Na zegarek spojrzałem dopiero wychodząc z kościoła. 22:30.
Trzy godziny wcześniej wahałem się czy iść. Chciałem wrócić do mieszkania, odespać pracowity tydzień. O 20:00, kiedy stanąłem w wypełnionym po brzegi kościele św. Barbary, dotarło do mnie, że prawie wymknąłem się Bogu. Gorzej, dotarło do mnie, że wymykam się za każdym razem, kiedy sprawowana jest Eucharystia, a mnie tam nie ma.
Msza za mężczyzn.
Dobro tego spotkania było wewnętrzne. Choć piękno niosły słowa i muzyka, to dobro i radość wynikały z fizyczności, z bycia z Bogiem tu, teraz, tam. Schola zamilkła, ucichły słowa pieśni, czytań i modlitw. Wyszliśmy na Rynek.
Przepełnione ulice, wylewające się ogródki piwne, kluby. Rowerzyści, grupa rolkarzy. Harmider… A mimo to, mimo krzyków i śmiechu, nie słyszałem poszczególnych słów, rozpływały się w niebyt. Każdy był sam na sam z Jezusem.
Trzymałem aparat na stabilizatorze. Po godzinie ciążyły już znacznie. Miałem nagrywać otoczenie; ludzi, którzy szli w milczącym orszaku. Nie chciałem, musiałbym oddalić się od Niego. Może chciałem pokazać, że ja, szary ja, idę obok Króla Świata. Że część jego chwały jest moją chwałą.
Trzęsły mi się dłonie, zbyt, choć przecież stabilizacja… W filmie może to wyglądać na trzęsienie ziemi. Uchwyciłem kilka momentów, gdy ludzie klękali: grupa seminarzystów przy piwie, jedna nastolatka pośród rówieśników, młody ratownik medyczny przeżegnał się ukradkiem. Ale większość brała w dłoń telefony i robiła zdjęcia, czyli pewnie to samo, co gdyby Jezus w ludzkiej postaci szedł ulicą. Znak czasów, chcieli to utrwalić. Czuli, że to coś niespotykanego, dziwnego, co dobrze jest zapamiętać.
Zobacz film: TUTAJ
Organizator: Projekt Banita
Tekst i media: Mikołaj Cempla