Dzisiaj liturgia Kościoła przypomina nam historię Zacheusza, który pragnął zobaczyć Jezusa, szukał Go przepełniony głęboką, duchową tęsknotą. Wspiął się na drzewo, by Go wypatrzyć i został przez Jezusa zauważony, spotkał się z Nim.

Ale to nie jedyna osoba w Ewangelii, która szukała Jezusa. Szukał Go także Herod. Kierowały nim zupełnie inne motywy. Herod szukał Jezusa, by Go zgładzić, bo Jezus mu zagrażał. Znamy też historię bogatego młodzieńca, który szukał Jezusa, ale gdy Go spotkał, nie był w stanie zrezygnować ze swoich bogactw i odszedł zasmucony. Zacheusz natomiast, spotykając Jezusa odmienia swoje życie. Mówi, że połowę swojego majątku oddaje ubogim, a jeśli kogokolwiek skrzywdził, wynagrodzi czterokrotnie. Spotkanie z Jezusem czyni z Zacheusza osobę hojną i gotową wynagrodzić wszystkim, których kiedykolwiek skrzywdził.

W dzisiejszych czasach również mamy Herodów, którzy szukają Boga, by Go pokonać, albo przynajmniej, by mieć Go po swojej stronie, by nie zagrażał ich bezpieczeństwu. Szukają Boga, by mogli powołać się na Niego dla obrony własnych poglądów i własnych ideologii. A jeśli nie da się wykorzystać Boga, to najlepiej pozbyć się go z własnego życia, by nie niepokoił sumienia. Niewygodne słowa o miłości względem nieprzyjaciela, o zwyciężaniu zła dobrem, o otwarciu drzwi własnego domu przybyszom szukającym schronienia… To wszystko w oczach współczesnych herodów dyskwalifikuje Boga. Jest mało racjonalny, naraża na niebezpieczeństwo naszą kulturę i nasze tradycje. Takiego Boga najlepiej pozbyć się i budować sanktuaria obwarowane murami. Sanktuaria bez Ewangelii, ale dające nam poczucie bezpieczeństwa. Jakże wielu mamy dziś herodów. Jeśli Bóg nie będzie chciał stanąć po ich stronie, zabiją go, bo ubóstwiają przede wszystkim własną ideologię.

Wielu też jest dzisiaj bogatych młodzieńców, którzy zachowują przykazania, ale nic ponadto nie robią. Żyją logiką nakazów i zakazów, a ich religijne życie polega na takim postępowaniu, by nie narazić się Panu Bogu. Czy to grzech, czy nie grzech – pytają. A jeśli grzech, to ciężki czy lekki? W ten sposób chcą wiedzieć jak daleko mogą się posunąć, by Bóg nie czepiał się ich i żeby życie wieczne po prostu należało się im? Ich szukanie Boga sprowadza się do trzymania go na dystans, ogranicza się do przestrzegania przykazań, mnożenia modlitw i uczestniczenia w sakramentach, w uroczystych ceremoniach, postach, procesjach. Takim ludziom trudniej jest pójść za Chrystusem niż potępianemu przez wspólnotę grzesznikowi, który wspina się na drzewo.

Historia Zacheusza mówi nam, że autentyczne szukanie Jezusa Chrystusa prowadzi człowieka do spotkania z Nim, i to do takiego spotkania, które rodzi w sercu hojność względem innych oraz przynagla do zadośćuczynienia tym, których kiedykolwiek zraniliśmy, obraziliśmy, skrzywdziliśmy. Człowiek, który spotkał Jezusa i doświadczył Jego miłości, nie jest już w stanie żyć tylko dla siebie, myśleć tylko o sobie. Hojność i gotowość zadośćuczynienia innym to znak, po którym można poznać osobę, która uznała Jezusa za swojego Pana. Chrześcijanina nie poznaje się po tym, że chodzi do Kościoła, że wiernie przestrzega przepisów religijnych i uczestniczy w pielgrzymkach. Poznaje się go po hojności, po tym, że nie myśli tylko o sobie.

Szukajcie Pana – mówi Pismo święte. Szukajcie Go, a pozwoli się znaleźć. Szukajcie Go w każdym napotkanym człowieku, w każdej sytuacji. Mówiąc językiem laickim: szukajcie w każdym człowieku dobra, dostrzegajcie dobrą stronę każdej sytuacji, nawet tej najtrudniejszej.

Szukając we wszystkim Boga mam świadomość, że również Bóg mnie szuka. Nie zadowala się 99 owcami, gdy brakuje mu jednej. Nie zadowala się dziewięcioma drahmami, gdy dziesiąta gdzieś się zgubiła. Nie jest szczęśliwy, gdy tylko jeden z dwóch synów jest mu wierny. Ale dlaczego Bóg mnie szuka? Bo Mu na mnie zależy, bo we mnie wierzy. Chociaż się ukrywam dbając o własną niezależność i bezpieczeństwo, Bóg wciąż próbuje wyrwać mnie z duchowego lenistwa i bylejakości. Nie szuka mnie dlatego, że potrzebuje zwolenników. On po prostu mnie kocha. Zwraca się do mnie po imieniu, jak zwrócił się do Zacheusza, zaskakuje, napełnia serce radością i mobilizuje do szlachetnych czynów.

Foto: flickr.com / Heater