Cały wywiad znajdziesz tutaj.

W wywiadzie przeprowadzonym przez zespół medialny 36. Kongregacji Generalnej generał jezuitów opowiada o swoim życiu i o swojej fascynacji Kościołem, o jezuitach posłanych, by towarzyszyć ludziom i o wielokulturowym zakonie obdarzonym łaską Bożej obecności, powołanym do tworzenia, a nie kopiowania.

Ojciec Arturo Sosa swój wybór na przełożonego zakonu rozumie jako potwierdzenie linii zainicjowanej w Towarzystwie Jezusowym za czasów ojca Pedro Arrupe. Jego zdaniem w tym kierunku powinniśmy zmierzać. Opowiada o swoim życiu w licznej rodzinie, w domu, który nie miał ścian, a ogród naturalnie łączył się z pomieszczeniami, w których mieszkał z najbliższymi. Jego ojciec wiele podróżował. „Jeśli w tamtym czasie było w Wenezueli dziesięć osób, które czytały czasopismo Time, to mój ojciec był jednym z nich” – mówi nowowybrany Generał jezuitów. Jego ojciec był ekonomistą i adwokatem, dwukrotnie członkiem rządu, człowiekiem, który otwierał mu oczy na rzeczywistość o wiele przerastającą to, co znał.

Do szkoły, którą skończył ojciec poszedł także pięcioletni Arturo. Było to kolegium w Caracas prowadzone przez jezuitów. Nosiło imię św. Ignacego. Czuł się w tej szkole jak w drugim domu. Lubił chemię i matematykę. Tam też doświadczył, że życie ma sens, gdy żyje się dla innych.

Gdy poznawał jezuitów podczas swoich lat nauki w kolegium, narodziło się zakonne powołanie. Zapragnął zostać nie tyle kapłanem, co jezuitą. Najbardziej fascynowali go bracia zakonni, którzy w kolegium pełnili rolę kucharzy, kierowców, nauczycieli. Byli świetnymi pedagogami. Wierzył, że wstępując do zakonu jezuitów będzie mógł zrobić wiele dobrego dla swojego kraju.

Gdy nastał Sobór Watykański II śledził go – jak sam się wyraża – jako dobrą powieść. Wraz z przyjaciółmi czytał soborowe dokumenty, które zachęcały do łączenia wymiaru społecznego z duchowym. Gdy wstępował do nowicjatu, nastały czasy ojca Pedro Arrupe. Dekrety 31. Kongregacji Generalnej czytane były wówczas z większym zainteresowaniem niż tradycyjne zakonne teksty, a dokument z Rio podkreślający znaczenie zaangażowania jezuitów po stronie ubogich, jeszcze bardziej podsycał entuzjazm nowicjuszy.

Pierwsze doświadczenie pracy w Towarzystwie, które wspomina ojciec Arturo Sosa, to zaangażowanie w działalność centrum społecznego (Centrum Gumilla), które zajmowało się spółdzielniami rolnymi na terenach wielskich. Potem przyszedł czas na studia teologiczne w Rzymie i na studia politologiczne na uniwersytecie w Wenezueli.

Po studiach wraca do pracy w Centrum Gumilla i poświęca się spotkaniom dyskusyjnym, kursom formacyjnym oraz wydaje czasopismo, w którym jezuici zachęcają do formacji społeczno-ekonomicznej nie tylko studentów, ale także grupy parafialne i inne lokalne wspólnoty. Po kilkunastu latach zostaje prowincjałem i wpływa na większe zaangażowanie współbraci w działalność społeczną troszcząc się jednocześnie o budowanie sieci międzynarodowej współpracy. Jego dalsze losy to powołanie na asystenta generała i w ostatnich latach na odpowiedzialnego za domy i dzieła międzynarodowe Towarzystwa Jezusowego w Rzymie.

Mówiąc dziś o papieżu Franciszku, streszcza w jednym zdaniu jego postawę wobec zakonu jezuitów: „Jesteście jeszcze daleko w tyle w porównaniu z tym jak wiele możecie zrobić. Idźcie w tym kierunku”.

Spoglądając w przyszłość nowy Generał jezuitów jest przekonany, że Towarzystwo Jezusowe będzie istniało tylko wtedy, gdy troszczyć się będzie o intymną jedność z Panem Jezusem. Mówiąc natomiast o konieczności współpracy z innymi podkreśla, że nie chodzi o to, że sami nie damy rady, lecz o to, że nie chcemy działać sami. Towarzystwo Jezusowe nie ma sensu bez współpracy z innymi. Dlatego jesteśmy wezwani do odwrócenia się od nostalgii za czasami, gdy wszystko robiliśmy sami. Nie ma innej drogi jak dzielić naszą misję z innymi.

Innym tematem poruszonym przez ojca Arturo Sosa jest wielokulturowość, która według niego jest szczególnie ewangeliczna. „Prawdziwe oblicze Boga jest wielokolorowe, wielokulturowe i zdecydowanie różnorodne” – mówi. „Podobnie też całe stworzenie objawia nam różnorodność w każdym swoim aspekcie, jedne rzeczy są dopełnieniem innych. Jeśli Towarzystwo Jezusowe będzie potrafiło być tego obrazem, będzie samo wyrazem tego Bożego oblicza.”

Po Soborze Watykańskim II Towarzystwo Jezusowe osiągnęło tę kulturową różnorodność, zdołało zagnieździć się w każdej części świata, i wszędzie rodzą się autentyczne powołania. Pochodzimy z różnych stron, mamy różne kolory skóry i zaangażowani jesteśmy w najróżniejsze działalności. Według Generała ta nasza różnorodność, z której bierze się nasza kreatywność, to znak Kościoła dla świata.

Podsumowując powiedział, że jezuici nie mają większych wątpliwości, w jakim kierunku podążać. Drogę wytyczyły nam ostatnie Kongregacje Generalne. Zwrócił natomiast uwagę na intelektualne pogłębienie naszej misji, potrzebę tworzenia czegoś nowego, a nie tylko kopiowania. Zaakcentował potrzebę zrozumienia tego, co dzieje się w dzisiejszym świecie, w dzisiejszym Kościele, potrzebę zrozumienia naszej wiary. Widzi zakon jako organizm pełen życia, przechodzący przez wiele przemian.

I w ostatnich słowach swojej wypowiedzi, woła do współbraci: „Musimy podłożyć ogień, obłożyć teren nawozem, wiedząc, że możemy sadzić, lecz wzrostu nie jesteśmy w stanie przewidzieć: to czyni tylko Bóg. To Bóg działa, a kluczem jest tu umiejętność pomagania Mu, bez stawiania przeszkód. Nasza pasja opiera się na pewności, że towarzyszymy ludziom obdarzeni łaską Bożej obecności”.

Opracował Wojciech Żmudziński SJ