Rembrandt, Rubens, Siemiradzki to tylko niektórzy wielcy malarze, którzy w swojej twórczości artystycznej mierzyli się z wydarzeniem z życia Jezusa, które miało miejsce pewnego dnia o świcie, czyli w świetle wschodzącego słońca, w cieniu jerozolimskiej świątyni, jak to opisał w czytanej dziś Ewangelii św. Jan (J 8,1-11).

Redaktor przygotowujący do opublikowania księgę Pisma św. zatytułował ten fragment „Kobieta cudzołożna”. Malarze podjęli ten tytuł lub nieco zmienili, nazywając różnie swoje dzieła „Jezus i kobieta cudzołożna”, „Jezus i kobieta pochwycona na cudzołóstwie” lub zwyczajnie „Jezus i jawnogrzesznica”. Papież Franciszek z sobie właściwą przenikliwością i świeżością mówi o „Nieszczęśliwej i Miłosierdziu” powołując się na św. Augustyna.

Artyści, mając duże pole do wyboru, przedstawiali bohaterów czytanego dziś fragmentu Ewangelii w różnych pozach. Na niektórych obrazach Jezus i kobieta stoją naprzeciw siebie w otoczeniu tłumu; na innych kobieta cudzołożna przygnieciona ciężarem winy i tego, co ją czeka, siedzi na ziemi; rzadziej stoi, a Jezus pochylony, pisze coś na ziemi; zdarza się, że oboje są ukazani, gdy siedzą na ziemi wpatrzeni w siebie.

W opisanym u Jana wydarzeniu nie ma wiele ruchu. Niektórzy malarze, chcąc udramatyzować scenę, umieszczają dodatkowe postacie i gesty np. nieznaną osobę, która trzyma palec na ustach, zachęcając widza, aby skupił się na słowach, które padły lub za chwilę padną.

Wydaje się jednak, że w centrum przedstawianego wydarzenia nie są osoby, ich gesty, ani słowa, lecz…spojrzenia, a dokładniej wymiana spojrzeń.

Wszystko zaczyna się od spojrzenia uczonych w Piśmie i faryzeuszy, którzy przyprowadzili do Jezusa kobietę pochwyconą na cudzołóstwie. Aby do tego doszło, musieli ją szpiegować i podglądać. Wszystko przygotowali z premedytacją. Nie chodziło im o zachowanie prawa. Nie patrzyli na to, jaki czeka ją los. Oskarżyli kobietę, ale pragnęli skazać Jezusa.

Jest w omawianym fragmencie spojrzenie skazanej kobiety. Skazanej jeszcze zanim zaczął się sąd. Jej spojrzenie jest przestraszone, może oskarżające siebie, zrozpaczone, zagubione, bez nadziei, szukające współczucia.

Inne spojrzenie, tu także obecne, to krzyżujące się spojrzenia ludzi z tłumu (bez pasterza!), ciekawskie, obojętne, bezmyślne. Są to spojrzenia ludzi, dających się kierować własnej ciekawości i pozwalających manipulować się innym. Spojrzenia zimne, szydercze, może lubieżne, podszyte satysfakcją i oczekiwaniem na krwawe igrzyska.

Może gdzieś w tłumie jest spojrzenie mężczyzny równie winnego grzechu i złamania prawa jak kobieta. Udało mu się uciec? Jego pożądliwe spojrzenie doprowadziło ją do grzechu. A może było odpowiedzią na jej spojrzenie?

Jesteśmy tu także my z naszym spojrzeniem. Czytając lub słuchając dzisiejszej Ewangelii, chcemy tego czy nie, stajemy się jej uczestnikami. Jesteśmy zaproszeni, aby zająć stanowisko, opowiedzieć się za lub przeciw oskarżonym i oskarżycielom. Odmowa zajęcia stanowiska też jest zajęciem stanowiska. W tajemniczy sposób spojrzenia protagonistów sceny obejmują także nas.

Najważniejsze jest spojrzenie Jezusa. Jezus nie patrzy. Pochylony pisze na ziemi. Nie patrzy, ale widzi. Co więcej, jest tak naprawdę jedynym, który widzi. Zna serca otaczających go osób. Każe starszym i innym, spojrzeć na siebie tym samym spojrzeniem, którym patrzą na kobietę – przez pryzmat własnych grzechów. „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. Jest to jednocześnie spojrzenie pełne miłosierdzia, współczucia, przebaczające, przywracające poczucie godności oraz życie. Ośmiela ono i prowadzi do wsłuchania się w słowa Jezusa. „Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?”. Kobieta rozgląda się. Patrzy. Spostrzega miłosierne spojrzenie Jezusa, słyszy jego słowa przebaczenia oraz napomnienia i nazywa Go „Panem”. Widzi więcej niż inni.

We wszystkich obrazach ilustrujących ewangelię z dzisiejszej niedzieli, jest burzliwa, pełna emocji wymiana spojrzeń. Trzeba jednak spojrzeć głębiej, aby dostrzec ich istnienie i ukryte znaczenie. Jeden z krytyków sztuki, widząc pierwszy raz obraz Siemiradzkiego „Chrystus i jawnogrzesznica” na Wystawie światowej, wychwala go za wybitny artyzm formy, ale gani surowo za…brak treści.

Wielki Post, a zwłaszcza zbliżająca się Wielkanoc, to czas „patrzenia” na świat natury i relacji, jakże często zniszczonych przez grzech, odkupiony przez Jezusa Chrystusa, którego „przebodliśmy” przybiwszy do krzyża, aby doświadczyć, jak Piotr, przebaczającego i stwarzającego na nowo miłosiernego spojrzenia Jezusa Zmartwychwstałego.

Rodzimy się i zaraz szukamy spojrzenia naszej matki i ojca. Jesteśmy spragnieni ich pełnego miłości spojrzenia jak mleka matki. Potem dostrzegamy spojrzenia różnych osób. Potrzebujemy ciągle na nowo odkrywać, że jest jedno spojrzenie, które się nie zmienia, które widzi nas takimi, jakimi jesteśmy i chociaż nie toleruje grzechu, to jednak niezmiennie kocha grzesznika. Takie pełne miłości spojrzenie rodzi wiarę, przekonywał na spotkaniach z młodymi św. Jan Paweł II. To ono sprawiło, że celnik Mateusz opuścił swój kantor, a Zacheusz czym prędzej zszedł z drzewa. To samo spojrzenie Jezusa szuka moich oczu.

o. Henryk Droździel SJ
Warszawa, 5.04.2025 r.