„Dlaczego Watykan posiada obserwatorium? Czy nie ma ważniejszych rzeczy niż patrzenie w gwiazdy?” – Watykański astronom Guy Consolmagno SJ był o to pytany wiele razy… właściwie nieraz sam zadawał sobie podobne pytania. W trakcie zeszłomiesięcznego spotkania w londyńskim Mount Street Jesuit Centre wytłumaczył jak spotyka Boga w swoich badaniach naukowych.
Przystępne i pełne humoru przemówienie publikujemy za jezuickim portalem ThinkingFaith.org. Tytuły poszczególnych sekcji zostały nadane przez redakcję.
ASTRONOM Z WATYKANU
Pewnego razu wywołałem spore zamieszanie w jednym z kościołów na Hawajach mówiąc, że jestem „astronomem z Watykanu”. A w gruncie rzeczy tak się właśnie sprawy mają. Pojechałem na Hawaje, by skorzystać z jednego z tamtejszych teleskopów podobnie jak zwykle korzystam z należącego do Watykanu teleskopu w Arizonie. Tak wygląda moja praca w Watykańskim Obserwatorium.
Dlaczego Watykan posiada obserwatorium? Czy nie ma ważniejszych rzeczy niż patrzenie w gwiazdy? To pytanie nie tylko dla Kościoła, ale przede wszystkim dla każdej osoby, która życie poświęca astronomii. Pamiętam jak mając około 30 lat i odbywając właśnie kurs post-doc na Massachusetts Institute of Technology zadałem sobie pewne pytanie. Leżałem w swoim łóżku, był środek nocy, a w mojej głowie toczyła się burza – dlaczego marnuję swój czas na zamartwianie się księżycami Jupitera, gdy jednocześnie na świecie ludzie umierają z głodu?!
Nie znałem odpowiedzi.
PRAWDZIWA ROLA ASTRONOMII
W związku z tym zrezygnowałem z pracy, nauki i dołączyłem do Korpusu Pokoju. W Korpusie zadeklarowałem – pójdę gdziekolwiek mi rozkażecie, zrobię cokolwiek będzie potrzebne – bylebym mógł pomagać ludziom. Wysłali mnie do Afryki, a konkretnie do Kenii, gdzie kazali mi pracować jako… wykładowca astronomii na Uniwersytecie w Nairobi!
Wiemy doskonale, że istnieje mnóstwo problemów w naszych technologicznych społeczeństwach. Zanieczyszczenie, konsumpcjonizm, oderwanie człowieka od natury. To problemy prawdziwe i wymagające ciągłego mierzenia się z nimi. Jednak mimo tych problemów, to właśnie technicznie zaawansowane zachodnie społeczeństwa osiągnęły nieosiągalny dotychczas poziom, w którym każdy ma co zjeść. Taki poziom możliwy jest tylko w wyedukowanej populacji, posiadającej dostęp do dobrego szkolnictwa. Szkoły zaś muszą mieć nauczycieli. Moi studenci mieli oczekujące na nich posady w koledżu dla przyszłych nauczycieli, których praca miała pozwolić Kenii lepiej wyżywić swoją ludność.
Ale nawet uświadomienie sobie tego nie było dla mnie ostatecznym powodem, dla którego postanowiłem powrócić do astronomii.
W weekendy odwiedzałem moich kolegów z Korpusu Pokoju, którzy nauczali w szkołach w głębi kraju. Wieczorami rozkładałem swój przenośny teleskop i wszyscy z wioski schodzili się, aby oglądać niebo. Byli zachwyceni na widok pierścieni Saturna, mgławicy Oriona czy kraterów księżyca… dokładnie tak samo jak moi przyjaciele z Michigan. Każdego ekscytuje widok z teleskopu. Obserwacja gwiazd i rozmyślanie nad ich pochodzeniem jest czymś co czyni nas ludźmi.
Nasza astronomia – od lądowania na Marsa po odkrywanie Ciemnej Materii – jest czymś, z czego może być dumny każdy człowiek. Zabronić komuś dumy z odkrywania wszechświata (z powodu jego pochodzenia czy płci) to odbierać mu prawo do człowieczeństwa.
