Wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień od niego odsunięty. J 20, 1. 11 – 18
Najpierw poruszyły mnie dwie bardzo trudne rzeczywistości, od których rozpoczyna się dzisiejsza scena – ciemność i pustka. Kobieta przychodzi do grobu, kiedy jest już ranek, ale jeszcze ciemno. Takie coś pomiędzy ciemnością pełnej nocy, a jasnym światłem poranka. No i grób, w którym spodziewała się zastać ciało Jezusa, jest pusty. Ciemność i pustka.
Gdybyśmy zobaczyli wcześniejszą scenę, to tam do grobu przybiegają Piotr i Jan, jest również ciemno i również pusto, jednak oni po inspekcji, wracają do siebie. Nie zostają. Maria Magdalena zostaje. Zostaje przy tej pustce, zostaje przy stracie z naturalnym w tym momencie płaczem.
A płacz wynika z jednego – z miłości. To płacz kobiety, która mocno tęskni. Ta miłość nie jest doskonała, trzeba to powiedzieć. Ona tęskni za ciałem Jezusa, by chociaż mieć „coś” po Nim lub Jego. Mało tego, Jezusowi ukrywającemu się w postaci ogrodnika mówi, że „ja Go wezmę”. Ona Go sobie weźmie, to będzie „jej”. Miłość niedoskonała, bo chce posiadać, a nie dawać siebie, ale jednak miłość. Jej cechą tutaj jest bez wątpienia olbrzymia tęsknota, wielki żar i to, że nikt i nic nie jest w stanie przebić tej miłości i koncentracji na szukaniu Tego, którego kocha. Nawet dwóch aniołów w bieli nie robi na niej wrażenia.
Ta jej miłość ma cechę, która mnie najbardziej w tym tekście porusza. Wierność. Pomimo ciemności i pustki ona zostaje na swoim miejscu i szuka. Miłość, która nie przeraża się ciemności i pustki, miłość, która je przekracza. I choć może ta ciemność ledwo co poranka i pustka grobu nie są aż tak przerażające, to jednak ciemności i pustki mojego życia były takie. I nie raz uciekałem, nie raz odchodziłem i nie wytrzymywałem tego. Maria Magdalena płacze, tęskni, pragnie tak mocno, jak może pragnąć człowiek, ale nie odchodzi. Cierpli, boli ją, szuka, nie ma pomysłu, ale zostaje.
I ta wierność zostaje nagrodzona. Najpierw tym, że spotyka Tego, którego kocha całą sobą – Jezusa. To jej Ogrodnik, który dba o jej miłość, pielęgnuje ją aż rozkwitnie do swej pełni i wyda owoce. Po wtóre tym, że jej miłość staje się nowa, Maria Magdalena może odtąd kochać w nowy sposób, jak mówi o tym dzisiaj św. Paweł: „Jeśli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem” (2 Kor 5, 14 – 17). Ta nowość polega na pełnej wolności: „Nie zatrzymuj Mnie”, czy jak w starszych tłumaczeniach: „Nie dotykaj mnie”. Odtąd jej miłość jest nowa, kocha w inny sposób. Staje się bardziej stabilna, a mniej sentymentalna i chcąca posiadać. Kocha według logiki Jezusa, która jest taka nie-logiczna. Najładniej oddaje to: „Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko” (Pnp 8, 6 – 7). Jezus rzeczywiście oddał za miłość całe „bogactwo swego domu”, czyli Siebie samego, swoje życie.
Oby móc tak kochać, oby być podobnym w miłości do Niego.
(foto: Jolanta Żero-Grochowska)