- Uczennica
Maria była młodszą siostrą Marty. Jednak w tradycji Janowej jest bardziej znana i eksponowana (por. J 11, 1). Zarówno Łukasz jak i Jan przedstawiają ją na zasadzie kontrastu wobec siostry. W czasie wizyty Jezusa w Betanii Maria siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie (Łk 10, 39). Siedzenie u stóp Mistrza nie było w pierwszym rzędzie wyrazem podporządkowania i pokory. Było właściwą postawą uczniów i uczennic wobec proroków i nauczycieli (np. 2 Krl 4, 38).
Maria jest uczennicą Jezusa. W czasach biblijnych był to precedens. Nauczanie kobiet – uważali rabini – to czas stracony, bo kobiety nie są w stanie niczego zrozumieć. Tego rodzaju mentalność została skodyfikowana w sentencjach, jak na przykład: „Niech spłoną słowa Tory, ale niech nie zostaną przekazane kobiecie”; „Kto uczy swoją córkę Tory, uczy ją rozwiązłości”. Zachowanie Jezusa wydaje się wyraźne i niewytłumaczalnie odbiegające od normy (M. Orsatti). Marta, starsza siostra, wydaje się podzielać te poglądy. Prosi Jezusa o interwencję. Maria jawi się jako kobieta odważna, a nawet zuchwała. Ona chce słuchać, co przysługuje tylko mężczyznom. Interwencja Marty wyraża mentalność, do której kobieta była przyzwyczajona. Istniały dla niej pewne granice, poza które nie wolno było wychodzić. Marta przywołuje więc siostrę do jej obowiązków „jako kobiety”: przygotowywać, sprzątać, gotować… (M. Orsatti).
Maria „wsłuchuje się” w Pana. Jest wyciszona i zjednoczona z Nim. W przeciwieństwie do Marty, nie narzuca Mu swej woli. Ma dla Niego czas, nie spieszy się, nie robi nic, tylko słucha. Pozwala Jezusowi wypowiedzieć to wszystko, czego On pragnie. Maria zdaje się całkowicie na Jezusa, jest tak przejęta tym, co mówi, że wszystko inne przestaje dla niej istnieć. Codzienność odsuwa się na dalszy plan, jej własne „ja” milknie. Cała zamienia się w gotowość i przyjmowanie. W tym momencie spotkania z Jezusem oddaje Mu to, co najważniejsze: otwarte i rozumiejące serce. Milczenie to serce słuchające (M. Magrassi). Ze sceny tej promieniuje spokój, skupienie, oderwanie od wszystkich rzeczy. Nie ma niczego poza słowem i słuchaniem słowa. Wspaniale powiedziano: „Jezus jest darem, Maria jest oczekiwaniem. Tutaj mamy spotkanie. Kontakt, który wszystko rozpala”. […] Maria przyjmuje Nauczyciela „wewnątrz”, staje się tabernakulum, miejscem dla Niego. Ofiaruje Mu gościnę w tej wewnętrznej, tajemnej przestrzeni, która została przez Niego przygotowana i która jest zarezerwowana dla Niego, dla Jego miłości. Oddaje do dyspozycji to, czego Pan się domaga. Ponieważ tę tajemną przestrzeń On stworzył, On przygotował, wyposażył, poświęcił (A. Pronzato).
Milczenie, wyciszenie jest warunkiem miłości Boga i bliźniego. Jeżeli go zabraknie życie staje się powierzchowne, banalne i puste. Gdy nie ma czasu na zatrzymanie, medytację, refleksje, pochłania nas codzienność, coraz bardziej zanika troska o ducha i życie wewnętrzne, które z czasem okazuje się iluzoryczne. Oczywiście, nie chodzi o to, by wszyscy byli kontemplatykami, ale raczej o umiejętność odczytywania potrzeb chwili. Jest czas milczenia i czas mówienia (Koh 3, 7).
