywnym jest uczucie radości z upominania, gdy widzimy, że u drugiego coś nie gra, gdy gubi się i błądzi. Znakiem pozytywnym jest krzyż, pojawienie się trudności, kiedy robimy coś dobrego.   

Jakie jest moje wewnętrzne bogactwo? Co wychodzi z mego serca? Czy jest we mnie wewnętrzna spójność pomiędzy słowami i życiem? Czym dzielę się z innymi? Czy nie potępiam innych, nie zauważając własnych słabości? Czy upominam innych? W jaki sposób?

fot. Stock