Wypełniając prośbę Jezusa modlimy się powtarzając przetłumaczone przez nas słowa: nie wódź nas na pokuszenie. Jednak za aramejskim ʾaphel, odpowiednikiem greckiego mē eisenegkēs, możemy bliżej przyjrzeć się możliwemu odcieniowi tego greckiego czasownika napisanego ręką Żyda, a nie Greka. Pamiętajmy, że Żydzi pisali po grecku, ale myśleli po semicku. To ma znaczenie. Zatem, posiłkując się aramejskim, możemy przetłumaczyć tę prośbę następująco: nie opuszczaj nas w czasie próby/pokusy, nie pozwól byśmy upadli podczas próby/przez pokusę.
Bez względu na to jak przetłumaczymy te słowa, w obu przypadkach dotykają tematu próby/pokusy (w greckim peirasmos kryją się oba te znaczenia). I nawet jeśli nie chcielibyśmy dziś mówić, że Bóg nas próbuje, ponieważ, delikatnie mówiąc, temat wychowania i edukacji jest z różnych względów bardzo niepopularny, to czytając Biblię nie unikniemy tego tematu. Jak go jednak rozumieć, żeby nie wypaczyć przy okazji obrazu Boga?
Wszyscy nasi biblijni bohaterowie, którzy są „poddawani próbie” przez Boga zawsze przechodzą ją zwycięsko, nigdy nie upadają, nie tracą wiary. Choć przechodzą trudne chwile, na końcu próby wracają do wewnętrznych sił z nowym już rozumieniem tego kim jest Bóg i kim są oni sami. Abraham nie traci syna, Hiob jest jeszcze bogatszy niż był, Jezus ostatecznie zmartwychwstaje. W pewnym sensie obraz Boga, który „próbuje” wynika z tego, że nazywamy Go Ojcem, a zadaniem ojca jest wychowanie/edukowanie. Konsekwentnie podążając za tym obrazem, możemy powiedzieć nieco kolokwialnie, że Bóg nie chce mieć głupich, ale rozwiniętych, silnych, potrafiących używać własnego rozumu, synów i córki. Jest to jeden z elementów odróżniających teksty biblijne od pozostałej literatury starożytnej. Na tle pozostałych, jedynie bohaterowie biblijni przechodzą wewnętrzne przemiany. Przewrotnie mówiąc, jeśli do czegokolwiek kusi nas Bóg, to kusi nas do tego, byśmy się zmieniali.
Po owocach poznamy nie tylko nasze czyny, ale i czyny Boga. Każda próba, która kończy się ostatecznym załamaniem człowieka, nigdy nie pochodziła od Boga. Bóg nie jest cynicznym prowokatorem. Brak wiary, nadziei i miłości, który jest wynikiem naszych osobistych tragedii ma coś lub kogoś innego za swoje źródło, ale na pewno nie Boga. Nie każda nasza tragedia życiowa jest próbą od Boga. A w przypadku, gdy pochodzi właśnie od Niego, może się nawet okazać, że tragedią nie była. Bo i tragedią nie skończyła się próba złożenia Izaaka w ofierze. Tragedią ostatecznie nie okazało się również cierpienie Jezusa na krzyżu.
Częściowo zainspirowany: M. Grilli, Il discorso della montagna, Bologna 2016, 141-142.
Na zdjęciu: Michelangelo Buonarroti, Pietà Bandini, il grande museo del duomo, Firenze.