„Przynosili Jezusowi dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego. I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je” (Mk 10,13-16)
*
Wydaje mi się, że dobrze jest mieć w sobie „wewnętrznego apostoła”, który czasami wręcz zabrania spędzać czas wyłącznie z Jezusem. Bo rozeznanie pozwala odkryć, że paradoksalnie bardziej Boże może być posiedzenie przy studiach lub pracy, czy wypicie kawy z przyjacielem, niż długie przebywanie z Bogiem sam na sam.
Ale czasami trzeba pozwolić „wewnętrznemu dziecku”, żeby wbrew całej logice, po prostu przyjść do Pana Boga i być tylko z Nim i tylko dla Niego. Mimo wszystko.
Jak rozpoznać, która sytuacja zachodzi obecnie?
Nie wiem. Myślę, że trzeba po prostu modlić się, czytać, myśleć i rozeznawać.
***