W niedzielę, 26 października, w kościele parafialnym pw. św. Ignacego Loyoli w Jastrzębiej Górze o. Andrzej Gryz SJ złożył ostatnie śluby zakonne w Towarzystwie Jezusowym.

Przez wiele lat o. Andrzej był misjonarzem w Syrii i od kilku lat posługuje w Jastrzębiej Górze. Wstąpił do nowicjatu w 1991 roku, a święcenia kapłańskie przyjął w roku 2007 w Damaszku.

Zapytaliśmy go jak długo był misjonarzem na Bliskim Wschodzie, w jakich miejscach, i na czym polegała tam jego praca.

Mój Bliski Wschód to Egipt, Liban i Syria. Najpierw, a był rok 1999, przybyłem do kraju, który bardzo często nazywany jest w świecie arabskim Matką Świata, ponieważ był centrum cywilizacji i źródłem innowacji jak pismo, kalendarz, papier czy inżynieria, a także odegrał kluczową rolę w dostarczaniu pożywienia innym narodom, ze wskazaniem chociażby na historię Józefa ze Starego Testamentu. Chyba domyślasz się o jakim kraju mówię? Tak, rzeka Nil sprawia ogromne wrażenie, a jej słodkie wody i muł, który ze sobą niesie powodują, że ziemia jest żyzna. Chociaż budowa Wielkiej Tamy Asuańskiej zdaje się zaburzać ten proces. Kto by pomyślał: ziemniaki zbierane są 2-3 razy w roku, export bawełny i ryżu a najlepsze mango skosztujesz właśnie w Egipcie. Ale jest to kraj wielkich kontrastów, z jednej strony Piramidy i wypasione wioski turystyczne, a z drugiej – zwłaszcza w Górnym Egipcie – domy postawione z tradycyjnych cegieł zawierających muł i słomę. Wystarczy ulewa, która przychodzi co kilka lat, aby taka konstrukcja po prostu została nadwyrężona albo zwyczajnie rozpłynęła się. Mówię o tym, bo wydaje mi się, że każdy misjonarz powinien odkryć w sobie fascynację przede wszystkim relacjami społecznymi, tradycją, kulturą lub historią, oczywiście językiem ale również potrawami kulinarnymi kraju, do którego został posłany i przede wszystkim warto usłyszeć ten głos, który skierował kiedyś Bóg do Mojżesza: Napatrzyłem się na niedolę ludu mojego… (Wj 3, 7).

Dotyczy to zarówno ubóstwa materialnego, skompilowanych relacji rodzinnych, współistnienia wspólnot wyznaniowych, postawy wobec często opresyjnych i skorumpowanych systemów politycznych. Być obecnym w tych sytuacjach z innymi i duchowe towarzyszenie jest postawą, która wnosi pocieszenie i nadzieję…

Na krótszą metę, taka obecność nie wymaga pogłębionej znajomości miejsca, w którym się znajdujesz czy nawet języka. Widziałem przecież wolontariuszy, którzy przyjeżdżali i doskonale dawali sobie radę, inspirując dzieci i młodzież czy dając sesję formacyjną w innym języku niż arabski lub wzbudzając emocje tylko samym pokazem mimiki.

Kiedyś jeden z Libańczyków powiedział mi, że wszyscy znają tu bardzo dobrze język francuski, uczą się we francuskojęzycznych szkołach, ale żeby trafić gdzieś głęboko do ich serca trzeba rozmawiać z nimi po arabsku. Wtedy otwiera się dusza, która jest w stanie wyrazić wszelkie subtelności.

Stąd, po rozważeniu z przełożonymi, rozpocząłem w Kairze dwuletnie studia języka arabskiego i cywilizacji islamskiej w instytucie kombonianów na wyspie Zamalek, który współpracował akademicko z rzymskim PISAI (Pontificio Istituto di Studi Arabi e d’Islamistica). […] Tę znajomość języka arabskiego w kierunku duszpasterskim i osobistej refleksji poszerzałem uczęszczając jednocześnie co sobotę na wykłady w katolickim seminarium koptyjskim, w kairskiej dzielnicy Maadi. Doskonała okazja, aby poznać liturgię kościoła, który według tradycji został założony przez świętego Marka. Poznałem wielu przyszłych duszpasterzy, którzy zapraszali mnie do swoich miejscowości w Górnym Egipcie. Wspólne czytaliśmy i dyskutowaliśmy. Chodziłem z moim prawosławnym przyjacielem na konferencje prawosławnego patriarchy Koptyjskiego Kościoła Prawosławnego Szenudy III. Na magisterkę [praktykę apostolską] zostałem skierowany do szkoły w mieście Minia już jako wychowawca i katecheta, nie tylko w szkole, ale także w wioskach katolickich i prawosławnych, towarzysząc także młodzieży w jezuickim centrum formacji dla niepełnosprawnych ruchowo.

W 2002 roku rozpocząłem studia teologiczne w paryskim Centre Sèvres, następnie prawo kanoniczne na Papieskim Instytucie Wschodnim (PIO) w Rzymie i prawo kanoniczne na Gregorianie. W międzyczasie, na każde wakacje wyjeżdżałem do Syrii lub Libanu uczestnicząc w rekolekcjach, pielgrzymkach, sesjach, spotkaniach formacyjnych dla jezuitów.

