Gdy widzą samochód z szyldem „Kościół katolicki” lub siostrę zakonną, czy księdza, przystają, by pozdrowić. Z szacunkiem i wdzięcznością przyciskają prawą dłoń do serca na znak życzliwości. Gdy starszy muzułmanin zamiast „dzień dobry” powiedział do mnie „dziękuję” (falemnderit), a jego żona pocałowała mnie w dłoń, miałem łzy w oczach.

Centrum Kształcenia Liderów i Wychowawców im. Pedro Arrupe, którym od 20 lat kieruję, wspiera katolickie szkoły w krajach, które należały niegdyś do bloku sowieckiego. Wyjątkiem jest nasza praca w szkołach w Albanii, która bardzo szybko zerwała współpracę ze związkiem sowieckim, by jeszcze bardziej pogrążyć się w mroku komunistycznego reżimu.

Nie złamał ich reżim

W ramach projektu wspierania szkół, finansowanego przez Episkopat USA, prowadziłem w Durres (Albania) kurs dla dyrektorów. Przy okazji odwiedziłem leżące na południu miasto Vlora i przedszkole prowadzone przez siostry zakonne. Jest tu jeden biskup i jeden ksiądz, a kilkuosobowa wspólnota sióstr kontynuuje misję nieżyjących już zakonnic, których nie złamał reżim Envera Hodży.

Albańskie zakonnice z Vlory, które zamiast Pisma Świętego, były zmuszone słuchać przemówień albańskiego przywódcy, czytanych im do stołu przez wyznaczonego urzędnika, przetrwały jako wspólnota przez cały okres albańskiego reżimu. Dziś pozostało po nich jedno wspólne zdjęcie i kilka obrazków przedstawiających świętych katolickich. Z pewnością dołączyły do ich grona.

W niewielkim pudełeczku, przechowywanym przez siostrzenicę jednej z nich, również zakonnicę, znajduję kilkanaście pożółkłych kartek wielkości kart do gry. Spisane są na nich modlitwy. Wszystkie po łacinie. Dowiaduję się później, że przetrwał obraz Maryi chowany przez odważne zakonnice pod łóżkiem przez ponad 40 lat. Oglądam go i dziwię się, że nie wisi w głównej nawie kościoła.

Srebrno złote koszulki zakrywają część malowidła tak, że niewiele różni się ono od tych wszystkich cudami słynących, odbierających cześć prostych ludzi w różnych zakątkach katolickiego świata.

Obraz przechowywany pod łóżkiem

Obraz przechowywany pod łóżkiem

Maryja hostiami brzemienna

W kościele, jedynym w tym mieście, stoi figurka Madonny. Słodka i zimna jak wszystkie figurki odbierające świętym człowieczeństwo. Jest jednak w niej coś szczególnego. Pod spodem znajduje się schowek, w którym zakonnice ukrywały przez wiele lat zakonsekrowane komunikanty i co jakiś czas przystępowały do Komunii. Niewiadomo na jak długo im starczyły, a może Maryja powtórzyła cud rozmnożenia chleba dokonany przed dwoma tysiącami lat przez jej Syna?

W Albanii, niegdyś dumnej z bycia pierwszym ateistycznym krajem na świecie, za prywatną modlitwę szło się do więzienia, a za publiczne wyznanie wiary – na śmierć. Działo się to niedawno, za życia osób, które nie obchodziły jeszcze trzydziestych urodzin.

Figurka Maryi, w której siostry przechowywały zakonsekrowane komunikanty

Figurka Maryi, w której siostry przechowywały zakonsekrowane komunikanty

Nawet swoim prześladowcom pomagały

Lata osiemdziesiąte były szczególnie trudne dla Albańczyków, bo do braku wolności dołączył jeszcze głód. Marnie zarządzana gospodarka i ekonomiczno-polityczna izolacja kraju doprowadziły do katastrofy. Każda rodzina, bez względu na jej liczebność, otrzymywała jedną rację żywności. Siostry zakonne, żyjące we wspólnocie, nie chciały wrócić do swoich dawnych rodzin, a rządzący nie chcieli ich uznać za rodzinę. Traktowano więc je jako pojedyncze osoby, z nikim nie związane. To pozwoliło 10-osobowej wówczas wspólnocie na otrzymywanie żywności przeznaczonej dla dziesięciu rodzin. Miały więc wiele do rozdawania najuboższym i najliczniejszym rodzinom.

