Powstał Eliasz, prorok jak ogień, a słowo jego płonęło jak pochodnia. Syr 48, 1 – 14
Sporo dziś o ogniu. Bóg wybrał sobie ten żywioł, by przez niego objawiać się człowiekowi. Czyni to wobec Mojżesza, w krzaku gorejącym, czyni to wobec Izraela, kiedy w słupie ognia idzie na ich przedzie, czyni kiedy zawiera przymierze z Abrahamem albo przyjmuje ofiarę Eliasza spalając ją ogniem – żeby wymienić kilka przykładów. A więc Eliasz był prorokiem jak ogień – czyli działającym w mocy Boga. Przez niego działał Bóg, nim się posługiwał i to nawet wtedy, gdy ona sam przeżywa kryzys i ma dosyć swego życia.
Ten tekst jest pochwałą na cześć Eliasza (i Elizeusza). I co takiego czynił? Sprowadził głód, zamknął niebo, wytracił niektórych… czyli wcale nie był miły, wcale nie było to przyjemne. I czyni to w imię Boga? Wprowadza naród wybrany w kryzysy, mówiąc innymi słowy. A po co to wszystko? Żeby uśmierzyć gniew, zanim zapłonie, by zwrócić serce ojca do syna i pokolenie Jakuba odnowić. Można by to określić trzema słowami: by przyszedł pokój, pojednanie i odnowienie (nawrócenie).
Bo kryzysy są po to, by mógł nastąpić rozwój. Ani świat, ani człowiek nie rozwijałyby się, gdyby nie było kryzysów. Bez nich wszystko zastyga w miejscu i życie zaczyna przypominać nieruchomy staw, który zarasta chwastami i woda staje się stęchła. Bliżej mu do bagna niż do czystej, zdrowej, życiodajnej wody. A kryzysy to droga jakby przez ogień. W nim ma się wypalić to, co stare, skostniałe, cuchnące, niszczące. W nim ma się wypalić to, co zastygło w gniewie, nieprzebaczeniu, dwuznaczności, iluzji, kłamstwie…
A modlitwa, której uczy dzisiaj Jezus? (Mt 6, 7 – 15). Ma ten sam cel, bo przecież wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, zanim jeszcze Go poprosicie. Modlitwa ta chce nas całych odnieść do Ojca, odnowić i doprowadzić do przebaczenia, bez którego żaden rozwój, czyli żadna droga ku miłości nie jest możliwa.
Ogień, który jest miejscem Bożego objawiania się, ogrzewa i oświetla tych, którzy są podobni do Ojca (w miłości, w przebaczaniu). Czyni to od wewnątrz, przemieniając człowieka w siebie (w ogień, miłość). Niszczy zaś tych, którzy w działaniu nie są do Ojca podobni, zostawiając popiół i spaloną ziemię. I usłyszałem na koniec to wezwanie Jezusa: Przyszedłem ogień rzucić na ziemię…