To, że niezależnie od szerokości geograficznej tak samo zachwycamy się pięknem kosmosu i rozmyślamy o nim uświadamia mi, że jestem częścią niezwykłego gatunku, mającego znacznie większe aspiracje niż tylko zaspokoić swój fizyczny głód. Astronomia to doświadczenie kosmosu przez istoty o pragnieniach przekraczające nasze naturalne potrzeby.
DOGMATY ASTRONOMÓW
Uświadomiłem sobie także, że wierzenia odgrywają fundamentalną rolę w tak rozumianej astronomii. Są trzy religijne filary, które trzeba przyjąć na wiarę, aby być naukowcem. Możecie nie myśleć o nich jako zasadach religijnych. Są religie, które ich nie uznają.
Pierwsza z nich – musicie uwierzyć, że kosmos faktycznie istnieje. To może wydawać się oczywiste. Ale jeśli pójść tropem niektórych religii, że „wszystko jest iluzją”, to jaki sens ma praca badacza? Jeśli jesteś solipsystą, to kariera naukowca będzie stratą czasu na badanie „wytworów własnej wyobraźni”.
Druga zasada to uznać, że kosmos rządzi się regularnym zbiorem zasad. Jak można badać prawa fizyki, nie uważając, że cokolwiek takiego istnieje? Tysiące lat odkrywamy prawa fizyczne i wielu z nich zawdzięczamy udogodnienia cywilizacji. Jednak ktoś dawno temu musiał uwierzyć, że takie prawa istnieją. Skąd brał wiarę, że może odkryć jakieś prawo fizyki?
Gdybyś był rzymskim poganinem i zobaczył błyskawicę, pewnie pomyślałbyś, że jakiś bóg rzucił nią. Widząc bujną roślinność, pomyślałbyś o bogini roślin. Wierząc, że działanie wszechświata opiera się na kaprysach bóstw i demonów, nie masz powodu, by zajmować się nauką.
Chrześcijanie w starożytnym Rzymie oskarżani byli o ateizm, bo nie chcieli wierzyć w panteon bóstw. I słusznie, jest bowiem wielu „bogów”, w których ja też nie wierzę. Nawiasem mówiąc, Richard Dawkins wierzy w „tylko” jednego Boga mniej ode mnie!
NAUKA CZY WIARA?
Zostaje ostatnia rzecz. Musisz uwierzyć, że wszechświat jest dobry. To wierzenie pochodzi z Księgi Rodzaju. Jeśli uważasz, że świat jest bagnem pełnym pokus – będziesz zbyt zlękniony, aby stać się jego częścią, będziesz musiał wpierw (może) wymedytować sobie wyższy poziom świadomości.
Przecież wierzymy, że Bóg tak umiłował Świat (wszechświat!), że wysłał Syna swego jedynego…
Dlaczego więc ludzie sądzą, że jest jakiś konflikt pomiędzy nauką i religią? Zbyt często zakłada się, że religia i nauka to dwa równorzędne systemy epistemologiczne (sposoby poznania prawdy). Że nauka da mi pewien zestaw faktów, a religia inny zestaw faktów, które ostatecznie wejdą w konflikt pomiędzy sobą.
To jednak nie jest prawda.
Wszyscy w szkole uczymy się nauk przyrodniczych wyobrażając je sobie jako przepastne księgi pełne suchych faktów („i niech to lepiej będą nowe wydania, żeby przypadkiem nie natknąć się na nieaktualne dane”). Nauka to jednak nie tylko fakty. Gdyby tak było nie istniałaby, bo fakty wciąż się zmieniają.
To, co nabywamy poprzez rozwój naukowy, to przede wszystkim umiejętność rozmowy o faktach. Jak mówić o naszych obserwacjach kosmosu i wynikach tych obserwacji, jak szukać nowych miejsc obserwacji. Nauka to nie dane, ale rozmowa!
Podobnie wiara nie jest zestawem przekonań, które należy koniecznie zaakceptować, zakrywając swój wzrok przed prawdą. Pamiętacie słowa Mojżesza, które wypowiedział do Izraelitów po otrzymaniu kamiennych tablic? „Tylko się strzeż bardzo i pilnuj siebie, byś nie zapomniał o tych rzeczach, które widziały twe oczy: by z twego serca nie uszły po wszystkie dni twego życia, ale ucz ich swych synów i wnuków!” (Pwt 4:9). Nie nakazuje im zamknąć oczu, ale dobrze zapamiętać, co ich oczom się ukazało.