Gdy reżim upadł, pojawiła się pomoc z Zachodu. Paczki żywnościowe, jakie docierały do sióstr, były dzielone według potrzeb. Siostry nie robiły różnicy między ludźmi. Pomagały tak samo tym, którzy wychodzili z więzień jak i tym, którzy jeszcze przed kilku laty prześladowali Kościół i skazywali wiernych na śmierć.

Szacunek do katolików

Kontakt z dziećmi i młodzieżą miały zawsze, głównie z rodzin muzułmańskich. Dzisiaj te dzieci dorosły i pamiętają miłość z jaką siostry troszczyły się o nie. Gdy widzą samochód z szyldem „Kościół katolicki” lub siostrę zakonną, czy księdza, przystają, by pozdrowić. Z szacunkiem i wdzięcznością przyciskają prawą dłoń do serca. Gdy starszy muzułmanin zamiast „dzień dobry” powiedział do mnie „dziękuję” (falemnderit), a jego żona pocałowała mnie w dłoń, miałem łzy w oczach.

Po siostrach nie pozostały żadne pamiętniki. Wspólnotową kronikę musiały spalić, bo regularnie rewidowano ich mieszkanie. Dziś misję heroicznych sióstr kontynuuje nowe zgromadzenie, które ściągnęły z Włoch, bo wiedziały, że nie przetrwają. Misja jednak trwa. Nowe siostry stworzyły przedszkole, które cieszy się dużym zaufaniem, zarówno chrześcijan jak i muzułmanów, i z dużym wyprzedzeniem trzeba zapisywać do niego dzieci. Ze względów lokalowych nie mogą przyjąć więcej niż 120 dzieci. Same sypiają w zawilgoconych pokoikach. Tej zimy sytuację pogorszyły deszcze, które zniszczyły dach i woda zalała pomieszczenia wspólnoty.

Budynek przedszkola we Vlorze

Budynek przedszkola we Vlorze

Muzułmanie z nazwy

Jest w mieście mały kościółek, który wciąż czeka na drugiego księdza. Podobno ma przyjechać z Filipin. Mimo, że większość mieszkańców jest pochodzenia muzułmańskiego, to jednak tęsknią za księżmi i wielu z nich chciałoby przyjąć chrzest. Na dowód tego usłyszałem opowieść sprzed kilku tygodni.

Jeden z umierających muzułmanów wezwał księdza i poprosił o chrzest: „Mój ojciec, dziadek, pradziadek i kolejni przodkowie – mówił – kazali przed śmiercią, by ich synowie przysięgli, że gdy nadarzy się okazja i ustaną prześladowania to staną się na powrót chrześcijanami jak ich dawni przodkowie. Ja również przysięgłem”. Przysięgi dotrzymał i umarł pojednany z Bogiem. Każdego roku wielu Albańczyków pochodzenia muzułmańskiego przyjmuje chrzest.

Dziewczynka podczas zajęć plastycznych w przedszkolu

Muzułmańska dziewczynka podczas zajęć plastycznych w przedszkolu

Wspomnienia i prawdziwy pokarm

Byłem w Albanii przed 25 laty, by pomagać ludziom w odbudowie chrześcijaństwa i nadziei na lepszą przyszłość. Wróciłem teraz do wielu miejsc, które pozostały w mojej pamięci na długo. Spotkałem osoby, z którymi niegdyś pracowałem, odwiedziłem kościółek, który budowaliśmy w 1992 roku i mile zaskoczył mnie widok zakonnicy, dyrektorki przedszkola, która przypomniała mi, że spotkaliśmy się, gdy miała 12 lat.

Ojciec Anton Luli SJ w 1992 roku

Ojciec Anton Luli SJ w 1992 roku

Ojciec Anton Luli SJ, który pomagał mi niegdyś zrozumieć albańską duszę, nie żyje już od wielu lat, a powstające dzieła apostolskie z dumą noszą jego imię. Powrócę jeszcze do Albanii, by kontynuować projekt promocji i rozwoju katolickiego szkolnictwa, ale ten projekt to przede wszystkim okazja dla mnie. I może zabrzmi to egoistycznie, ale jeżdżę do tego kraju nie tylko, by dzielić się wiedzą i doświadczeniem, ale przede wszystkim po to, by karmić się świadectwami wiary.

Kościółek w Bilaj 25 lat temu i dzisiaj

Kościółek w Bilaj 25 lat temu i dzisiaj

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz