Święty Paweł kazał kobietom na zgromadzeniu milczeć. Nie wiemy jednak, czy pozwalał im pisać. Dzisiaj katolickie kobiety, nie mogąc głosić kazań podczas liturgii, zupełnie dobrze sobie radzą, prawiąc kazania piórem.
Kobiecie nauczać nie pozwalam, biskup powinien być mężem jednej żony, kobieta powinna nakrywać głowę podczas modlitwy, nawróceni na chrześcijaństwo nie mogą jeść mięsa z krwią. To wszystko zaleca nam Nowy Testament.
Zwyczaj nakrywania głowy przetrwał w kościele łacińskim tylko podczas papieskich audiencji, a kobiety nie nauczają jedynie w czasie Mszy św. Z reszty zaleceń niewiele pozostało. Na jakiej podstawie wybieramy z natchnionych pism to, co obowiązuje dzisiaj w Kościele, a co nie? O tym zawsze warto rozmawiać. Komu wolno – niech mówi zza pulpitu. Komu nie – niech zabiera głos zza biurka.
Małgorzata Terlikowska na portalu Fronda.pl, czyli zza biurka, zarzuca Watykanowi podejmowanie kroków w kierunku klerykalizacji świeckich i szerzenie ideologii gender. Poszło oczywiście o dyskusję na temat dopuszczenia kobiet do głoszenia kazań. Kobieta powinna przecież siedzieć w domu, rodzić dzieci i gotować mężowi obiady, a do Kościoła powinna chodzić wyłącznie po to, by wpajać dzieciom patriotyczną i katolicką tradycję regularnego chodzenia do kościoła. Jednak pani Terlikowska, sprzeciwiając się dopuszczeniu kobiet do głoszenia kazań, sama w swoim felietonie prawi kazanie księżom – pomysłodawcom dyskusji. Bo uważa, że wie lepiej od nich, co dobre jest dla Kościoła.
Katoliczki coraz częściej komentują wydarzenia mające miejsce w Kościele. Robią to w sposób coraz bardziej niezależny, prezentując różne stanowiska. Poprzez reportaże, recenzje, felietony polemizują z nurtem opornym na zmiany lub zarzucają postępowym hierarchom działanie na szkodę katolicyzmu.
Ostatnio czytałem w watykańskim dzienniku wypowiedź Lucetty Scaraffii na temat filmu Spotlight. Dziennikarka uważa, że to bardzo potrzebny i wartościowy obraz ukazujący straszliwą tragedię dzieci wykorzystywanych seksualnie przez księży. Jej opinia przebiła się przez głosy broniących kapłanów za wszelka cenę, skompromitowała również nadgorliwą interpretację wydawców Teleexpressu, którą potraktowano wreszcie jako niefortunną wpadkę. Tym, którzy nie słyszeli jeszcze sprostowania, przypominam, że film nagrodzony Oskarem nie jest „o dziennikarzach, którzy ujawnili aferę pedofilską w Bostonie” tak, jak Vabank nie opowiada o codziennych wyzwaniach w zawodzie ślusarza, a Władca pierścieni nie jest filmem o miłośnikach biżuterii.
Bardzo sobie cenię wiele polskich dziennikarek z dumą noszących przydomek „publicystka katolicka”, ale są i takie, których teksty doprowadzają mnie do rozpaczy. Zarówno jedne, jak i drugie kształtują obraz Kościoła w swoich środowiskach. Jak to się ma do zakazu Świętego Pawła? Czy mężczyźni nie obawiają się konkurencji i „rozmywania” Bożego prawa? To przecież kobieta Faustyna winna jest „stopniowemu zaczadzaniu Kościoła ideą miłosierdzia” – mówią w Internecie zwolennicy źle rozumianej Bożej sprawiedliwości. Skąd się wzięło słowo „czułość” tak często używane w papieskich wypowiedziach? Po co to komu? Są przecież dekalog i jasne przepisy. Po prostu przyszedł czas na kobiety.
Mamy w Kościele wiele wpływowych kobiet pióra, nie tylko pośród dziennikarek, ale przede wszystkim wśród specjalistek zajmujących się Biblią i teologią. Sam uczyłem się od wybitnej biblistki Bruny Costacurty i niejedną moją homilię przygotowałem, zaglądając do książek Anny Świderkówny.
Przepisy obowiązujące dzisiaj w Kościele muszą brać pod uwagę kontekst, w którym żyjemy. Dawno skończył się prymat mężczyzny. O sprawach wiary i moralności wypowiadają się coraz częściej wierzące kobiety. Krytykują niektóre praktyki i zachęcają do zmiany myślenia. Można się z nimi zgadzać lub nie, ale nie da się już powiedzieć za Świętym Pawłem, że mają milczeć i tylko w domu dopytać mężów, jeśli czegoś nie zrozumiały.