W Wydawnictwie Naukowym Collegium Bobolanum ukazała się w tych dniach książka o. prof. Marka Sokołowskiego SJ zatytułowana „Głos w obronie ciszy”. Zachęcamy do przeczytania poniższego wstępu do książki autorstwa ks. dr. Jarosława Tomaszewskiego.
W październiku 2024 roku, podczas uroczystości otwarcia cyklu zajęć akademickich na rzymskim uniwersytecie Urbanianum – to uczelnia, która kształci oraz formuje alumnów pochodzących z Kościołów na tak zwanych terytoriach misyjnych – wykład inauguracyjny wygłosił młody kardynał Giorgio Marengo z Ułan Bator, odpowiedzialny za katolicką prefekturę apostolską w Mongolii.
W swoim przedłożeniu misyjny purpurat skupił uwagę na jednym z mało znanych sposobów rozkrzewiania wiary, któremu zechciał przydać nader oryginalną nazwę: szeptanie ewangelii… Marengo nalegał, że dobrą nowinę najczęściej zwiastuje się dziś przez ambonę, katechezę, Internet, radio albo telewizję, lecz zdarzają się czasem sytuacje nadzwyczajne, w których o Chrystusie, o wierze i dekalogu nie da się mówić głośno – trzeba latami, cierpliwie, nieraz w poczuciu bezradności – delikatnie szeptać.
Zasłuchany w przemowę kardynała Marengo na Urbanianum myślałem intensywnie, czy nie był on wcześniej studentem ojca profesora Marka Sokołowskiego SJ, który już od kilku lat spisywał, a teraz podarował swoim Czytelnikom, Słuchaczom i Studentom nową książkę pod tytułem „Głos w obronie ciszy…”.
Być może największym obciążeniem do autentycznego zaświadczenia o ewangelii wobec współczesnego świata i współczesnego Kościoła jest zgubna pewność siebie ochrzczonych. Niestety, od sióstr i braci świeckich, przez zakonników i księży, do biskupów szerzy się jak nierozpoznany wirus twarde przekonanie o prawie posiadania dla siebie dobrej nowiny Chrystusa. Zbyt wielu zaczęło sądzić, że wiarę można przyjąć jak się tylko chce, na dowolną modłę i że można ją wyznawać według subiektywnej pewności, bo przecież wobec obecności Boga najważniejsze znaczenie ma mgliste odczuwanie, czyli bycie sobą.
Tak myślą i tak opowiadają, najczęściej bardzo głośno, dodając do wysokich tonów przemów i obwieszczeń przepychanie się łokciami, a jeśli trzeba to nawet kopanie się pod świątynnymi ławkami. Nic dziwnego, że w obliczu powyższych przykrości Pan Jezus jakby przystanął na progu swojego Kościoła i czeka z ewangelią, aż krzykliwi uzurpatorzy zamilkną.
W tym sensie nowa książka ojca profesora Marka Sokołowskiego SJ to remedium na pusty krzyk, jaki zdaje się zagłuszać w Kościele nawet Słowo samego Chrystusa. Jeśli tak wielu dziś usiłuje udowodnić, że są specjalistami od auto promującej się kakofonii, to ojciec profesor Marek Sokołowski SJ pragnie pozostać profesjonalistą do spraw autentyczności. Tamci kontemplują gwałtowny wiatr w konarach drzew, a On sięga w swoim studium do korzeni i pnia.
Autor na żadnej ze stron książki nie wypowiada się podniesionym głosem, to znaczy nie zwraca uwagi na siebie, żeby Mu zaklaskać. Nie udaje, że znalazł jakąś nowinkę, byle wedrzeć się do historii jako teolog od napisania teorii, której wcześnie jeszcze nikt nie wymyślił. I nie zapewnia, że jego duchowe wynalazki są jedynie skuteczne, aby otoczyć się zamkniętym kręgiem fanatycznych wyznawców. To nie leży w naturze ojca Profesora.
Jako Jego wierny uczeń ośmielę się zauważyć, że książka „Głos w obronie ciszy…” cała i na każdej stronie zbudowana została w kluczu natury swojego Autora. Takim przecież jest ojciec Marek Sokołowski SJ – bliższy Mu będzie szept od krzyku, dialog od dyktatu, przyjaźń od układu, ofiara od zysku, stara mądrość od ciągle nowej sensacji, czyli wreszcie trwałość bardziej niż chwilowy efekt.
Z tych samych powodów warto sięgnąć do systematycznej lektury „Głosu w obronie ciszy…”. Szczerze, niech nie wydaje na tę książkę pieniędzy ktoś spragniony niespokojnej podniety. Ale poszukiwacze wewnętrznej harmonii nie będą zawiedzeni. Ojciec profesor Marek Sokołowski SJ – do tego pięknym, literackim stylem i odpowiednim do niepowtarzalnej treści językiem – opowiada o ciągle aktualnych, ascetycznych podstawach duchowości.
Zresztą diagnozą ascezy rozpoczyna się pierwszy rozdział dzieła i zdaje się być jego istotnym pulsem na wszystkich stronach książki. Nie może być inaczej. Mistykiem nie zostanie nikt, kto z wyniosłą pogardą podepcze ascetyczne stopnie u podstaw własnej osobowości. Wystarczy oddać na chwilę głos niektórym wersetom „Głosu w obronie ciszy…” aby natychmiast, z intelektualnym pragnieniem przystąpić do lektury:
„Człowiek duchowy – pisze ojciec Profesor – lubi spokojną przechadzkę w parku, mądrą rozmowę w poważnym towarzystwie, cichą kontemplację przyrody. Hałaśliwość przeróżnych rozrywek, brak ciszy, nieustanne dążenie do zmiany wszystkiego, jest sprzeczne z duchem osoby oddanej rzeczom wyższym”.
Teologia nie jest nauką numer jeden dla współczesnej Europy. Trzeba przyznać, że wydziały teologiczne tu i tam pustoszeją. Być może dlatego, że sami teologowie dziś – zamiast służyć myślą dla żywej wiary – wątpią w Boga, oddając paniczny hołd odrealnionym bożkom doczesnych ideologii. Z drugiej strony sami Europejczycy już wcześniej rozmienili katolickie credo i odmawiają szacunku wobec tego, co nadprzyrodzone, zabezpieczając sobie sens w ekologii, w psychologii, w socjologii.
Tym bardziej zdumiewa, że aula wydziału teologii na Rakowieckiej w Warszawie co poniedziałek jest pełna. Nie można pominąć faktu, iż wydanie „Głosu w obronie ciszy…” zbiega się z jubileuszem dziesięciolecia istnienia Jezuickiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, któremu przewodzi Autor książki. W niczym nie przesadzę, jeśli powiem, że zapał studentów JUTYW-u z Rakowieckiej, oddanie odpowiedzialnego za sekcję uczonego Jezuity – to jest ojca Sokołowskiego, dobór tematów, gości, prelegentów i wykładowców ratuje sporo ze zdrowego ducha w polskiej teologii.
Trzeba zobaczyć jak w każdy poniedziałek o poranku, na auli wydziału teologicznego, ojciec profesor Marek Sokołowski SJ dyskretnie staje na katedrze lecz nim wypowie pierwsze słowa wykładu, delikatnym dźwiękiem dzwoneczka zaprasza wszystkich do ciszy.
ks. dr Jarosław Tomaszewski
wykładowca Jezuickiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Warszawie i misjonarz