Święceń kapłańskich udzielił mi 5 sierpnia 2007 roku wikariusz apostolski Aleppo Giuseppe Nazarro w Damaszku, we franciszkańskim kościele św. Antoniego. Nie obyło się bez nałożenia rąk czterech innych katolickich biskupów kościołów wschodnich i legata papieskiego pełniącego stałą misję dyplomatyczną w Damaszku. Pierwszą Mszę św. odprawiłem następnego dnia, w Święto Przemienienia Pańskiego, w klasztorze Mar Musa al-Habashi (świętego Mojżesza Etiopskiego) znajdującym się na pustyni między Damaszkiem a Homs, ożywionym na początku lat osiemdziesiątych przez włoskiego jezuitę Paolo dall’Oglio, który zaginął 29 lipca 2013 roku. Po Trzej Probacji (2008-2009) otrzymałem misję udania się do szkoły Collège Notre-Dame de Jamhour w Libanie jako duchowny pierwszej i drugiej klasy liceum, katecheta zaangażowany również w projekty socjalne dla uczniów i kapelan harcerzy. A w 2017 roku misja w Syrii, miasto Homs do 2023…

Jakie sytuacje, wydarzenia, osoby, najczęściej wspominasz, będąc już na stałe w Polsce?

Z nostalgią wspominam naszych sąsiadów, którzy otwierali swoje małe sklepiki już od wczesnych godzin rannych, rozstawiali dwa, trzy małe krzesełka i parzyli kawę zapraszając do celebracji nowego dnia. To były niezapomniane chwile spędzone na rozmowach o życiu, o zachodzących zmianach, o dawnych czasach, roślinach które właściciel zasadził w małych doniczkach i teraz zdobią wejście do sklepu. Aż trudno było się odkleić od krzesełka.

Na pewno chciałbym wiedzieć co dzieje się z ludźmi z więzienia w Homs, po 8 grudnia 2024, kiedy to nastąpiła radykalna zmiana władzy w Syrii. Jedna z sióstr ze Zgromadzenia Dobrego Pasterza zaproponowała mi odprawienie Mszy św. w więzieniu. Miała pozwolenie z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na odwiedzanie i towarzyszenie kobietom. Wpadliśmy na pomysł, aby zaproponować chrześcijanom tam przebywającym Mszę św. na Boże Narodzenie. I udało się, naczelnik się zgodził. Trochę miałem pietra, bo do syryjskiego więzienia łatwo się dostać, ale bardzo trudno z niego wyjść. Czasem ludzie wchodzą i znikają. Trudno, raz kozie śmierć… To była na pewno pierwsza Msza św. w historii Centralnego Więzienia w Homs a być może i Syrii. Więzienie ponad tysiąc osób. Wszystkich chrześcijan około setki. Na Mszach św. 30-40 osób. Różne były powody ich pobytu w zakładzie: najczęściej kradzieże, potem narkotyki, zabójstwa. W najgorszej sytuacji psychicznej były kobiety skazane za zabójstwo męża, w dodatku widać było agresję skierowana do tych kobiet ze strony osadzonych mężczyzn. Z siostrą Kindą, staraliśmy się opanować sytuację.

Anwar siedział już od 35 lat, skazany za szpiegostwo na rzecz Izraela, a był podoficerem służąc na granicy Wzgórz Golan. Miał nadzieję, że w końcu prezydent Baszszar al-Asad go ułaskawi. Żona, którą bardzo dobrze znam, tęskni i czeka. Ale Baszszar jest w Moskwie, a teraz są nowe władze. Samer, którego często widywałem u mojego fryzjera, też tam w pewnym momencie się pojawił. Złapali go, okazało się, że to herszt dużej bandy włamywaczy złożonej z chrześcijan i muzułmanów. Siostrom, które mają klasztor naprzeciwko naszej rezydencji, zwędzili niedawno nowo zakupione okna do ośrodka dla dzieci i młodzieży z zespołem Downa.

Trzeba przyznać, że tworzyliśmy zgraną ekipę z wieloma członkami WŻCh syryjskiego, zwłaszcza z Issam’em, Nawal, Souhir i Rafiq’em. Znaliśmy o. Fransa van der Lugt’a, holenderskiego jezuitę, który poniósł śmierć męczeńska w kwietniu 2014 roku. Kontynuowaliśmy potem jego sposób dawania ćwiczeń duchowych dla młodzieży i ideę masir (marszu). Odtwarzaliśmy ścieżki św. Ignacego w Dolinie Chrześcijan. Naszym Monserratem była Dżabal as-Sayyeda, najbardziej znana góra poświęcona Naszej Pani. Znaleźliśmy też grotę, która stała się naszą Manresą. Medytowanie tam to wielkie wyzwanie, przenikliwe zimno w środku upalnego lata. Mieliśmy też nasz Cardoner, górską rzeką, nad którą medytowaliśmy o chrzcie Pańskim. […]

Czego uczy praca misyjna w kraju ogarniętym wojną i czego Ciebie nauczyła?

