Religijność agresywna, obrażająca grzeszników, wykrzyczana na transparentach i wiecach, niewiele ma wspólnego z naśladowaniem Jezusa Chrystusa.
Jezus nie unosił się gniewem wobec nierządnicy, nie przypisywał pogańskim okupantom złej woli, nie robił wyrzutów urągającemu Mu łotrowi. Natomiast ludzi religijnych traktował bardzo surowo. Czyżby religijność była przeszkodą na drodze do zbawienia? A może chodziło Jezusowi o zupełnie inną pobożność, której nie rozumieli ani ówcześni patrioci ani ludzie modlitwy.
Naród powinien manifestować swoją religijność – mówi mi idąca w procesji koleżanka. – Powinien głośno krzyczeć, gdy obrażane są uczucia religijne Polaków. Jako chrześcijanie mamy obowiązek świadczenia o wierze i bronienia jej.
Sięgnijmy do pism Nowego Testamentu, by przypomnieć sobie czym jest prawdziwa religijność i manifestowanie wiary w Jezusa Chrystusa. W Liście Jakuba czytamy, że „prawdziwa religijność wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach i w zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata” (Jk 1,27). Nie ma tu nic o procesjach, pielgrzymkach, modlitwach i skrupulatnym przestrzeganiu przepisów religijnych. Jakub definiuje tu nie religijność pogan lecz chrześcijańską wiarę, która wyraża się w trosce o najbardziej potrzebujących i to w trosce bezinteresownej.
Natomiast Piotr w trzecim rozdziale swojego pierwszego listu pisze o pozyskiwaniu innych poprzez samo postępowanie i dodaje: „bądźcie zawsze gotowi, by dać odpowiedź każdemu, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest”(1 P 3,15). Nie gadajcie po próżnicy, nie narzucajcie innym swojego zdania, nie mówcie nie pytani lecz z łagodnością odpowiadajcie, gdy ktokolwiek zapyta: Skąd macie ten entuzjazm? Jak to możliwe, że tak bardzo się kochacie, że tak poświęcacie się dla innych? Skąd wy to macie? Wtedy z podniesionym czołem, z jaśniejącym obliczem, z pokojem w sercu, spoglądając z miłością na pytającego, możemy odpowiedzieć: To wszystko dzięki Jezusowi, który nas zbawił!
Dopiero wtedy słowa mają swój ciężar, swoją wielką wartość. To jest prawdziwe świadectwo wiary wyjaśniające słowami nieprawdopodobną po ludzku rzeczywistość. Czy jednak możemy podnieść czoło i z dumą wyznać, że wytłumaczeniem naszej gościnności, życzliwości, poświęcenia, bezinteresownej troski i łagodności jest mieszkający w nas Duch Święty? Lepiej wymazać z pamięci takie wskazówki apostoła, bo to zbyt trudne, i próbować zakrzyczeć tych, którzy religię mają za nic, wytaczać im procesy oraz nazywać złodziejami i mordercami.
Przyznam, że zaskoczył mnie udział niejakiej „krucjaty różańcowej” w niedawnych marszach nacjonalistów, którzy nie przebierają w słowach. Wystarczyło zobaczyć transparenty narodowców, u boku których maszerowali katolicy z różańcami w dłoni, by stracić wszelką nadzieje na pokojowe intencje takich demonstracji. Religia to nie trybuna do wznoszenia haseł przeciw komukolwiek, a różaniec nie służy do walki przeciw ideologicznym wrogom. Zdaje się, że diabeł nałożył na rogi aureolę, przypiął różaniec do pasa i daje czadu dymem rac i rzucanych petard. Każdy by go rozpoznał, ale nie ludzie dla których źle pojęta religijność stała się uzależniającą ideologią, realną przeszkodą na drodze do zbawienia.
Chrześcijanin najpełniej manifestuje swoją religijność, gdy z miłością spogląda na obcych mu ludzi i gdy chce, choć nie zawsze potrafi, zatroszczyć się o nich w ich utrapieniach. Czy uroczyste procesje i protestacyjne marsze nie zaciemniają tej prawdy?
foto: FreeImages.com/Santiago Arce