Jezus potwierdza, że Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona (Łk 10, 42). Tą cząstką jest miłość. Z miłości wybrała miłość. Wybór ten oznaczał dla niej swobodną ofiarę z siebie samej na rzecz miłości, oddanie duszy temu, co ukazał jej miłość. Z własnego wyboru rzuca się w nurt miłości, pozwala mu przez siebie przepływać. W ramach tej miłości nie ma żadnego przymusu… Maria wybrała – być wybraną przez Pana (A. von Speyr).
W podobny sposób komentuje słowa Jezusa kardynał Carlo Maria Martini: Oto cząstka, której nie będziemy pozbawieni. Jest nią kontemplatywne słuchanie, w którym Pan daje siebie i jest przyjmowany jako miłosny dar. Kardynał zastanawia się również czyim udziałem jest ten dar: Ale kto wybrał taki miłosny dar? Ten, kto zdecydował się wzgardzić jakąś dobrą pozycją, kto na przykład nie zabiega o własne znaczenie i własny prestiż, o zewnętrzne powodzenie, kto zostawił za sobą wszystkie te rzeczy; mogą one być nawet dobre, ale stają się często źródłem trosk dręczących i w gruncie rzeczy zbytecznych. Wybrał najlepszą cząstkę ten, kto przyjął Chrystusa w całej prawdzie Jego daru.
Pytania do refleksji:
- Co sądzę o biblijnym podejściu do kobiet?
- Czy w moim sercu jest cisza, harmonia, pokój, ład?
- Jak często wsłuchuję się w Jezusa?
- Czy potrafię łączyć aktywność z refleksją i medytacją?
- Co ja ofiaruję Jezusowi?
- Czy potrafię odczytywać potrzeby chwili?
- Jaką najlepszą cząstkę wybieram w codzienności?
- Wobec śmierci
Zachowanie Marii wobec śmierci brata jest inne niż jej siostry Marty. Podczas gdy Marta prowadziła z Jezusem „dysputę teologiczną”, Maria siedziała w domu i płakała. Zgodnie ze zwyczajem żydowskim, towarzyszyli jej liczni „pocieszyciele” (J 11, 18-20). Pierwszy dzień żałoby (bezpośrednio po pogrzebie bliskiego krewnego) spędzano we własnym domu. Żałobnicy siedzieli na podłodze i przyjmowali odwiedzających ich przyjaciół. Obyczaj ten zwany „sziwah” (od „siedmiu” dni), jest nadal praktykowany w judaizmie i bardzo pomaga w uwolnieniu się od smutku. Żałobnicy powstrzymywali się od noszenia ozdób przez następne tygodnie, zaś od przyjemności przez cały następny rok (C. Keener).
Maria jest mniej rozmowna od Marii. Przeżywa śmierć brata w sposób bardziej wewnętrzny, bolesny i płaczliwy. Dopiero gdy Marta oznajmia: Nauczyciel jest i woła cię (J 11, 28), opuszcza dom i biegnie do grobu. Jest oczywiste, że jeśli ktoś czuje się osobiście wezwany przez poważaną i kochaną osobę, wstępują w niego nowe siły i przestaje się ociągać. Istotnie, dzięki osobistemu wezwaniu Nauczyciela w Marii dokonuje się także wewnętrzne przezwyciężenie oporu. Zawziętość, która zatrzymała ją w domu, znikła wraz z przyjściem Pana. Wydaje się, jakby Maria zawsze potrzebowała osobistego wezwania, aby się przemóc. Ona pragnie całkowicie indywidualnej więzi z Jezusem, chce Nauczyciela dla siebie – podobnie jak wówczas, gdy Łukasz przedstawia nam ją u stóp Mistrza (I. Gargano).
W bieg Marii do Pana zostają wciągnięci inni Żydzi. Sądzą, że biegnie opłakiwać brata. Tymczasem punktem odniesienia jej biegu nie jest grób ani Łazarz, tylko Jezus, wielka miłość do Jezusa. Po spotkaniu Jezusa wypowiada tylko jedno zdanie skargi: Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł (J 11, 32). I pada na twarz. Jest to gest uwielbienia, czci, adoracji ale także wiary. Maria wierzy bez słów.
