W czasie wędrówki po Galilei Jezus dzieli się ze swymi uczniami mądrością, daje im wskazówki na codzienne życie. W dzisiejszej Ewangelii mówi o swojej męce i śmierci, a także zmartwychwstaniu. Chce w ten sposób przygotować Apostołów na trudne chwile, które wkrótce przeżyją.
Nauczyciel akcentuje szczególnie rolę krzyża. Droga przemierzana z Nim nie uwalnia od życiowego trudu. Naśladowanie Jezusa nie jest ucieczką od życia i jego problemów, ale konfrontacją z nimi, podejmowaniem ich, stawianiem im czoła. Dlatego nie zawsze jest przyjemne, łatwe czy radosne. Starożytna łacińska sentencja głosi: Per aspera ad astra (Przez trudy do gwiazd).
W szkole Jezusa uczymy się podejmować trud życia z nadzieją. Wiemy, że w tym trudzie dyskretnie towarzyszy nam Nauczyciel. I gdy trzeba – interweniuje. Gdy wzrastamy duchowo Jego interwencje są subtelne. Innym razem – gdy stoimy w miejscu, wpadamy w marazm, poddajemy się przeciętności, rutynie – reaguje mocniej, a nawet dopuszcza cierpienie. Takie chwile są czasem duchowego wzrostu.
Uczniowie nie zawsze są pojętni. Gdy Jezus mówi o trudnych wydarzeniach śmierci, nie rozumieją Go, ale boją się zapytać. Zachowują się jak człowiek śmiertelnie chory. Przeczuwa, że jego choroba nie rokuje wyleczenia, ale woli tego nie wiedzieć, bo obawia się, że nie jest w stanie przyjąć faktu bliskiej śmierci. My także niejednokrotnie, gdy doświadczamy trudnych sytuacji, to rozmawiamy z wieloma osobami, skarżymy się, obwiniamy innych… A zwykle dopiero na końcu przychodzimy do Jezusa. Może obawiamy się, że nie odpowie na nasze oczekiwania.
Tymczasem uczeń Jezusa powinien zawsze pytać swego Mistrza i żyć w prawdzie, nawet, gdy będzie to wymagało przyjęcia rzeczy trudnych i niepopularnych. Co stanowi mój największy trud życiowy? Czy w moim życiu jest więcej radości czy krzyża? Czy nie boję się stawiać trudnych pytań? O co powinienem dziś zapytać Jezusa?