fot. Bartłomiej Przepaluk SJ

fot. Bartłomiej Przepeluk SJ

8 sierpnia, kiedy wieczorem modliłem się Nieszporami, otworzyłem swój brewiarz na pierwszych stronach, na których widnieją imiona, nazwiska, wpisy i życzenia osób szczególnie mi bliskich. To taka moja forma pamiętnika, który prowadzę. Kiedyś do brewiarza wpisał się mój tato i to właśnie jego wpis przeczytałem w tym dniu. Brzmi: – Wyjeżdżaj i wracaj zawsze oczekiwany (Kłodzko 8 sierpnia 2012 r).

Wiecie co ten wpis dla mnie oznaczał? Że to już rok w Brazylii! Rok upłynął odkąd wsiadłem w samolot i pofrunąłem, sam nie wiedząc dokąd. Bez języka i z perspektywą studiowania teologii, Bóg wie gdzie. I co? Udało się. Nareszcie mogę przyznać, że da się studiować w Brazylii po portugalsku. W czerwcu pomyślnie zakończyłem pierwszy semestr teologii i jako początkujący teolog udałem się na – w pełni zasłużone – miesięczne ferie.

Piraci z Karaibów

Pierwszy etap ferii spędziłem na rekolekcjach u podnóża Serra da Piedade (Góry Przebaczenia). Tam też, po raz w swoim życiu odnowiłem swoje śluby po portugalsku. Wówczas przyszła mi do głowy taka myśl: Tutejszym jezuitom do stroju duchownego raczej daleko. Nie pamięta się już o czasach ujednoliconego umundurowania. Nie mniej jednak, jak tak odnawialiśmy śluby – na tyle uroczyście na ile tylko każdego z nas było na to stać, zobaczyłem w swoich współbraciach Piratów z Karaibów (zainteresowanych znaczeniem terminu, odsyłam do filmu pod tym samym tytułem). Pierwszy dumnie stał w klapkach – japonkach, drugi w eleganckiej koszuli, trzeci włosy długie, a czwarty – łysy, piąty z tatuażem i po siłowni, szósty ma kolczyk tu, a siódmy… tam, a pośród nich – ja… też dziwak i się do siebie uśmiechnąłem, bo jak na Piratów z Karaibów przystało, zawsze dopływamy do celu.

Miejsce na rekolekcje świetne, tylko nikt z nas nie spodziewał się, że będzie dość chłodno. Modliliśmy się opatuleni w koce i poubierani w swetry. Wielu w Polsce wydaje się, że jak się mieszka w Brazylii, to wszędzie pogoda jest taka jak w Rio. Owszem, są takie miejsca, które dają w kość, tym bardziej, że zdążyłem się już przyzwyczaić do tutejszego – raczej ciepłego, klimatu i zmiany temperatur powoli zaczynam odczuwać tak jak Brazylijczycy (tzn. jak temperatura w zimie spada do trzynaście stopni to jest dramat).

Po rekolekcjach przyszedł czas na małe zaangażowanie duszpasterskie. Wiecie, że w tym roku Światowe Dni Młodzieży i światowy Magis (czyli zjazd młodzieży z duszpasterstw akademickich i studentów zżytych z duchowością ignacjańską) odbyły się w Brazylii. Ja jednak ograniczę się do podzielenia wrażeniami z Magisu, bo w Światowych Dniach Młodzieży nie brałem udziału.

Trzeba przyznać, że współbracia całkiem dobrze się przygotowali. Jak dla mnie sztuką jest ogarnąć ok. 2000 gości z zagranicy, nie mówiących po portugalsku – załatwić im przejazdy, bilety lotnicze na przestrzeni całego kraju, odpowiednie noclegi, eksperymenty (część spotkania Magis).

Początki

Wraz z teologiem 12 lipca wylecieliśmy do Salvadoru, gdzie miał się spotkać Magis. Warto wspomnieć, że swego czasu Salvador był największym portem i pierwszą stolicą Brazylii. Jedną z części imprezy zorganizowano w naszym kolegium, w którym na co dzień uczy się ok. dwa i pół tysiąca uczniów. Tuż po przejściu przez bramę naszej szkoły zobaczyliśmy ogromną radość, tańce, zabawy, pogaduchy we wszystkich możliwych językach, konferencje, modlitwy i czego tylko dusza zapragnie! Żeby się z ludźmi dogadać musiałem odświeżyć sobie mój angielski.