Przy grobie Łazarza jesteśmy świadkami dramatu śmierci. Ból i płacz Marii i towarzyszących jej przyjaciół wywołują reakcję emocjonalną Jezusa, który wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapłakał (J 11, 33-35). Emocje i płacz Jezusa odsłaniają Jego człowieczeństwo. Jezus pozwala sobie na płacz jak wszyscy inni. Jest to przepiękny przykład, że przeżywa On swe człowieczeństwo aż do końca. I jest to też pewne wyzwolenie dla nas. Dlaczego nie wyrażać publicznie uczuć duszy? Wstydzić się kogo, czego? Że się ma serce z ciała jak wszyscy? (I. Gargano).
Czasowniki opisujące wzruszenie emocjonalne Jezusa odwołują do Psalmu 42. Jezus stoi w obliczu śmierci przyjaciela, ale również w obliczu czekającej go niedługo śmierci własnej. Jego łzy to łzy Bożego wysłannika w obliczu śmierci, która rozdziela okrutnie istoty ludzkie, łzy Tego, który będzie wezwany, przez swoje posłannictwo, do przyjęcia doświadczenia śmierci w nadchodzącej Męce. Oczywiście, Ewangelia według Jana przedstawia Jezusa jako zdeterminowanego, lecz nigdy jako niewzruszonego stoika, gdy stawi czoło śmierci w swojej „godzinie” (P. Mourlon Beernaert).
Maria opłakiwała brata, ale przeczuwała również odejście swego Pana. Jej milczący płacz był bólem z powodu dramatu, który miał się niedługo rozegrać. Swoją intuicję potwierdzi niedługo w czasie pożegnania, namaszczając Jezusa przed śmiercią (J 12, 1nn).
Pytania do refleksji:
- W jaki sposób przeżywam czas żałoby?
- Czy potrafię współczuć i pocieszać przyjaciół po stracie bliskich osób?
- Czy jestem introwertykiem czy ekstrawertykiem?
- Czy lubię liczne towarzystwo czy raczej wąskie grono przyjaciół?
- Co jest punktem docelowym „mojego biegu”?
- Czy nie wstydzę się emocji i potrafię je wyrażać?
- Co czuję, gdy myślę o własnej śmierci?
- Nic miłości nie pokona
Po wydarzeniach związanych ze wskrzeszeniem Łazarza Jezus został zaproszony przez przyjaciół na ucztę (J 12, 2). Była ono zapewne wyrazem wdzięczności, ale pośrednio stała się również pożegnaniem. Opisują ją również inni Ewangeliści, chociaż w różnym czasie, kontekście i miejscu (Mt 26, 6-13; Mk 14, 3-9; J 12, 1-8).
W czasie uczty Maria dokonała niezwykłego gestu. Wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła (J 12, 3). Flakonik z perfumami (olejkiem z nardu, korzenia sprowadzanego przypuszczalnie z Indii lub Południowej Arabii) miał wartość równą rocznemu wynagrodzeniu przeciętnego robotnika. Mógł być przechowywany w jej rodzinie jako symbol pozycji społecznej. W celu zabezpieczenia jego zapachu był on zapieczętowany w alabastrowym flakoniku (naczyniu, w którym najchętniej przechowywano perfumy). Gdy pieczęć została zerwana, zawartość flakonu musiała zostać od razu zużyta (C. Keener).