Wiara to nie akceptacja zbioru przekonań w miejsce braku dowodów naukowych. To podejmowanie wyborów tam, gdzie nie ma żadnych faktów. Wybór szkoły, pracy, małżeństwa lub miejsca do życia. Nie możesz oprzeć ich na indywidualnie opracowanych niepodważalnych naukowych ekspertyzach. Wierzysz, że wszystko będzie dobrze. Wiara! Choć za pewne niejedno z Twoich oczekiwań okaże się błędne, to i tak będziesz przeć naprzód. Co innego możesz zrobić?
Takie oczekiwania oparte na wierze pojawiają się w nauce co chwila. Gdy wchodzę w jakąś dziedzinę nauki, to zakładam, że będzie tam coś interesującego do odkrycia. Gdybym wiedział na pewno co odkryję – nie byłoby po co odkrywać. Gdy widzę interesujące zagadnienie do rozważenia muszę odgadnąć, który kierunek da najbardziej owocne efekty. Jak podejmuję taką decyzję? Jak z tak wielu opcji wybrać jedną lub dwie? To ślep krok w nieznane.
Nauka to nie wielka księga faktów. Nauka nie udowadnia czegokolwiek globalnie. Nauka opisuje, ale nie opisy są niekompletne (cały czas marzymy by były coraz pełniejsze). I to z tego powodu nie da się udowodnić istnienia lub nieistnienia Boga. Czy jednak wiara może zachęcać nas do wiary?
Jedną z cech Boga jaką w nim odnajduje to, że daje on nam zawsze „wiarygodną zaprzeczalność”. Gdy widzisz jego działanie w kosmosie, zawsze możesz wymyślić sobie jakieś wytłumaczenie – iluzja lub przypadek. Nigdy nie wiesz na pewno, stąd potrzebna jest wiara.
BÓG W ODDALI?
Postulowanie istnienia Boga pomaga nam mierzyć się z fundamentalnymi problemami natury istnienia. Kiedyś Leibniz zadał swoje słynne pytanie – „dlaczego jest coś, a nie nic?” I nie chodzi tu o brak ludzi, ale i brak kosmosu, czasu, praw fizyki. Dlaczego „jest” kosmos? Wszechświat nie potrafi wytłumaczyć się sobą samym. Albo nie ma żadnego wytłumaczenia (co jest oczywiście możliwe), albo jego wytłumaczenia jest poza nim, poza materią, jej prawami i czasem, a tym wytłumaczeniem jest Bóg.
W mojej pracy naukowca spotykam jednak nie tylko Boga Stworzyciela, ale i Boga osobowego. Pozwólcie mi na moją ostatnią historię.
Byłem dzieckiem. Trwały wakacje, a za oknem deszczowa pogoda. Nie mogłem wyjść na zewnątrz . Moja mama przyniosła talię kart i zaproponowała mi wspólną grę. Była dorosła, ja byłem dzieckiem, a ja wciąż wygrywałem. Tylko dlatego, że jej celem nie było wygrać, ale pokazać swoją miłość do mnie. Nie mogła powiedzieć tego na głos. Jako dziesięcioletni chłopiec upierałbym się zapewne, że to nieprawda. Jednak ona poprzez grę chciała przede wszystkim spędzić ze mną czas.
Gdy badam wszechświat, Bóg gra ze mną w grę. Układa zagadki, które muszę odkrywać. Jednak to nie sama odpowiedź jest tu ważna, lecz proces dochodzenia do odpowiedzi. Te zaś liczą się tylko wtedy, gdy rodzą kolejne pytania.
Nauka to możliwość spędzenia czasu ze Stwórcą. Gdy Bóg zaprasza mnie do spotkania z nim w stworzonym przez siebie świecie, jak to określa w liście do Rzymian św. Paweł: Bóg tworzy grę, w którą możemy udział wspólnie. To gra, w której ponad wszystkim mówi mi, że mnie kocha.
I dlatego jestem wdzięczny, że mogę być astronomem.
Tłumaczenie: Mikołaj Cempla
Fotografie: Shutterstock.com