Rozważanie na 2. Niedzielę po Bożym Narodzeniu. Ewangelia według św. Jana 1, 1-18.
Izrael za czasów Jezusa ma wysokie poczucie własnej godności i wyjątkowości wynikające z wybrania przez Boga. W centrum tego poczucia znajduje się świątynia jerozolimska, w której rozwija się kult. Składane ofiary, tłumy gromadzące się przy okazji świąt, liczni kapłani, to wszystko może świadczyć o dobrej i poprawnej relacji do Boga. W tym wydawałoby się sielankowym obrazie pojawia się jednak zgrzyt okupacji rzymskiej i utrata suwerenności, która zawsze w historii Izraela oznaczała, że relacja z Bogiem przybrała niewłaściwą formę.
Historia relacji Narodu Wybranego z Bogiem naznaczona jest wieloma trudnymi momentami. Często balansowała pomiędzy ogromną bliskością a bałwochwalstwem i upodabnianiem się do ludów pogańskich. W tym drugim przypadku, aby uspokoić sumienie, rozwijał się kult w świątyni i wzrastała potrzeba coraz większej kodyfikacji – tworzenia nowych przepisów i precyzyjnego, wręcz doskonałego ich realizowania. Kult świątynny, zachowywanie przepisów stawały się wygodnym wytłumaczeniem, usprawiedliwieniem i dawały fałszywe poczucie bezpieczeństwa, uspokajając sumienie. W rzeczywistości nie przynosiły spodziewanego owocu w postaci bliższej relacji do Boga i drugiego człowieka. W ten sposób, niepostrzeżenie, w centrum kultu przestał być Bóg i Jego chwała, a stał się człowiek i jego realizacja.
Historia jakby zatoczyła krąg, powracając do raju: Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło. Zamiast poszukiwania Boga jest poszukiwanie samego siebie, a kult bezwiednie przeradza się w samouwielbienie i przekonanie o własnej sprawiedliwości. Czy to jednak tylko historia Narodu Wybranego? Czy też przez wieki łatwiej nam realizować rzeczy zewnętrzne niż serce czynić wrażliwym? Jednak to należało czynić, a tamtego nie opuszczać (Mt 23, 23).