Gest Marii był z wielu racji „szalonym” i „nierozsądnym”. Skropienie wonnymi olejkami głowy i brody gościa było na Wschodzie w powszechnym zwyczaju. Wyrażało radość i życzliwość wobec gościa. Maria w głębokiej pokorze namaściła tylko stopy Jezusa. Następnie otarła je swoimi włosami. W Palestynie, w czasach Jezusa kobiety nie mogły pokazywać się publicznie z rozpuszczonymi włosami; gdyż było to odbierane w kategoriach zmysłowych, erotycznych; podobnie jak namaszczenie stóp mężczyźnie. Umycie stóp mogło być wyrazem gościnności, a spełniały go głównie niewolnice. Gdy uczeń mył nogi mistrza, uchodziło to za znak uznania i czci. Gdy jednak kobieta umywała nogi mężczyźnie, traktowano to jako intymny znak miłości, zastrzeżony jedynie dla żony i córki. W geście Marii pobrzmiewać mogą wszystkie te wymiary – ona służy, jest uczennicą Jezusa, miłuje Go (E. Adamiak).
W ujęciu św. Jana gest Marii wyprzedza czyn Jezusa. Również On pochylił się w pokornej postawie przed uczniami, aby obmywać im nogi (por. J 13, 1nn). Zarówno czyn Marii jak i Jezusa wykraczał poza obyczaje i normy ówczesnych czasów i mógł rodzić zgorszenie. Tego wieczoru Maria z Betanii i Jezus „zrozumieli się” na bardzo głębokim poziomie, co ukazuje także, na zasadzie przeciwieństw, niezrozumienie tego przez współbiesiadników tej wieczerzy poprzedzającej Ostatnią Wieczerzę (P. Mourlon Beernaert).
Według synoptyków zachowania Marii nie zrozumieli niektórzy goście i uczniowie; według Jana z kolei – Judasz. Maria i Judasz to dwie kontrastowe postacie. W najbliższym kręgu Jezusa są więc ci, którzy kochają i ci, którzy Go później zdradzą.
Judasz nie wyczuwa atmosfery przyjacielskiego spotkania w Betanii. Nie rozumie też miłości. Dlatego pyta: Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? (J 12, 5). Niewątpliwie trzysta denarów można by spożytkować inaczej, wspomagając wielu potrzebujących. Jednak pytanie Judasza wyraża jego chciwość i zakłamanie, które maskuje pozorami ofiarności i szlachetnego altruizmu. „Miłość” Judasza jest zimna, wyrachowana, oparta na ludzkich kalkulacjach, pozbawiona żaru i bezinteresowności Marii.
Święty Jan, uczeń o przejrzystym sercu pisze wprost: Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos, wykradał to, co składano (J 12, 6). Judasz kradł. Jego egoizm doprowadzi go wręcz do zdrady, aby dokonać afirmacji siebie samego. Należałoby znaleźć się w środku doświadczenia Judasza, aby móc zrozumieć, do jak tragicznych gestów jesteśmy zdolni, byle tylko dokonać afirmacji siebie. Jak poważne oskarżenia o zbytnią rozrzutność jesteśmy w stanie podnieść, byle tylko zagłuszyć w nas głos Ducha Świętego, który jest głosem miłości bez miary. Szastamy postulatami równych proporcji, dyskrecji, właściwej miary! […] Judaszem jesteśmy my wszyscy. Chcielibyśmy być Marią, lecz właśnie ta równoczesna obecność Judasza w nas nie pozwala rozlać się rzece miłości, jak to się dokonało przez Marię (I. Gargano).
Odpowiadając Judaszowi, Jezus broni Marię i siebie: Zostaw ją! Przechowała to, aby [Mnie namaścić] na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie (J 12, 7-8). Jezus widzi bezinteresowność, szlachetność, wierność, oddanie i miłość Marii. Zna również dobrze Judasza; jego małostkowość, zakłamanie i chciwość. Dlatego ocenia inaczej czyn Marii.
Maria dokonała czynu miłości. Według Marka, stłukła cienką szyjkę flakonika, przez którą olejek może wypływać tylko kroplami, gdyż chciała jego cenną zawartość zużyć całkowicie i od razu (Mk 14, 3). Jest to wyraz czci wobec wybitnej osobistości (por. Ps 23, 5; Ps 133, 2; Koh 9, 8). Jest to nade wszystko gest przesadny, przez samą obfitość namaszczenia. Ponadto ten gest przywiązania i miłości aż do końca przypomina między wierszami śmierć Jezusa, który nas ukochał, aż po krzyż; stłuczenie alabastrowego flakonika przywołuje „pęknięcie” życia samego Jezusa, którego śmierć jest bardzo bliska (P. Mourlon Beernaert).
