Historia płata nam figle, jeśli tylko trochę się nią interesujemy. Miejscowi, żyjący i służący w sowieckiej Azji Środkowej, księża zawsze uważali, że pierwszym kapłanem katolickim pracującym w Kirgistanie był litewski jezuita Antoni Szyszkiewiczius, który w latach 1958-1961 organizował pierwszą katolicką parafię w miasteczku Kant koło stolicy kraju Biszkeku. Ojciec Antoni spędził wiele lat w łagrach i tak także zakończyła się jego praca duszpasterska w Kirgistanie.
Kiedy z Ojcem Krzysztofem Korolczukiem jechaliśmy na Boże Narodzenie 2005 do Dżalalabadu zdawaliśmy sobie sprawę, że w 1942 r. stacjonowała tam 5. Dywizji Piechoty Armii Generała Andersa dowodzona przez gen. Mieczysława Borutę-Spiechowicza. Z czasem zaczęliśmy też szukać na starym cmentarzu, który znajdował się niedaleko naszej kaplicy, grobów polskich żołnierzy. Miejscowi mieszkańcy twierdzili, że tam był polski, wojenny cmentarz, ale nikt nie mógł wskazać jego położenia. W latach osiemdziesiątych zeszłego wieku podczas budowania linii wysokiego napięcia cmentarz został zrównany z ziemią. Dzięki fotografii z czasów wojny dostarczonej przez attaché wojskowego w Ałmatach, pułkownika Janusza Pydysia, mogliśmy w końcu określić miejsce położenia cmentarza. W rezultacie nieprostych negocjacji z szefem kurdyjskiego klanu, zamieszkującego cmentarz, uzyskaliśmy potwierdzenie tej informacji. Wkrótce Rada Ochrony Miejsc Pamięci i Męczeństwa rozpoczęła rekonstrukcję cmentarza, który został poświęcony z wielką pompą w obecności miejscowych i polskich władz.
Na zdjęciu powyżej jezuici przed pomnikiem na polskim cmentarzu w Dżalalabadzie (rok 2022)
W międzyczasie zgłosił się do nas starszy Uzbek, dziennikarz, Kadyrdżan Ibragimow, który zaproponował napisanie książki o pobycie polskich żołnierzy w Dżalalabadzie na podstawie wspomnień mieszkańców miasta. W trakcie pisania książki dowiedzieliśmy się, że stary amfiteatr położony w centralnym parku, to polski kościół polowy. Jeśli był kościół (niestety zburzony kilka lat temu) to znaczy, że byli też kapelani.
Oprócz odbudowy cmentarza, na budynku uniwersytetu, gdzie podczas wojny mieścił się polski szpital polowy, powieszono tablicę pamiątkową, a w pobliskim Suzaku, gdzie również stacjonowali polscy żołnierze, postawiono niewielki monument. Wydawało się nam, że na tym historia Polaków i Kościoła w Dżalalabadzie się kończy.
Tymczasem niedawno wpadła mi w ręce niewielka broszura „Obraz z wojennego szlaku” wydana w Białymstoku. Książeczka opowiada historię obrazu Matki Boskiej Tatiszczewskiej. Obraz ten jako kopia Matki Boskiej Ostrobramskiej został namalowany w 1941 roku przez polskiego żołnierza w Tatiszczewie, gdzie formowała się Armia Generała Andersa. Zamówił go kapelan 15. pułku Piechoty „Wilki”, tego który później stacjonował w Suzakie. Kapelanem tego pułku był … jezuita o. Tadeusz Walczak SJ!
Oznacza to, że jednym z pierwszych księży pracujących nie tylko w Dżalalabadzie, ale w całej Kirgizji był polski jezuita, który przybył tutaj 63 lata przed jezuitami obecnie pracującymi w Kirgistanie.
Oprócz niego w 5. Dywizji Piechoty służyło jeszcze kilku innych kapelanów. Ojciec Walczak po wkroczeniu sowietów do Polski został osadzony na Łubiance i skazany na śmierć.

O. Tadeusz Walczak SJ
Ojciec Tadeusz Walczak SJ na całym szlaku bojowym Dywizji przez Monte Cassino do Bolonii woził ze sobą obraz Matki Boskiej Tatiszczewskiej. Oznacza to, że na pewno obraz musiał wisieć podczas nabożeństw w polowym kościele-amfiteatrze w Dżalalabadzie.
Ojciec Tadeusz służył także opieką duszpasterską tysiącom polskich cywili, byłych zesłańców, którzy ulokowali się obok polskiej armii, a po zakończeniu wojny został misjonarzem w Zambii.
A co stało się z obrazem Matki Bożej? Otóż po wielu perypetiach Matka Boska trafiła w 1975 roku do jezuickiej kaplicy na Walm Lane w Londynie. I tak kółko się zamknęło. Obraz łączy naszego współbrata działającego w Sowieckiej Rosji, nasze placówki oraz jezuitów w Kirgistanie i znajdujący się na drugim końcu świata jezuicki ośrodek duszpasterski w Londynie. Obyśmy potrafili dzisiaj na naszych placówkach w Kirgistanie godnie kontynuować dziedzictwo naszych poprzedników.
Brat Damian Wojciechowski