W Kościele w Polsce miesiąc sierpień przeżywany jest od 1984 roku jako miesiąc trzeźwości. Po raz pierwszy Episkopat Polski wezwał wtedy wiernych do abstynencji od alkoholu jako formy nie tylko własnej trzeźwości, ale także formy dobrowolnej ofiary za osoby uzależnione, ich rodziny oraz o trzeźwość narodu. To zachęta nie tylko do własnej trzeźwości, ale również wyrażenia postawy solidarności z osobami zniewolonymi i ich bliskimi.

Często jako jezuita zastanawiałem się, dlaczego św. Ignacy Loyola zmarł 31 lipca (1556). Co ta data może oznaczać? Odpowiedź przyszła do mnie niedawno, gdy uświadomiłem sobie, że jest to „wigilia” sierpnia. Tym, którzy znają jego postać, nieobca jest to, że właśnie wejście na drogę porządkowania nieuporządkowanych przywiązań doprowadziło Ignacego do nawrócenia i przemiany życia. Od hulaki, uwodziciela, uzależnionego od gier, turniejów rycerskich przeszedł proces przemiany poprzez szukanie i znajdowania Boga w sobie (poruszenia duchowe) i w znakach Jego obecności wokół siebie. Zaowocowało to Ćwiczeniami duchowymi – intensywnym i bezpośrednim spotkaniem z Bogiem, którego doświadczył osobiście. To doświadczenie spisał dla pożytku tych, którzy będą mieli odwagę walczyć z samymi sobą, o wewnętrzną wolność tak, byśmy ze swej strony nie pragnęli bardziej zdrowia niż choroby, bogactwa niż ubóstwa, zaszczytów niż wzgardy, życia długiego niż krótkiego…

Możemy więc spojrzeć na Ignacego jako patrona szeroko rozumianej trzeźwości myślenia, życia, postaw wewnętrznych, jak i zewnętrznych. Jest to niezwykle aktualne w dzisiejszym świecie, w którym coraz więcej osób zarówno młodych, jak i starszych uzależnia się od cyfrowych używek (przewijanie ekranu smartfona, media społecznościowe, pornografia itp.), zakupów, używek (alkohol, papierosy, narkotyki) czy zwykłego jedzenia lub spożywania alkoholu.

Jesteśmy w stanie uzależnić się praktycznie od czegokolwiek, co tylko zapewni naszemu mózgowi zastrzyk dopaminy.

Bo tak działa nasz umysł, że potrzebuje nieustannie jakichś form przyjemności. Odpowiada za to układ nagrody, którego kluczowym elementem jest dopamina – substancja chemiczna, która jako neuroprzekaźnik jest odpowiedzialna za odczuwanie motywacji i przyjemności. Kiedy robimy coś, co sprawia nam przyjemność – jemy coś smacznego, dostajemy lajka w internecie, pijemy alkohol, gramy w grę, oglądamy serial czy uprawiamy seks – nasz mózg „nagradza” nas wyrzutem dopaminy do organizmu, co odczuwamy jako stan dobrego samopoczucia. To naturalny mechanizm, który ma nas zachęcać do powtarzania zachowań sprzyjających przetrwaniu lub poczuciu satysfakcji.

Problem pojawia się wtedy, gdy mózg zaczyna uzależniać się od tych „nagrodowych” bodźców i stanów po nich następujących. Im częściej sięgamy po szybkie źródło dopaminy (np. przewijanie ekranu czy granie na telefonie, alkohol, pornografię itp.), tym bardziej nasz układ nagrody ulega przeciążeniu. Mózg staje się coraz mniej wrażliwy na codzienne, w odpowiednich dawkach i naturalne, czyli zdrowe źródła radości – i domaga się coraz mocniejszych lub częstszych bodźców, które nie zgadzają się z uznawanym przez nas systemem wartości. W efekcie człowiek wpada w błędne koło: traci kontrolę, a jego wybory nie są już wolne, lecz kierowane przez przymus. Rodzące się poczucie winy paradoksalnie staje się powodem do sięgnięcia po kolejną przyjemność, która wywołuje kolejny konflikt wartości. Koło się zamyka…

Uzależnienie, którego symptomem jest m.in. brak trzeźwości, to nie tylko problem nadużywania substancji czy wpadania w niekontrolowane zachowania, ale przede wszystkim utrata wewnętrznej wolności.

Dlatego właśnie trzeźwość — nie tylko wyrażająca się w naszych postawach, ale i ta duchowa — jest tak istotna. To droga do życia świadomego, wolnego i zdolnego do miłości, a co za tym idzie życia szczęśliwego. Dlatego św. Paweł przypomina: „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. Trwajcie więc w niej i nie poddawajcie się na nowo jarzmu niewoli” (Ga 5,1).

Dariusz Michalski SJ

Całość artykułu już wkrótce w kwartalniku Manreza