Uwierzcie, nie jest łatwo przejść z portugalskiego na angielski. W danej chwili chciało by się powiedzieć coś po angielsku, ale barierą jest to, że na co dzień myśli się i mówi po portugalsku. Tu w Brazylii po prostu trzeba mówić po portugalsku, inny język – najzwyczajniej – nie pasuje do tego kraju. Drugiego dnia udało mi się wypatrzeć grupę Polaków z o. Piotrem Kropiszem SJ na czele i od tej pory zaczęła się moja przygoda z Polakami w Brazylii.

To coś niesamowitego móc sobie porozmawiać z młodymi we własnym języku, móc się w pełni wypowiedzieć i być w pełni zrozumiałym. Tak, odpocząłem sobie między nimi. 14 lipca odwiedził nas o. Generał Adolfo Nicolás SJ. Razem celebrowaliśmy Mszę św., a po niej o. Generał wygłosił konferencje. 15 lipca cała ta dwutysięczna grupa została podzielona na ok dwudziesto-trzydziesto osobowe zespoły i rozesłana na różnego rodzaju eksperymenty, obejmujące swoim obszarem całą Brazylię. Mnie trafił się przydział do grupy polsko-hiszpańsko-brazylijsko-amerykańskiej (żywioł to mało powiedziane) w mieście o nazwie Olinda (przy Recife).

Eksperyment w Olindzie

Eksperyment miał dwa cele. Pierwszy – socjalny, czyli poznać realia życia mieszkańców naprawdę biednej, peryferyjnej parafii prowadzonej przez nasz zakon. Każdego dnia do południa odwiedzaliśmy mieszkańców dzielnicy. Gdzie się dało, i gdzie mogliśmy, staraliśmy się pomóc. Drugi cel eksperymentu można by nazwać – kulturalnym. Po południu odwiedzaliśmy kolejne wspólnoty przynależące do naszej parafii, które starały się nam zademonstrować, co to znaczy być Brazylijczykiem i co każdy powinien o Brazylii wiedzieć.

Uczyliśmy się tańców, śpiewów, próbowaliśmy typowych dla tego regionu potraw. Sami młodzi przyznali, że jako goście nigdy nie byli przez nikogo tak życzliwie przyjęci. Moje zadanie w tym wszystkim polegało na towarzyszeniu grupie polskiej. Byłem takim trochę kapelanem i tłumaczeniu z portugalskiego na polski i na odwrót.

Nasz eksperyment zakończył się 21 lipca i jako grupa zżyta już wspólnymi doświadczeniami ruszyliśmy do Rio de Janeiro na Światowe Dni Młodzieży. W Rio zatrzymałem się do 23 lipca. W tym czasie towarzyszyłem m.in. o. Wojtkowi Mikulskiemu SJ, po czym pożegnałem się ze wszystkimi i wróciłem do Belo Horizonte. Niestety nie widziałem Papieża Franciszka na żywo i niewiele wiem z własnego doświadczenia o tym, co działo się na ŚDM-ach. Ale to jeszcze nie koniec moich przygód.

Spływ w kierunku studiów

30 lipca zawitałem do São Paulo i razem z o. Leszkiem Gęsiakiem SJ pojechaliśmy do „Foz do Iguaçu”, jednego z największych i najbardziej spektakularnych wodospadów na świecie. W Foz bawiliśmy trzy dni, zwiedzając wodospad zarówno po stronie brazylijskiej jak i argentyńskiej. Podsumowując – świetny czas! Z Foz poleciałem bezpośrednio do Belo Horizonte, gdzie zacząłem drugi semestr zmagań teologicznych.

Miniony czas był dla mnie wielką przygodą, którą będę na długo pamiętał.

Bartłomiej Przepeluk SJ/ RED.