Abyście w miłości zakorzenieni i ugruntowani… zdołali poznać miłość Chrystusa. Ef 3, 14-21
Zginam kolana moje przed Ojcem – tak zaczyna się dzisiejszy tekst. I ja zginam kolana, jak św. Paweł, bo te słowa poprowadziły mnie do ŻYCIA. Uświadomiłem sobie mocniej, niż dotychczas, że życie jest darem. W związku z tym, choć mówię, że życie jest „moje”, jednak jest mi podarowane. Jest moje i nie jest moje.
Jest darem, który chce być dalej ofiarowywany, chce być wydawany, poświęcany. Chce być, jak talent, puszczony w obieg, a nie zakopany w ziemi. Chce być wydany „Złodziejowi” z wczorajszej ewangelii (Łk 12, 39-48), a Złodziej chce je wziąć w całości. Bo jest mi podarowane w tym celu, by było dalej ofiarowywane moim braciom i siostrom, a przez nich i w nich – Ojcu, przed którym zginam kolana… Rzecz w tym, bym nie zagarnął daru dla siebie, strzegł go zazdrośnie i trzymał pod korcem albo łóżkiem.
A przecież tak dużo we mnie lęku o ten dar, tak bardzo go chronię przed innymi i sam próbuję czerpać z niego „korzyści”. Okazują się one ostatecznie stratą, ale ciągle daje się wpuszczać w maliny. Nie specjalnie, nie z wyrachowania, lecz z głodu, z lęku, nieufności, które płyną z rany zadanej mi przez grzech.
Bo to moje i nie moje życie mam chronić, ale nie przed tymi, którzy zabijają ciało i nic więcej nie mogą uczynić. Mam je chronić przed tym, który ma moc wtrącić je w otchłań, w piekło. Przed bliźnim nie muszę się chronić, przed Bogiem nie muszę się chronić – choć często tak właśnie robię.
Chcę poznać miłość Chrystusa i być w tej miłości zakorzeniony i ugruntowany. Poznać, to znaczy zjednoczyć się z Tym, którego poznaję. Chodzi o relację, chodzi o SPOTKANIE, które przewyższa wszelką wiedzę.
Panie, proszę Cię, bym przez Miłość, która płynie od Ciebie, naprawdę ŻYŁ, a nie tylko cośkolwiek wiedział o życiu.