Oto jak mir rodzinny się rozpada. Pozornie wszystko gra. Starsi synowie pasą owce daleko od rodzinnego domu, w okolicach Sychem, najmłodszy, Józef, został w domu, by cieszyć oko swojego ojca, bo ten go bardzo kochał i wyróżniał na każdym kroku, tłumacząc, że jest to jego pociecha przed rychłym zejściem do grobu.
Nie znaczy to jednak, że ojciec nie czuwał nad sprawami domu i żeby miał kogokolwiek tym skrzywdzić. Po prostu Józef był najmłodszy i śmiały mu się oczy, wnosił wiele radości do życia domowego i wyraźnie tym odmłodził ojca, a przynajmniej go ożywił, słodząc mu lata jego starości swoją spontaniczną, młodzieńczą pogodą kogoś, kto był kochany i kochał szczerze.
Rzeczywistość jednak nie była taka, jak ją widziała jego miłość, ani też taka jak ją widział jego ojciec staruszek. W rzeczywistości bowiem jego starsi bracia, którzy pochodzili od innej matki, szczerze go nienawidzili, zazdrośni o miłość, jaką mu okazywał ich wspólny ojciec. Tym bardziej że eksponował ją niemal na każdym kroku. Szczególnie zaś denerwującym dla nich było i stało się nawet w pewnym sensie symbolem żywionej przez nich nienawiści, że otrzymał od ojca wykwintną sukmanę z długimi rękawami, co go wyróżniało od pozostałych braci.
Pomimo tego, że ich ojciec, Jakub, nigdy im tego nie wyraził, bo w jego sercu nie było żadnej wrogiej segregacji, to oni jednak w ten sposób rozumieli jego zachowanie. Serca ludzkiego nie można wprawdzie zaprogramować, ale można je niestety poddać pokusie i można je znieprawić. Tak właśnie stało się z sercami braci Józefa. Mir rodzinny tolerowany był przez nich tylko zewnętrznie i tylko w obecności ojca, gdy byli razem z nim, w domu. Gdy byli poza domem, ich bunt wrzał z całą siłą i z całym impetem wylewał się w ich rozmowach, kiedy się skarżyli na Józefa i myśleli o tym, jak wywrzeć na nim swoją zemstę.
Właśnie teraz nadeszła odpowiednia chwila, gdy ojciec posłał Józefa do jego starszych braci, pasących owce w okolicy Sychem, aby zobaczyć, jak im się wiedzie i aby z nimi trochę czasu spędzić. Uznali, że to sam Bóg zesłał im tę okazję i że błędem byłoby jej nie wykorzystać. Skoro ojciec szczerze chciał dać im znak swojej miłości, oni mu chcieli odpłacić tym samym, to znaczy usunąć przyczynę tego, co tę miłość nieustannie uniemożliwia w ich rodzinie. Zdecydowali zgładzić przyczynę ich wspólnego niezadowolenia, czyli po prostu zabić Józefa.
Pomysł starego ojca był dobry, bo chciał, aby wspólne przebywanie braci razem poza domem doprowadziło do ich większego wzajemnego zbratania, ale rzeczywistość była niestety inna. Jego intencje były szlachetne i bardzo praktyczne, ale nie do zrealizowania w ich realnym kontekście rodzinnym. Nie było możliwe uleczenie miru rodzinnego tam, gdzie tego miru już niestety wcale nie było, bo został całkowicie zniszczony, chociaż nie chcieli tego przed ojcem pokazywać.
Teraz cała ich wrogość wreszcie mogła wyjść z ukrycia. Siedząc wspólnie przed namiotem i widząc, że Józef się do nich zbliża, w jednej chwili porozumieli się między sobą, że go zabiją. Zamiar, który wcześniej musiał dojrzeć w ich sercach, teraz znalazł swoją chwilę spełnienia. Dlatego nie stanowiło dla nich żadnego problemu, aby go spoliczkować, oskarżyć o to, że się nieustannie nad nich wywyższa i że ojca nastawia przeciwko nim, pozbawiając ich w ten sposób praktycznie domu. W jednym momencie zdarli z niego jego wykwintną sukmanę z długimi rękawami i bez żadnych ceregieli wrzucili do wyschłej studni, aby skonał w niej z głodu i pragnienia. Sukmana miała zostać nasycona krwią i przedstawiona ojcu jako dowód, że tragicznie skończył życie rozszarpany przez dzikiego zwierza.
A ponieważ tak się złożyło, że przez to odludzie przechodziła właśnie kupiecka karawana, udająca się do Egiptu, wpadli na pomysł, aby zamiast go zabijać i bratnią krew własnoręcznie przelewać, lepiej jak go im sprzedadzą w niewolę. Tak uczynili i tak się pozornie skończyła historia rozpadu miru rodzinnego domu Jakuba. Skończyła się pozornie, bo w dzieje człowieka wpisane jest zawsze działanie Boże, który poprzez to, co człowiek czyni, nawet przez jego grzechy, które tragicznie znaczą krwią i zniszczeniem jego ludzką drogę, Bóg pomimo wszystko prowadzi nadal swoje dzieło zbawienia, otwierając coraz to nowe życiowe możliwości tym którzy się nawracają i szczerze pragną pełnić Jego wolę.
Ilustracja: Zygmunt Sokołowski, Józef sprzedany przez braci (1883)