„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec” (J 12,24-26)
*
Są dwa rodzaje śmierci. Pierwszy polega na stopniowym popadaniu w coraz większy lęk, zgorzknienie, aż po depresję i rozpacz. Drugi to śmierć, która jest obumieraniem, które w końcu przemienia się w życie. O obu rodzajach mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii.
Pierwszy to ziarno, które wpadłszy w ziemię nie obumiera. Oznacza to, że można być tak zalęknionym o podtrzymanie własnego istnienia, że całą swoją aktywność poświęca się na bronienie tego, z czym to swoje istnienie się utożsamia. Kiedy człowiek wpada w taki sposób myślenia, boi się przyznać drugiemu rację, żeby nie zostać uznanym za niemądrego; boi się robić to, czego naprawdę pragnie, bo lęka się porażki; boi się zrezygnować z udawania kogoś, kim nie jest, z obawy, przed brakiem akceptacji przez ludzi, na których mu zależy.
Drugi rodzaj śmierci jest właściwie odwrotnością pierwszego. To obumieranie człowieka, który nie wiąże swojego istnienia, ze starannie kreowanym wizerunkiem, z opinią innych na swój temat, czy z tym co posiada. Tylko przy świadomości, że JA jestem kimś więcej niż cokolwiek możliwe do stracenia, w dodatku nie zależę na najgłębszym poziomie od niczego i nikogo poza Panem Bogiem, mogę z odwagą otworzyć się na Drugiego. Mogę obumierać poprzez rezygnowanie z odpłacania złem za zło, poprzez ryzyko podążania za wielkimi pragnieniami, poprzez bycie sobą. To jest życiodajne.
***