Przy okazji komentarza do decyzji braci Józefa ktoś mnie zapytał, co to znaczy, że należy być zawsze posłusznym sądowi sumienia, nawet jeśli jest błędne. Spróbuję odpowiedzieć, – jezuita o. Dariusz Piórkowski SJ podejmuje refleksję na temat nadrzędnej roli sumienia i obowiązku słuchania go, nawet gdy Kościół mówi inaczej.
Najpierw zajrzyjmy, co na ten temat znajdziemy w Katechizmie:
„Człowiek powinien być zawsze posłuszny pewnemu sądowi swojego sumienia. Gdyby dobrowolnie działał przeciw takiemu sumieniu, potępiałby sam siebie. Zdarza się jednak, że sumienie znajduje się w ignorancji i wydaje błędne sądy o czynach, które mają być dokonane lub już zostały dokonane”(KKK, 1790)
Trzeba rozróżnić między dwiema „warstwami” sumienia. Pierwsza to jego fundament, czyli jak uczy św. Tomasz z Akwinu, pewne niezmienne prawa i zasady ogólne, co do których człowiek się nie myli. To znaczy, ogólne nakierowanie na dobro. Co to znaczy? Ano to, że według biblijnego i chrześcijańskiego rozumienia, człowiek zawsze pragnie dobra, szuka go. Nie szuka zła. Jeszcze inaczej. W każdym grzechu zawsze szukamy dla nas jakiegoś dobra. Inaczej byśmy nie dali się nabrać na pokusę. Zawsze w niej jest obietnica jakiegoś szczęścia, przyjemności, dobra.
W każdym uzależnieniu człowiek zawsze najpierw szuka jakiegoś dobra dla siebie, którego pewnie nie znajduje w normalnym życiu. A często również ucieka od bólu i cierpienia, które postrzega jako złe.
Ale jest też druga „warstwa” sumienia, która jest omylna. Opiera się ona na naszym rozumie, doświadczeniu, wiedzy, postrzeganiu rzeczywistości. I tutaj możemy sądzić, że wiemy, jak jest, ale możemy się mylić. Co więcej, możemy posiadać niepełną wiedzę, fragmentaryczną, nie widzimy sprawy z wszystkich możliwych stron. Przykład. Kiedyś jechałem ścieżką rowerową nad Rudawą w Krakowie. Ku mojemu zaskoczeniu została zrobiona od nowa. Nagle z daleka zauważyłem, że ścieżka kończy się 100 metrów przed mostem i dalej błoto. Na podstawie tego stwierdziłem, że jak to u nas bywa, nie zrobili do końca i tak zostawili. Taką miałem wiedzę w tym punkcie, z takiej odległości. Kiedy podjechałem bliżej okazało się, że ścieżka jest zrobiona i przechodzi pod mostem. Pomyliłem się. I czymś takim jest także sąd błędnego sumienia. Takich sytuacji jest wiele w życiu. Nie widzimy właściwie, a często musimy podjąć decyzję albo po prostu pójść za sądem sumienia, które to nakazuje, chociaż po czasie okazać się może, żę się pomyliliśmy.
I teraz. Trzeba rozróżnić na sąd pewny i sąd błędny. Pewność nie wiąże się tutaj z doskonałą, stuprocentową wiedzą, lecz z pewnego rodzaju przeczuciem, silną intuicją, oczywiście popartą jakąś wiedzą, ale może ona być pełna, a może być cząstkowa. Jednak jeśli czujemy, że powinniśmy tak a nie inaczej postąpić, mamy obowiązek pójść za sądem tego sumienia.
Błędny sąd to taki, który okazał się pozbawiony wiedzy, albo omylny. Mamy się starać, aby nasze sumienie wydawało sąd w miarę ugruntowany, ale tak naprawdę chyba nie ma takich sytuacji w życiu, gdzie mielibyśmy stuprocentową wiedzę. Musimy także zaufać.
Nie powinniśmy iść za sądem sumienia, nawet jeśli wydaje się bezbłędny, ale mamy wątpliwość, niepewność.
Dlaczego mamy być posłuszni nawet błędnemu sumieniu? Bo wychodzimy z założenia, że człowiekiem kieruje dobro.
I teraz praktycznie. Czasem ktoś pyta, czy ktoś popełnia grzech, jeśli po dokonaniu namysłu, modlitwy, porady uważa, że nie działa wbrew sumieniu, które nakazuje mu np. stosować antykoncepcję w określonej sytuacji. Albo ktoś wprawdzie spowiada się, że w czymś zgrzeszył, ale nie uważa tego za grzech tylko mówi, bo tak trzeba. Czy rzeczywiście ma wtedy grzech? Oczywiście, w moralistycznej wersji chrześcijaństwa nieważne jest, czy człowiek uznaje coś uznaje rozumowo i w wolności za grzech. Istotne jest czy przekracza lub nie przekracza normy. Ale prawdę mówiąc takie spowiedzi niewiele zmienią w jego życiu. Podobnie jak wtedy, gdy komuś ksiądz powie, że to grzech, choć ktoś uważa, że tak nie jest.
Oczywiście wtedy nie należy komuś narzucić siłą, że tak jest i koniec tylko właśnie próbować porozmawiać. I to nie raz. Zapytać, dlaczego tak uważa, czym się kieruje, co dobrego w tym widzi itd.
Jeśli człowiek jest tego pewien przed Bogiem, nie ma wątpliwości, to powinien iść za pewnym głosem sumienia nawet jeśli nauczanie Kościoła mówi, że jest w błędzie. Czasem ktoś słysząc, że nauczanie Kościoła i Ewangelia czegoś zabrania, może zmienić swoje zdanie, a czasem nie. Jeśli ktoś nie ma wątpliwości, ma pewność moralną, że powinien postąpić nawet wbrew nauczaniu Kościoła w jakiejś sprawie, to grzeszyłby, gdyby poszedł za nauczaniem Kościoła, a nie za pewnym sądem sumienia. Oczywiście, po czasie może się zorientować, w doświadczeniu, że to niewłaściwy kierunek. I dopiero wtedy będzie w stanie podjąć głębszą refleksję i zrewidować swoją wiedzę.
Ewangelia i nauczanie Kościoła jest ogromną pomocą, światłem dla sumienia, dla naszego omylnego rozumu. Tylko że jedno i drugie może być przyjęte tylko w wolności. Czasem człowiek długo nie jest gotowy na przyjęcie tego światła w pełni. Z różnych powodów. Niekoniecznie ze złej woli czy zawinionej ignorancji.
Życie ludzkie zakłada popełnianie błędów i uczenie się na nich. Gdybyśmy nie popełniali błędów i nie grzeszyli, musielibyśmy być równi Bogu. A to niemożliwe. Oczywiście posłuszeństwo pewnemu głosowi sumienia ma granice, to znaczy, wtedy, gdy ktoś powołując się na sumienie krzywdzi innych, zabija, okrada, gwałci itd. Wtedy społeczeństwo jak najbardziej ma prawo reagować i bronić się przed takim osobnikiem.
Niemniej, kwestia ta nie jest łatwa do wyjaśnienia.