Aniołowie „przekonali się” osobiście, że zło mieszkańców Sodomy zasługuje na karę. Nie znaleźli w nim nawet dziesięciu sprawiedliwych. Jedynym wyjątkiem był Lot i jego najbliższa rodzina. Przyszli zięciowie Lota zbyli go kpiną. Myśleli, że z nich szydzi, żartuje. „Śmiejąc się z Lota, śmieją się tym samym z Boga i tracą szansę na ocalenie” (J. Lemański).

Lot niechętnie poddaje się woli aniołów. Zaczyna świtać. „Dla starożytnych, w tym także dla Izraelitów, jest to chwila przełomowa. O świcie Bóg udziela odpowiedzi proszącym, osądza i wydaje wyroki” (J. Lemański). Jest to więc ostatnia chwila, aby uciec przed sądem, który za chwilę obejmie zdemoralizowane miasto. Mimo usilnych nalegań posłańców, pater familias wciąż się opiera. „Może jest sparaliżowany strachem, a może po prostu nie potrafi rozstać się z dotychczasowym życiem” (J. Lemański). W każdym bądź razie jego postawa jest przeciwieństwem Abrahama.

Sytuacja staje się na tyle tragikomiczna, że aniołowie muszą zastosować wobec Lota siłę: „Kiedy zaś on zwlekał, mężowie ci chwycili go, jego żonę i dwie córki za ręce – Pan bowiem litował się nad nimi – i wyciągnęli ich, i wyprowadzili poza miasto” (Rdz 19,16). Lot wciąż nie chce poddać się woli Bożej, ociąga się, dyskutuje z aniołami, a nawet targuje się o nowe miejsce zamieszkania. Nie chce uciekać w góry. Stanowiły one typowe miejsce schronienia; w nich również wznoszono sanktuaria. Proponuje małe miasteczko Soar, leżące na południowo-wschodnim wybrzeżu dzisiejszego Morza Martwego; przyzwyczaił się bowiem do wygód życia miejskiego. Sytuacja jest kuriozalna. Aniołowie wciąż przynaglają, każda chwila zwłoki może grozić utratą życia, a Lot jakby nie zdając sobie z tego sprawy, targuje się o bardziej komfortowe warunki. Ostatecznie ulega perswazji i stanowczości gości, a oni w zamian godzą się, by zamieszkał w mieście, które sam wybrał. Miasto to wprawdzie leżało w strefie zniszczenia, jednak ze względu na Lota Bóg je ocali. Lot nie potrafi uczyć się na błędach. Jego poprzedni wybór zakończył się niemal tragedią. Teraz ponownie wchodzi w strefę zła. „Bogactwo i wygody życia w Sodomie stały się pułapką dla jego umysłu” (C. Swindoll).

Słońce już wzeszło, gdy Lot wraz z najbliższymi dotarł bezpiecznie do Soaru. „A wtedy Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia [pochodzący] od Pana <z nieba>. I tak zniszczył te miasta oraz całą okolicę wraz ze wszystkimi mieszkańcami miast, a także roślinność” (Rdz 19,24-25). Tragedia ta przypomina potop w mikroskali. Siłą niszczycielską zamiast wody jest ogień siarki. „W rzeczywistości mogło chodzić o trzęsienie ziemi, które spowodowało wybuch gazu i ropy, czym wywołało liczne pożary. Cała okolica Morza Martwego jest do dziś bogata w siarczany” (R. Beretta, E. Broli). Obraz ten ma nadto wymiar symboliczny. Zarówno siarka jak i ogień symbolizują sąd i karę za grzechy.

