Jerycho było silnie umocnione i zamknięte przed Izraelitami. Nikt nie wychodził ani nie wchodził. I rzekł Pan do Jozuego: «Spójrz, Ja daję w twoje ręce Jerycho wraz z jego królem i dzielnymi wojownikami (Joz 6, 1-2)

Jerycho to arabskie miasto położone w pobliżu rzeki Jordan na Zachodnim Brzegu (Judea), oddalone około trzydziestu kilometrów od Jerozolimy. Jego nazwa wywodzi się od hebrajskiego słowa jareach („księżyc”). Według archeologów jest najstarszym miastem na świecie i prawdopodobnie najstarszym nieprzerwanie istniejącym siedliskiem ludzkim. Powstało około dziesięć tysięcy lat p.n.e., o czym świadczą zachowane pierwsze konstrukcje kamienne. Archeolodzy odkryli w Jerychu resztki ponad dwudziestu osiedli z epoki holocenu. Uchodzi za jedno z najbogatszych zespołów archeologicznych i pamiątek z różnych epok przeszłości Izraela. Leży w najniżej na kuli ziemskiej położonej depresji (258 metrów p.p.m.) na pograniczu pustyni i terenów uprawnych. Tropikalny klimat w lecie i łagodny zimą oraz liczne źródła nawadniające ziemię sprawiają, że kwitną tu plantacje pomarańczy, bananów, daktyli, a także kwiatów. Stąd Jerycho zwane jest miastem palm, albo róż. Wiosną oczarowuje pięknymi kolorami i zapachami.

Jerycho biblijne (tel as-Sultan) stanowi wyniosły tel z warstwami archeologicznymi kilkunastu miast, początkami sięgające mezolitu. Świadczą o tym odkryte narzędzia z krzemienia. Jako pierwsze z miast kananejskich zostało zdobyte   przez Jozuego około 1200 roku p.n.e., a następnie spalone, zrównane z ziemią i obłożone klątwą (por. Joz 6, 1-27). W czasach króla Achaba (873-853 p.n.e.) zostało ponownie odbudowane przez Chiela z Betel, który „założył jego fundamenty na swoim pierworodnym, Abiramie, a na swoim najmłodszym, Segibie, postawił jego bramy”(1 Krl 16, 34). W okresie Królestwa Północnego rozwijała się tu szkoła proroków, odwiedzana przez Eliasza i Elizeusza. Do dzisiaj istnieje „Źródło Elizeusza” (Ain as-Sultan), które jest ciągle aktywne i dostarcza okolicznym mieszkańcom wodę. Według najstarszej tradycji, Elizeusz w cudowny sposób uzdrowił tu wodę, przywracając jej słodki smak (por. 2 Krl 2, 19nn). W okresie bizantyjskim w miejscu tym zbudowano kościół. W czasach Jezusa Jerycho było zimową rezydencją Heroda Wielkiego. Otrzymał je od cesarza Rzymu Oktawiana w zamian za zręczną politykę. Miasto zostało przesunięte bardziej na południe i osiągnęło wówczas szczytowy moment swego rozwoju. „Rozkwitało bujną zielenią, a pośród niej wyrastały królewskie pałace, akwedukty, amfiteatr i inne budowle” (M. Szmajdziński, M. Szwemin). Jezus przechodził przez nie wielokrotnie, gdyż było ostatnim etapem Jego pielgrzymki do Jerozolimy w czasie Paschy. Uzdrowił w nim niewidomego Bartymeusza (Mk 10, 46nn) i przyjął gościnę u celnika Zacheusza (Łk 19, 1nn). Dalszy rozwój Jerycha przypadł na czasy bizantyjskie, Omajjadów i krzyżowców. Od tego czasu nastąpił jego powolny upadek. Dopiero po pierwszej wojnie światowej miasto stało się ponownie kwitnącą oazą. Dzisiejsze Jerycho to senne, lecz bardzo gościnne siedmiotysięczne miasteczko, w którym życie toczy się głównie w centrum. Osiedla na obrzeżach są świadectwem zamierzchłej historii i rozkwitu.

Zwiedzanie Jerycha rozpoczynam od tel as-Sultan. Na pierwszy rzut oka robi najgorsze wrażenie. Wydaje się być fatalnie utrzymanym wysypiskiem gruzu. Przy temperaturze powietrza znacznie przekraczającej czterdzieści stopni Celsjusza nie zachęca do zwiedzania. Jednak wspinam się na jego szczyt i nie żałuję. „W głębokim wykopie stoi wielka kamienna wieża (średnica 8, 5 m; wysokość 7, 75 m) ze znakomicie zachowanymi schodami prowadzącymi na jej szczyt. Wieża wzniesiona około 8000 roku przed Chr., stanowi nadzwyczajne osiągniecie ludzi z epoki kamienia i nie ma analogii w jakimkolwiek innym miejscu na świecie” (J. Murphy-O’Connor). Początki telu (wzgórza, kopca) sięgają  neolitu preceramicznego. Wznosi się on na wysokość piętnastu metrów. Powstał przez swoiste „nabudowywanie” nowych części miasta na stare, co było zjawiskiem powszechnym w starożytnym Bliskim Wschodzie i w Anatolii.

Początki telu giną w prehistorii. Zapewne pierwotni mieszkańcy tych okolic, głównie myśliwi, korzystali z tutejszego źródła. „W okresie mezolitu (15000-8300 przed Chr.) wznieśli tu niewielkie sanktuarium. Mieszkali w szałasach, których miejsce zajęły później wzniesione z cegieł mułowych chaty z dachami w kształcie kopuły. Narzędzia, którymi się posługiwali były wykonane  z kamienia, kości i drewna, a zamiast naczyń glinianych używali kamiennych. Wzniesienie wieży i związanego z nią muru obronnego wskazuje, iż byłą to społeczność dobrze zorganizowana” (J. Murphy-O’Connor). Mieszkańcy, jak wskazują archeolodzy, trudnili się uprawą pszenicy, jęczmienia i roślin strączkowych oraz handlem i polowaniem. Kolejny etap to to lata 7220 p.n.e. do 5850 p.n.e. Pojawiają się wówczas bardziej rozwinięte formy architektoniczne. Pomieszczenia były duże, przewiewne, kilkupokojowe z wapiennymi podłogami, połączone z dziedzińcami. Ich właściciele rozszerzyli zakres uprawianych roślin, udomowili również owce. Prawdopodobnie praktykowali kult przodków. Zmarłych chowano pod podłogami domostw, o czym świadczą dotychczasowe znaleziska. Kolejna społeczność, jaka zajęła to miejsce w piątym tysiącleciu przed Chrystusem posiadała niższą kulturę. „Mieszkali w ziemiankach lub w chatach częściowo zagłębionych w ziemi” (J. Murphy-O’Connor).  Z okresu wczesnego brązu (3150-2200 p.n.e.) pochodzi mur z glinianych cegieł. Znaleziono ponadto wiele innych przedmiotów codziennego użytku, kultu i sztuki. Przeznaczenie części z nich nie zostało do tej pory zidentyfikowane.

Starożytne Jerycho budzi we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony podziw wobec starożytnych mieszkańców, ich kultury, inteligencji, pionierskich działań, a z drugiej strony smutek wobec przemijania. „Wszystko minie, minie, minie!” – parafrazuję w myślach słowa Hansa Christina Andersena. Każda kultura i epoka przeminie, ale na jej gruzach pojawi się nowa. I to jest nadzieja. Nie można żyć jedynie przeszłością, nostalgią. Trzeba patrzeć w przyszłość. Każdy dzień, każdy rok jest nową szansą i łaską. No i zbliża do wieczności, do Boga.

Po tej refleksji udaję się na Eucharystię. Celebruję ją w małym kościółku franciszkańskim, który stanowi część klasztoru pod wezwaniem Dobrego Pasterza. Obok znajdują się pomieszczenia szkolne. Kościół jest prosty, ale zarazem schludny, przytulny, i co najważniejsze, posiada klimatyzację. Wszystkie te cechy stanowią duży atut; brakuje ich na terytoriach arabskich.

