„Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie. Bądźcie więc naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane, i postępujcie drogą miłości, bo i Chrystus was umiłował i samego siebie wydał za nas w ofierze i dani na wdzięczną wonność Bogu. O nierządzie zaś i wszelkiej nieczystości albo chciwości niechaj nawet mowy nie będzie wśród was, jak przystoi świętym, ani o tym, co haniebne, ani o niedorzecznym gadaniu lub nieprzyzwoitych żartach, bo to wszystko jest niestosowne. Raczej winno być wdzięczne usposobienie. O tym bowiem bądźcie przekonani, że żaden rozpustnik ani nieczysty, ani chciwiec – to jest bałwochwalca – nie ma dziedzictwa w królestwie Chrystusa i Boga. Niechaj was nikt nie zwodzi próżnymi słowami, bo przez te [grzechy] nadchodzi gniew Boży na buntowników. Nie miejcie więc z nimi nic wspólnego! Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości!” (Ef 4,32-5,8)
*
Słowo Boże ma to do siebie, że z jednej strony upomina i oczyszcza, z drugiej – daje obietnicę pocieszenia. I takie powinno być głoszenie Dobrej Nowiny. Pomijanie któregokolwiek z tych elementów jest okaleczaniem boskiego przekazu. Ale jest jeszcze jeden warunek głoszenia, bez którego nie powinno się zabierać za jakiekolwiek nauczanie. Pouczająca wielce jest w tym względzie narracja św. Pawła w liście do Efezjan. Otóż graniczące z groźbą wiecznego potępienia upomnienia „z grubej rury” (o nierządzie, chciwości, bałwochwalstwie, a nawet o niedorzecznym gadaniu i nieprzyzwoitych żartach), przeplatają się u Apostoła ze słowami, z których emanuje miłość i wiara w dobroć odbiorców listu: zaprasza ich, by byli „jako dzieci umiłowane”, „naśladowcy Boga”, „święci”, „dzieci światłości”. Mówiąc krótko, sądzę, że głosić prawdziwą Ewangelię można dopiero wtedy, gdy w swoich „słuchaczach” zobaczy się ludzi, gdy dostrzeże się w nich dobroć i zapragnie (a przynajmniej zapragnie pragnąć…) dla nich DOBRA.
***