„Królestwo Boże nie przyjdzie w sposób dostrzegalny” (Łk 17,20) – mówi Jezus. A jednak Kościół jest widzialny. Nie dlatego, że zbudował mury, dzwonnice i instytucje, lecz dlatego, że jest ciałem, w którym bije serce Chrystusa. Problem zaczyna się wtedy, gdy chcemy być bardziej widzialni niż On sam.

O tym często mówił papież Franciszek – można nawet powiedzieć, że się w tym powtarzał. „Kościół wzrasta także dzięki świadectwu, modlitwie i przyciąganiu Ducha Świętego, który jest w jego wnętrzu, a nie przez jakieś akcje” – zaznaczał Papież. Dodawał od razu, że one oczywiście pomagają, ale właściwy wzrost Kościoła, ten, który przynosi owoce, dokonuje się w ciszy, w ukryciu – dzięki dobrym uczynkom i celebracji Paschy Chrystusa.

W świecie, który wszystko przelicza na zasięgi i wyniki, pokusa jest silna: żeby Kościół błyszczał, przyciągał, zachwycał – niczym dobrze wypromowana marka. Ale Kościół nie jest produktem. Jego widzialność nie mierzy się lajkami, lecz światłem. „Nie zapala się lampy i nie stawia pod korcem” – mówi Pan. A więc mamy świecić, ale nie oślepiać.

Widzialność Kościoła rodzi się z modlitwy. Tam, gdzie człowiek klęka, staje się najpierw „widzialny” przed Panem – i tam właśnie zaczyna się światło. Tam Duch Święty przyciąga, rozpala, uczy serce bić rytmem Bożej obecności. Eucharystia jest tego szczytem – codziennym cudem widzialnej niewidzialności: chlebem, w którym ukryty jest Bóg. Kto Go przyjmuje i adoruje, sam staje się widzialny – ale w sposób przejrzysty.

Wspólnota to także widzialność – nie jako pokaz jedności, lecz jako prawdziwe bycie razem. Kiedy ludzie różni, uparci, poranieni i święci zarazem potrafią się modlić, przebaczać i dzielić, wtedy świat widzi coś, czego nie da się zorganizować marketingiem. Widzialny Kościół to taki, w którym czuć żar miłości braterskiej, a nie temperaturę sporów.

Dobre czyny nie potrzebują reklamy, ale nie są też po to, by je ukrywać. To nie one mają być nagłówkiem, lecz Ten, z którego wypływają. Widzialność Kościoła to właśnie On – działający w nas, przez nas i mimo nas. Świat może zapomnieć słowa kazania, ale zapamięta gest cichego dobra, spojrzenie pełne miłosierdzia, modlitwę za nieprzyjaciół.

Nie chodzi więc o sukces, bo „sukces” nie występuje w słowniku Pana Jezusa. On mówi raczej o wierności, o ziarnie, o krzyżu. Widzialność Kościoła to nie efekt, lecz świadectwo. To nie dekoracja, ale światło świecy, które nie gaśnie nawet w przeciągu.

A więc: świecić, nie oślepiać. Być widzialnym nie dla siebie, lecz dla Niego. Wtedy świat naprawdę będzie w stanie dostrzec Królestwo Boże pośród nas.

o. Henryk Droździel SJ
Warszawa, 13.11.2025

fot. o. Henryk Droździel SJ