W Syrii nauczyłem się rozpoznawać czy wybuch, który usłyszałem pochodził od zrzuconych przez Rosjan beczek na dzielnicę al-Wa’ar miasta Homs czy też była to izraelska rakieta wystrzelona w kierunku składu broni czy fabryki produkującej sztuczne nawozy, która znajduje się niedaleko Homs. I tutaj dźwięk różnił się w zależności od tego czy dosięgła ona celu czy też została zneutralizowana przez syryjską obronę. Jeszcze inny, bardzo charakterystyczne zresztą brzmienie wydawał pocisk 110 mm wystrzeliwany przez Hezbollah. Ale kiedy wyraźnie było słychać strzały z jakiegoś pistoletu, AK-47, rzadziej Duszki, należało nie wychodzić z domu, a będąc na ulicy gdzieś się schronić. Były też niespodzianki w postaci zabłąkanych, bezszelestnych kul, które nagle spadały z nieba tuż obok mnie, spokojnie relaksującego się w ogrodzie naszej jezuickiej rezydencji.

Natomiast w wymiarze misyjnym, może wymienię jeden bardzo ważny element, to postawa zaufania Bogu w budowaniu mostów komunikacji, zwłaszcza poprzez pomoc humanitarną i społeczną oraz towarzyszenie duchowe. Konkretnie realizowało się to chociażby w projekcie, w którym uczestniczyłem i za który później byłem odpowiedzialny przy naszym kościele w dzielnicy Bab as-Sbea. Chodziło o stworzenie bezpiecznej przestrzeni dla dzieci z różnych regionów i tradycji religijnych, ze wszystkich stron konfliktu. Celem było wzajemne poznanie drugiego i eliminacja wszelkich uprzedzeń, które ukształtowały się podczas wojny. Program ten na początku 2018 roku przewidywany był dla 80 dzieci, ale rozrósł się, bo już w 2022 roku obejmował 375 dzieci i ich rodziny. Wśród nich 209 dzieci było migrantami z różnych prowincji Syrii, 107 wróciło do domów w Homs i okolicznych wiosek, 59 powróciło z obozów dla uchodźców z Libanu i Jordanii. Bardzo ciekawie prezentowała się tu różnorodność wyznaniowa: sunnici 54%; alawici i szyici 14%; chrześcijanie 21%; murszidij (odłam alawitów) 11%.

Jakie dałbyś sugestie i rady młodym ludziom (świeckim i duchownym), którzy marzą o pojechaniu na misje do krajów Bliskiego Wschodu? Jeśli byś ich zachęcał, to jak? Jeśli zniechęcał, to dlaczego?

Zniechęcać nie będę. Zachęcać, tak: “Rabbi! – to znaczy: Nauczycielu – gdzie mieszkasz?” Odpowiedział im: “Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc… (J 1, 38-39). Na początek zachęcam do przeczytania książek kogoś, kto stał się mądrzejszy o namiot z wielbłądziej sierści, czyli o. Zygmunta Kwiatkowskiego. Ja zaczynałem od Kartek z Bliskiego Wschodu, ale zdaje się, że nakład tej pozycji już dawno został wyczerpany. Szukajcie a znajdziecie…

Na czym teraz polega Twoja praca i co w obecnej pracy przymnaża Ci wiary w Boga i w ludzi?

Jastrzębia Góra, to inny klimat, także pracy, w porównaniu z Bliskim Wschodem. Ale przyświeca mi jedno pragnienie towarzyszenia tym, których Bóg stawia na mojej drodze. Typowa praca parafialna: Msze św., spowiedzi, pielgrzymki, pierwszo-czwartkowe i pierwszo-piątkowe odwiedziny chorych w domach, posługa w trzech domach seniora.

Co mi przymnaża wiary w Boga i ludzi? A chociażby wydarzenia z okresu sezonu letniego w tym roku, kiedy ta nasza Parafia, która znajduje się najdalej na północ, rozrasta się bardzo, z ok. 1.000 do nawet 35.000 osób. Wielkie świadectwo dają osoby przybywające do nas z Nowego Sącza mówiąc, że są z jezuickich parafii, że mają wspaniałych duszpasterzy i że cieszą się przybywając do jezuickiego kościoła w Jastrzębiej Górze. To nazywam dobrą nowiną. Niesamowici ludzie, radość wypływająca z wiary.

Przy okazji chciałbym złożyć podziękowania tym, którzy modlitwą i materialnie wspierali dzieła w Syrii. A w szczególności Biuru Misyjnemu PME i ojcu Czesławowi Tomaszewskiemu za finansowe wsparcie, zwłaszcza w instalacji paneli fotowoltaicznych, wspólnocie z Bytomia i zaangażowanie państwa Bobulskich z Rady Parafialnej, wspólnocie z Gdańska Wrzeszcza, WŻCh w Warszawie i ojcu Andrzejowi Baranowi, który wtedy przebywał w Czechowicach-Dziedzicach.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy dalszej owocnej posługi na chwałę Boga i ku pożytkowi ludzi, których On stawia na Twojej drodze.