Efez jest centralnym punktem mojej pielgrzymki do Azji Mniejszej. Miasto według legendy założyły Amazonki. W czasach św. Pawła było ono „pierwszą i największą metropolią Azji Prokonsularnej”, jak głosi inskrypcja z czasów rzymskich, liczącą 250 tysięcy mieszkańców. Położony bezpośrednio nad Morzem Egejskim, stał się jednym z ważniejszych ośrodków handlowych Azji Mniejszej. Miasto było również ważnym centrum politycznym i intelektualnym. Mieściła się tu druga szkoła filozofii w regionie Morza Egejskiego; wystarczy wspomnieć działającego w Efezie Heraklita.

Pozostałe do dziś ruiny świadczą o wspaniałości, wielkości i chwale Efezu. Spaceruję ul. Kuretów, Drogą Marmurową i ul. Arkadiusza. Podziwiam przyległe kolumnady, w których kiedyś mieściły się sklepy, inskrypcje, między innymi Ewangelistów, bogate domy na tarasach, bramy, fontanny, pomniki, świątynie… Wszędzie uderza bogactwo i rozmach. Idąc zatłoczonymi ulicami, mogę wczuć się w atmosferę dawnych czasów. Wśród niezliczonych i nieodkrytych jeszcze obiektów – cały czas trwają tu prace wykopaliskowe – moją szczególną uwagę zajmuje Biblioteka Celsjusza i teatr.

Biblioteka znajduje się nad grobowcem konsula i gubernatora Efezu Celsjusza. Wzniesiona w II wieku jest interesującym pomnikiem. W krypcie znajduje się zachowany w doskonałym stanie sarkofag Celsjusza; natomiast nad nim mieści się potężna konstrukcja czytelni. To oryginalne rozwiązanie w pierwszej chwili wywołało we mnie zdziwienie. Biblioteka na grobie? Ludzie „depczący” doczesne szczątki zmarłego? Później pomyślałem jednak, że jest to rodzaj duchowego pomnika. Jeden z pozostałych posągów biblioteki wyobraża mądrość („sophia”). Zebrane manuskrypty przekazujące mądrość potomnym są rzeczywistym duchowym pomnikiem.

W Bibliotece Celsjusza uświadamiam sobie, jak ważna jest pamięć. Zapewne nie można żyć tylko przeszłością. Ważna jest przyszłość i przede wszystkim teraźniejszość. Jednak gdy zabraknie pamięci o przeszłości, historii kultury, to jakby zabrakło serca. Naród czy człowiek, który „gubi pamięć”, gubi własną tożsamość.

Efez jest miastem przeciwności. Wartości duchowe, kulturalne mieszają się z przyziemnymi, ludzkimi. Jako miasto portowe słynął nie tylko z bogactwa i kultury, ale również z… rozpusty. Zachowany do dzisiaj kompleks domu publicznego pochodzi z IV wieku. Zdobiony bogatymi i pięknymi mozaikami, składa się z pokoi i salonów zgrupowanych wokół podwórza. Mieszkające tu inteligentne, wykształcone i urodziwe kobiety, chociaż wykorzystywane przez mężczyzn, cieszyły się szczególnymi przywilejami, nieznanymi zwykłym rzymskim kobietom. Posiadały prywatne domy, miały możliwość udziału w życiu publicznym, na przykład w demonstracjach czy wyborach, a także prawo wyboru klientów.

Sacrum dotyka tu profanum. Miasto to doskonale odzwierciedla ludzką naturę. W każdym człowieku są bowiem dwa „bieguny”. Z jednej strony skłonność do miłości, piękna, dobra, pragnienie absolutu, nieśmiertelności, z drugiej – zdolność do zła, grzechu, poddawanie się niskim instynktom, słabości, zawiść, zaborczość… Człowiek doświadcza wewnętrznego rozdarcia, rozdwojenia, o którym tak dramatycznie pisze św. Paweł. Na szczęście Chrystus zjednoczył ludzką rozdartą naturę i mimo skłonności do grzechu uzdolnił ją na nowo do miłości.

