Na zdjęciu, które zrobiono mu kilka miesięcy przed śmiercią, idzie korytarzem warszawskiego kolegium, kierując się w stronę światła. Nie jest mu łatwo. Każdy krok kosztuje wiele wysiłku, dlatego opiera się na chodziku. – Przez całe życie robił właśnie to – prowadził ludzi do Jezusa, który jest naszym jedynym światłem – był człowiekiem dla innych – mówił w homilii o zmarłym Janie Tomczaku o. Jerzy Seremak. – Teraz tym chodzikiem, który może mu pomóc, są nasze modlitwy – zaznaczył witając przybyłych o. Rafał Sztejka.
To zdjęcie pokazuje też charakter ojca Jana. Był wojownikiem, który nigdy się nie poddawał – walczył jak lew o każdy krok i w każdej sytuacji starał się pokonywać swoje ograniczenia. Wiele razy widzieliśmy jego heroiczną walkę, gdy podczas mszy próbował utrzymać się na nogach – usiłował wstać, często nieskutecznie, a gdy już to się udało – pozostać w tej pozycji. – Bardzo zależało mu na wspólnocie, na relacjach ze współbraćmi. Dlatego niemal do samego końca pokonywał mozolnie strome schody wiodące do sanktuarium, by koncelebrować msze. Nie pozwalał wykreślić się z grafiku – wspominał w homilii pogrzebowej o. Seremak.
Był człowiekiem dla innych
Zależało mu nie tylko na współbraciach. Wielu naszych warszawskich parafian wspomina ojca Tomczaka ze łzą w oku. Jednych uczył katechezy, innych spowiadał i odwiedzał w domach podczas kolędy – wszystkim ofiarnie pomagał. – Interesował się drugim człowiekiem. Znał świetnie naszą parafię – każdą kamienicę, bramę i niemal każde mieszkanie – mówił o. Seremak. Był „człowiekiem dla innych” – w myśl ideału jezuity nakreślonego przez generała naszego zakonu o. Pedro Arrupe.
Ostatnie miesiące życia ojca Jana były naśladowaniem Chrystusa w Jego cierpieniu. Zachował w tym wszystkim – tak jak i zresztą wcześniej – pogodę ducha, młodość serca i ciekawość świata. – I choć czasem współbraci irytowały jego „tematy dnia”, którymi zadręczał nas przy posiłkach, to wszyscy go lubiliśmy. W świecie, w którym jest tyle kłamstwa, on był prawdziwy – mówił kaznodzieja.
Podkreślał, że Bóg działa w historii i właśnie dlatego również nasza historia ma być Ewangelią. – Jego życie właśnie takie było – było dobrą wiadomością o Chrystusie, którą niósł innym. I choć nie był czułostkowy i nie dało się od niego usłyszeć wzniosłych słów o miłości, to jednak można było w relacji z nim jej doświadczyć. Jego historia była opowieścią o miłości, była Ewangelią – mówił o. Jerzy Seremak.
65 lat na Rakowieckiej
Ojciec Jan Tomczak odszedł do Pana w 94. roku życia, 75. roku powołania zakonnego i 60. roku kapłaństwa. Jego historia jako jezuity rozpoczęła się w Kaliszu. Tam w 1951 r. mieścił się nowicjat prowincji północnej, do którego wstąpił jako dwudziestolatek. Magistrem nowicjatu był wówczas o. Stefan Dzierżek. Pierwsze śluby zakonne złożył w Starej Wsi. Tam także odbywał tzw. „humaniora”, zakończonego maturą w 1955 r.
Kolejny etap jego formacji, to filozofia w Krakowie. Po trzech latach scholastyk Jan przeniósł się do Warszawy, gdzie studiował teologię. Tutaj przyjął święcenia prezbiteratu, których udzielił mu biskup Wacław Majewski – ten sam, który w czasie aresztowania kardynała Stefana Wyszyńskiego zarządzał diecezją warszawską w zastępstwie prymasa.
Po ukończeniu studiów teologicznych świeżo upieczony prezbiter rozpoczął pracę w Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie, gdzie nauczał katechizmu w salach parafialnych i był członkiem Centrum Katechetycznego. Po kilku latach posługi odbył tzw. „trzecią probację” w Czechowicach-Dziedzicach i powrócił do Warszawy, gdzie podjął przerwaną posługę. W kolegium przy ul. Rakowieckiej, z krótkimi przerwami, pozostał do końca swoich dni, a więc przez niemal 65 lat.
Chodź i budź nas do miłości i braterstwa
Dziękujemy ci ojcze Janie za wspólne chwile – za rozmowy z tobą, za twoje opowieści i „tematy dnia”. Dziękujemy za twój uśmiech i zainteresowanie każdym z nas. Za to, że nie irytował cię nasz pośpiech i zabieganie – i to, że często nie potrafiliśmy cierpliwie wysłuchać twoich historii. Będzie nam brakowało twojej uśmiechniętej i pogodnej twarzy. Do zobaczenia w niebie ciekawski miłośniku życia. Jak za swoich dobrych dni, nie przestawaj chodzić i budzić nas do miłości i braterstwa. Wiemy, że się nie poddasz.