Lot dotarł do Soaru, ale w żałobie. W drodze bowiem utracił żonę. „Żona Lota, która szła za nim, obejrzała się i stała się słupem soli” (Rdz 19,26). W kontekście grzechu mieszkańców Sodomy i Gomory, kara jaka ją spotkała, wydaje się nieproporcjonalna. Wprawdzie złamała ona nakaz Boży (por. Rdz 19,17), ale jej czyn był w sumie niewielkim przewinieniem. Wydaje się, że odwracanie się za siebie w czasie ucieczki przed katastrofą jest naturalne. „Dlaczego żona Lota się obejrzała? W Piśmie świętym nie znajdziemy odpowiedzi na to pytanie. Może jest symbolem tych, którzy tak związani są z przeszłością, że nie potrafią myśleć o przyszłości wtedy, gdy załamuje się ich świat? Może obejrzała się ze współczucia, może zostawiła w poddanych zagładzie miastach pozostałych synów i córki, którzy założyli już własne rodziny? Przyjaciółki i sąsiadki? Może pochodziła z tych stron i nie chciała ich zostawić w chwili zagłady?” (E. Adamiak). Ludowe przekazy nawiązują do etiologii słupa solnego znanego jako „Żona Lota”. Ów blok skalny znajduje się nad brzegiem Morza Martwego przy drodze prowadzącej do dzisiejszej Sodomy, w najniżej położonym punkcie świata (396 metrów p.p.m.). Swym kształtem przypomina postać kobiety. Beduini twierdzą, że figura poddaje się wpływom księżyca i w zależności od jego faz, powiększa się lub zmniejsza.

Bóg oczekiwał od Lota i jego rodziny wiary, która zawiera element ryzyka, ale jest niezłomną drogą ku przyszłości. Żona Lota nie tylko złamała nakaz Boży, ale wykazała się zwątpieniem i brakiem zaufania – podstawowym grzechem w relacji do Boga. Ojcowie Kościoła widzą w niej tych wszystkich, którzy idą drogą wiary połowicznie, oglądają się wstecz, tęsknią za przeszłością, łatwym i wygodnym życiem, stabilizacją, boją się ryzyka wiary i nie są w stanie podjąć nowych wyzwań. Wiele wieków później Jezus posłużył się przykładem żony Lota, aby podkreślić przemijalność i nietrwałość doczesnego świata: „Podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali, lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich; tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi. W owym dniu kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do siebie. Miejcie w pamięci żonę Lota! Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je” (Łk 17,28-33).
Abraham wybrał się tuż po wschodzie słońca, by naocznie przekonać się, czy Bóg wypełnił zapowiedź. Gdy dotarł na miejsce, „spojrzał w stronę Sodomy i Gomory i na cały obszar dokoła, zobaczył unoszący się nad ziemią gęsty dym, jak gdyby z pieca, w którym topią metal” (Rdz 19,28). Był on być może wynikiem spalania złóż smoły i siarki oraz emisji trujących gazów. Wcześniej była to ziemia urodzajna, jak ogród Pana (por. Rdz 13,10). Gniew Boga zamienił ją w pozbawiony życia pustynny region.

Etapy historii zbawienia naznaczone są nie tylko miłosierdziem Boga, ale również Jego gniewem, który jest najczęściej reakcją na brak wiary i zaufania. Człowiek tworzy sobie własne, wygodne, niewymagające obrazy Stwórcy. Odrzucenie prawdziwego obrazu Boga i bałwochwalstwo są konsekwencją ludzkiej pychy. Bóg „nie może” milczeć, gdy Jego miłość i wierność są kwestionowane i odrzucane. Milczenie byłoby afirmacją zła. Dlatego reaguje gniewem i sądem, co jest wyrazem Jego miłości i wezwaniem człowieka do nawrócenia, zmiany sposobu myślenia i życia. „Kara nie ma na celu zniszczenia, ale ocalenie tego dobra, które miałoby być źródłem nadziei na przyszłość. (…) Człowiek nie jest nigdy do końca zły, a kara ma wydobyć z niego dobro, podobnie jak wypalenie w piecu wydobywa z rudy wspaniały kruszec. Kara zawsze jest dla człowieka bolesna, ale dobry chirurg nie płacze przy zabiegu, tylko skutecznie go prowadzi” (A. Kłoczowski).

Pytania do refleksji:
• Co sądzisz o „świętym gniewie Boga”?
• Jaki odcień oblicza Boga dominuje w twoim życiu duchowym (miłosierny czy sprawiedliwy)?
• Czy idąc do przodu, nie oglądasz się wstecz (por. Łk 9,62)? Czy nie żyjesz „połowicznie”?
• Czy twoja wiara jest twórcza, płodna, perspektywiczna, wyzwalająca i stymulująca czy raczej nostalgiczna, wygasła, bierna?
• Co sądzisz o karze boskiej?

Więcej w książce: „Wędrująca modlitwa. Droga Abrahama”.

Wędrująca modlitwa | wydawnictwowam.pl