„W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli” (Łk 10,21-24)
*
Mamy szczęście, że możemy spotykać Boga. Codziennie jest nieskończenie wiele okazji do tego. Najbardziej realne spotkanie – w Najświętszym Sakramencie. W każdej modlitwie. W Piśmie Świętym. W Drugim człowieku. A nawet jeśli nie mamy czasu, żeby poświęcić jakąś sensowną, dłuższą chwilę na takie spotkania, można odnajdywać Boga przychodzącego w przeciążeniu pracą, w zabieganiu, w które się wpadło, żeby jakoś związać koniec z końcem, w (nie)udanych przedsięwzięciach i projektach. A odnalazłszy, można przyjąć, nawet z czymś w rodzaju wdzięczności, a na pewno zapytać: czego ode mnie oczekuje w tej sytuacji? Co dobrego mogę zrobić tu i teraz?
***