Po Eucharystii pozostaję chwilę przed obrazem, który znajduje się w głównym ołtarzu. Przedstawia Jezusa, Dobrego Pasterza. Niesie na ramionach najmniejszą, najsłabszą owieczkę. Pozostałe, zdrowe i silne podążają za Nim. Myślę, że ten obraz pasuje do tego miejsca. Nie tylko dlatego, że tu w Jerychu po raz pierwszy udomowiono owce, ale również dlatego, że ten biedny kraj, jest tak bardzo rozbity i poraniony nieustannymi konfliktami. Tak bardzo potrzebuje Dobrego Pasterza, który opatrzy jego rany i poprowadzi właściwymi ścieżkami. Ja również próbuję odnaleźć siebie w tym obrazie. Bardzo mnie cieszy, że relacja między mną a Pasterzem ma wymiar osobowy, intymny, bliski. Dla Niego każdy jest jedyny, wyjątkowy, niepowtarzalny. Jak owca, którą przyciska do piersi i tuli.

W tym miejscu przypominam sobie jedną tutejszą zagubioną owieczkę, którą Pan uratował. Była nią prostytutka Rachab, która dziwnym zrządzeniem woli Bożej znalazła się wśród przodków Jezusa (Mt 1, 5). Żyła w czasach Jozuego, gdy Izrael zasiedlał ziemie Kanaanu (por. Joz 2). Młody przywódca wysłał zwiadowców, aby zdobyli informacje pomocne w planowanym ataku na Jerycho. Ci trafili do domu Rachab, który znajdował się w murze miasta. Dom ten nie cieszył się dobrą opinią ze względu na profesję jej właścicielki. Była ona prostytutką, osobą z marginesu i bez znaczenia. Ta „upadła” kobieta w rzeczywistości miała dobre serce, skore do pomocy. Jakby na przekór powszechnemu osądowi, że jest osobą bez znaczenia, postanowiła zaznaczyć swoją obecność i zaingerować w bieg wydarzeń. Sprzeniewierzyła się swojemu królowi i ludowi i stanęła po stronie izraelickich wywiadowców, ukrywając ich. Był to czyn ryzykowny, który wymagał odwagi, groził utratą życia. Rachab zapewne kierowała się troską o swoją przyszłość. Wieść o podbojach Izraelitów dotarła do Jerycha, wywołując przerażenie. Ale również zawierzyła Bogu Jahwe. Uwierzyła, że Bóg, który jest wysoko na niebie i nisko na ziemi jest potężniejszy niż bogowie kananejscy, zaś naród izraelski jest wybrany przez Boga. Boga. Rachab jest pierwszą nawróconą kobietą w Ziemi Obiecanej.

Podziwiam Rachab. Jest typem kobiety, która potrafi rozpoznać znaki czasu i wykorzystać swoje przysłowiowe pięć minut. Wyczuwa nadchodzący czas zbawienia, owo „dzisiaj”, „teraz”: „Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia” – poucza święty Paweł (2 Kor 6, 2). Poddaje się pod panowanie Boga Izraela, zawierza mu swoje życie i ocalenie krewnych. Zwraca się do obcego Boga, gdyż wierzy, że On ocala. I nie doznaje zawodu. Ocala siebie i rodzinę.

Historia ocalonej Rachab i zniszczonego Jerycha kojarzy mi się z losem Jerozolimy, nad którą zapłakał Jezus: „O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi! Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia” (Łk 19, 42-44). Jerozolima podzieliła los Jerycha, gdyż nie rozpoznała czasu swojego nawiedzenia. Nierządnica Rachab ten czas rozpoznała bardzo dobrze. Uwierzyła Bogu, który nawiedza swój lud i zbawia. To uczyniło z niej jedną z największych żeńskich postaci w całej Biblii Hebrajskiej. Wychwala ją również Nowy Testament: „Przez wiarę upadły mury Jerycha, gdy je obchodzili dokoła w ciągu siedmiu dni. Przez wiarę nierządnica Rachab nie zginęła razem z niewierzącymi, bo przyjęła gościnnie wysłanych na zwiady” (Hbr 11, 30-31).