Olejek jest szlachetny, najczystszy. Symbolizuje miłość pozbawioną wszelkiej nieczystości. Miłość Marii jest tak czysta, że nie może się opanować, powstrzymać, dopóki cała nie „wyleje się” na Jezusa. W ten sposób wiąże się z Nim całkowicie, jak oblubienica z oblubieńcem (Pieśń nad Pieśniami). Rozrzutność Marii jest właściwa osobie zakochanej.
Ponadto Maria namaściła Jezusa na dzień pogrzebu. Jałmużnę można złożyć bez osobistego zaangażowania i bez miłości. Wystarczy dać pieniądze. Czyn Marii przerasta wszelkie jałmużny. Jezus zdaje się przywołać tutaj tradycyjną doktrynę żydowską, która zwłaszcza w późniejszym judaizmie stawiała dobre uczynki ponad samą jałmużną i miała w poważaniu pogrzeb zmarłych (Tb 1, 17-18) (P. Mourlon Beernaert). Wyraża bezinteresowną miłość, która przetrwa śmierć: Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol, żar jej to żar ognia, płomień Pański. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki. Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko (Pnp 8, 6-8).
Innocenzo Gargano tłumaczy słowa Jezusa w taki sposób: Pozwól jej to uczynić, abym mógł zachować tę woń na chwilę mego osamotnienia w grobie. Jezus jakby chciał zabrać wspomnienie miłości Marii na czas cierpienia i śmierci. Niewątpliwie ogromną siłą w cierpieniu i samotności jest świadomość miłości drogiej osoby. Wielka samotność polega na braku miłości. Broniąc Marii, Jezus wskazuje na swoje bliskie odejście, mękę i śmierć. Ubogich nigdy nie zabraknie. Natomiast Jezus niedługo odejdzie. Nadeszła taka chwila, która się nigdy więcej nie powtórzy. Maria potrafiła przeczuć i właściwie „wykorzystać” tę chwilę. Są rzeczy, które zawsze można czynić. Są jednak rzeczy szczególne, które nie wykorzystane w odpowiednim czasie, miną bezpowrotnie. Obecność Jezusa jest wielkim darem dla nas. Ale możemy tej łaski nie dostrzec lub zlekceważyć, jak Judasz.
Maria nie tylko obdarza miłością, ale również jej doświadcza. Ojcowie Kościoła podkreślają, że wycierając włosami stopy Jezusa, przejmuje Jego woń (miłość). Orygenes pisze: Olejek nardowy, jakim został namaszczony Oblubieniec, nabrał Jego woni i za pośrednictwem włosów ten zapach przekazał oblubienicy. W ten sposób za pośrednictwem włosów odzyskuje ona i przyjmuje w siebie woń, która przepoiła się przymiotami i cnotami ciała Jezusa. Miłość Jezusa jest dostępna dla tych, którzy potrafią kochać prawdziwie, jak Maria. Pozostaje natomiast niedostępna dla trzeźwych racjonalistów, jak Judasz.
Pytania do refleksji:
- Które pożegnanie było dla mnie szczególnie trudne?
- Jak oceniam gest Marii?
- Na jakie „szaleństwo” dla Jezusa byłbym w stanie się zdobyć?
- Czy jestem konformistą? Czy stać mnie (czasami) na „bycie sobą”?
- Czy jest we mnie więcej „Judasza” czy „Marii”?
- Jaki jest mój stosunek do grzechu? Czy go nie usprawiedliwiam, nie racjonalizuję? Czy z moich słabości, nawet najmniejszych, nie tworzę sobie własnego prawa?
- Co cechuje moją miłość do Jezusa?
- Czy potrafię wykorzystywać dar czasu?