Bliskie już jest… Mt 10, 7 – 15
Bóg skarży się dzisiaj u Ozeasza, że choć kocha i na tyle sposobów pokazuje swoją miłość wobec mnie, ja – paradoksalnie – oddalam się od Niego (Oz 11, 1-4. 8c-9). Paradoksalnie, bo przecież pragnę Jego miłości, chcę jej ciągle doświadczać, więcej i więcej. Przez obrazy dzieciństwa, troski o niemowlaka, uwalniania syna z Egiptu pokazuje mi głębię tej miłości. Pociąga mnie ludzkimi więzami, a były to więzy miłości.
O tej samej miłości mówi Jezus w ewangelii, tylko zupełnie innymi obrazami. Ta miłość jest tu bardzo konkretna i ma postać uzdrawiania chorych, oczyszczania trędowatych, wypędzania złych duchów czy wskrzeszania umarłych. Miłość, która nie zbiera do trzosa ani srebra, ani złota, która daje siebie darmo, bo darmo otrzymała i która warta jest swej strawy jak robotnik pracujący. Dziś z tej pozycji zobaczyłem ten tekst – jestem kimś, kto przyjmuje Słowo Boga, które przychodzi do mnie na różne sposoby.
W jednym i drugim tekście dynamika prowadzi od ukazania miłości, przez formę gniewu, że ta miłość nie jest przyjęta, aż po słowa o ziemi sodomskiej w ewangelii i zatraceniu (którego Bóg nie chce) u Ozeasza. Ta dynamika jest taka, gdyż słowo, które Bóg posyła nie jest przyjęte. Miłość, którą daje – nie jest przyjęta. Nie ma na nią odpowiedzi, a miłość domaga się tylko jednej odpowiedzi – wzajemności. Za miłość się nie dziękuję. Na miłość odpowiada się tym samym – miłością.
Dlaczego tak trudno dać mi odpowiedź na miłość? Skoro ona jest widzialna, bo sam Bóg mówi, że pociąga mnie ludzkimi więzami miłości. Może tu jest klucz… że Bóg przychodzi przez ludzkie więzy. Bo to oznacza, że jeśli mówię: „kocham Cię, Boże”, jest to tożsame z powiedzeniem: „kocham Cię, człowieku” – kimkolwiek jesteś. A ów człowiek jest niedoskonały, grzeszny, na dodatek potrafi mnie skrzywdzić, odrzucić, wyśmiać, nie uszanować… Czasem chodzi o bliźniego, a czasem o siebie samego. Bo sam sobie również potrafię wyrządzić krzywdę, nie uszanować siebie, nie pokochać, nie przyjąć ze słabościami, błędami i grzechami.
Ludzkie więzy miłości… jeśli tak się sprawa ma, jeśli dobrze to wszystko odczytuję, to – mój Boże – nie potrafię Ciebie kochać. Ta miłość jest taka powykrzywiana, taka zachowawcza i kryjąca się, taka lękliwa (bo nie chce być raniona), szukająca zabezpieczeń, uciekająca przed zaangażowaniem i daniem odpowiedzi (odpowiedzialnością). W moim życiu nie mogę więc oprzeć się na mojej miłości, bo czym ona jest? Ani na mojej wierności. Tylko na Twojej. Ulecz, Panie, ludzkie więzy miłości w moim życiu…