Święty Paweł przybył do Efezu po raz drugi w 53 roku w towarzystwie Pryscylli i Akwili. Wkrótce zgromadził wokół siebie uczniów, założył pierwszą wspólnotę chrześcijańską w tym mieście i nauczał przez około trzy lata, najpierw w synagodze, a następnie w szkole Tyrannosa. Jego nauczanie spotkało się z zainteresowaniem i przyjęciem. Paweł bowiem nie tylko nauczał, ale równocześnie czynił cuda i walczył z demonami. Owocem były liczne nawrócenia: „Przychodziło też wielu tych, którzy uwierzyli, wyznając i ujawniając swoje uczynki. I wielu też z tych, co uprawiali magię, poznosiło księgi i paliło je publicznie. Wartość ich obliczono na pięćdziesiąt tysięcy [drachm] w srebrze. Tak rosło w potęgę i umacniało się słowo Pańskie” (Dz 19, 18-20).

Skutki nauczania Pawła rodziły zazdrość i zawiść wśród środowisk niechętnych nowej religii. Paweł nazywa ich wręcz dzikimi zwierzętami (por. 1 Kor 15, 32). Kulminacja agresji nastąpiła w czasie zamieszek na terenie efeskiego teatru (por. Dz 19, 21-40). Wywołał je Demetriusz oraz inni złotnicy i kupcy handlujący posążkami Artemidy. W związku z nauczaniem Pawła zmniejszyła się bowiem liczba odwiedzających świątynię Wielkiej Artemidy Efeskiej, a równocześnie obniżył się popyt na wyroby rzemieślnicze związane z jej kultem. Wywołało to gniew Demetriusza, który bronił swoich interesów, odwołując się do zagrożenia sławy efeskiego sanktuarium. Zebrał więc w teatrze wytwórców miniaturowych rzeźb świątyni, którzy przez dwie godziny skandowali: „Wielka Artemida Efeska!”. Rozruchy udało się powstrzymać dopiero przedstawicielowi lokalnych władz, który bronił Pawła i odwoływał się do prawa. Chrześcijańska wspólnota efeska uniknęła przykrych konsekwencji, jednak Paweł wkrótce po tym zdarzeniu przeniósł się do Macedonii. Chrześcijaństwo szybko rozwijało się w Efezie, wypierając ostatecznie kult Artemidy.

Gdy siedzę w teatrze efeskim i czytam o wydarzeniach, które miały w nim miejsce, zastanawiam się nad motywacjami religijnymi. Ilu wierzących tak naprawdę bezinteresownie czci i kocha Boga? A ilu czyni to z egoistycznych motywów i może nie zawsze uświadamianych, ale oczekiwanych profitów? Ilu wierzy w Boga z miłości, a ilu dla nagrody ziemskiej i wiecznej? Myślę też, że postawa Demetriusza nie jest obca współczesnej religijności. Nierzadko pod wzniosłymi ideałami, nawet duchowymi i religijnymi, kryją się małe ludzkie namiętności, pragnienia i cele.

Z teatru przechodzę do Artemizjonu. W czasach starożytnych był największą i najświetniejszą świątynią poświęconą Artemidzie, uważaną za jeden z siedmiu cudów świata. Przy sanktuarium rozwijał się przemysł religijny, urządzano tu festiwale, tłumy pielgrzymów napływały nieustannie… Królowała bogini płodności i urodzaju, w prehistorycznej Anatolii zwana Kybele, czyli Bogini-Matka. Z czasem pod wpływem cywilizacji jońskiej Kybele przeistoczyła się w Artemidę. Jej wizerunek przedstawia dostojną kobietę o wielu piersiach, symbolizujących płodność.

Gdy myślę o dostojności tego miejsca, spoglądam ma marmurową kolumnę. Jedynie ona przetrwała. Jest niemym świadkiem przemijającej chwały. Za chwilę udam się do domu Maryi. W Artemizjonie jeszcze raz utwierdzam się w przekonaniu, że niezbadane są wyroki Boskie. Efez, starożytne miejsce kultu „Bogini-Matki” Artemidy, stał się domem Maryi, „Nowej Artemidy”, Matki Boga i naszej.