Po opuszczeniu kościoła udaję się na jeszcze jedno miejsce związane z Jerychem. Nazywa się Chirbet al-Mefdżer, a zwane jest „Pałacem Hiszama”. Większość badaczy uważa, że jest on dziełem omajjadzkiego kalifa Hiszama ibn Abd al-Malika (724-743). Inni z kolei sądzą, że zbudował go jego bratanek i następca al Walida ibn Jazida. Ten został zamordowany po roku sprawowania władzy. Z tej racji pałac nie został nigdy ukończony. Mimo to stanowi bardzo wykwintny przykład islamskiej sztuki zdobniczej.

Pałac Hiszama, chociaż niedokończony i częściowo zrujnowany, robi wielkie wrażenie. Zbudowany został w pustynnym surowym krajobrazie na tle skalistych wzgórz. Przy jego powstawaniu zatrudnieni zostali najlepsi inżynierowie i budowniczy. Spośród wielu miejsc godnych obejrzenia warto zwrócić uwagę na kilka z nich. Monument, który znajduje się na środku centralnego dziedzińca w kształcie okrągłego okna „pokazuje w jaki sposób Omajjadzi wykorzystywali motywy (w tym wypadku rzymskie) popularne w kraju, który podbili” (J. Murphy-O’Connor). Pałac posiadał podziemną salę kąpielową wyłożoną mozaikami połączoną z salą balową. Apartamenty znajdowały się na piętrze.

Zespół łaźni świadczy o  wysublimowanym guście jego właściciela. „Dwie sale na kąpiele gorące ogrzewane były do różnych temperatur za pomocą oddzielnych pieców. Wchodziło się do nich z nieogrzewanego pokoju, w którym robiono masaże. (…) Gdy Walid przebywał w rezydencji, fragment sali kąpielowej pomiędzy jego pokojem recepcyjnym a basenem kąpielowym, napełnionym wodą różaną zmieszaną z piżmem i kurkumą oddzielała kurtyna” (J. Murphy-O’Connor). Najbardziej kuriozalne było przeznaczenie dwóch małych kwadratowych zbiorników. Pieśniarz Utarrad w taki sposób wyjaśnia ich cel: „Przywiedziono mnie przed niego [Walida], siedzącego w swym pałacu na skraju małej sadzawki, obszernej na tyle, aby mógł się obrócić zanurzony w niej mężczyzna. Wyłożona była ołowiem i napełniona winem (…) Zaśpiewałem mu. Ledwo skończyłem, gdy on, na Boga, zdarł z siebie haftowaną szatę, cenną że aż nie wiem co, rozdarł ją na dwie części i nagi jak go matka narodziła wskoczył do sadzawki, w której pił, przysięgam, tak długo, dopóki poziom znacznie się nie obniżył. Potem wyszedł z sadzawki, legł jak nieżywy dla świata i przykrył się” (J. Murphy-O’Connor).

Pałac, łaźnie i kolumny na dziedzińcach były zdobione artystycznie, zawierały motywy roślinne i geometryczne. Do najpiękniejszych (w całej Ziemi Świętej) należy mozaika podłogowa w pokoju recepcyjnym stylizowana na kobierzec. Na uwagę zasługuje również mozaika przedstawiająca „Drzewo życia”. Jest ono alegorią pokoju i wojny. Pokój symbolizują znajdujące się po jego lewej stronie sarny, natomiast wojnę lew atakujący jelenia, umieszczony po prawej stronie drzewa.

Zespół pałacowy posiadał też miejsca kultu. Jeden mały meczet był przeznaczony dla kalifa. Drugi, niezadaszony, miał charakter publiczny.

Więcej w książce: Ogród Boga. Stąpając po Ziemi Świętej, WAM