Anioł tak się do mnie odezwał: Chodź, ukażę ci Oblubienicę, Małżonkę Baranka. I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą, i ukazał mi Miasto Święte – Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, mające chwałę Boga. źródło jego światła podobne do kamienia drogocennego, jakby do jaspisu o przejrzystości kryształu: Miało ono mur wielki a wysoki, miało dwanaście bram, a na bramach – dwunastu aniołów i wypisane imiona, które są imionami dwunastu pokoleń synów Izraela. Od wschodu trzy bramy i od północy trzy bramy, i od południa trzy bramy, i od zachodu trzy bramy. A mur Miasta ma dwanaście warstw fundamentu, a na nich dwanaście imion dwunastu Apostołów Baranka.
(Ap 21,9b-14)
Uwielbiam czytanie z Apokalipsy o Oblubienicy Baranka. Oczywiście daleki jestem od dogłębnego zrozumienia go – za wysokie progi, na nie-studiującego-teologii-kleryka nogi. Ale jest w nim kilka poruszających elementów, do wychwycenia których wystarczy szczera modlitwa i trochę wrażliwości na Kościół.
Przede wszystkim sam obraz Nowego Jeruzalem jako „Małżonki Baranka”. Symbol bliskości małżonków jest bodaj najbardziej dobitnym znakiem bliskości. Piękny to obraz, bo o tym, że z miłości do swojego ludu Jezus oddał siebie całkowicie, dobrze wiemy – wystarczy spojrzeć na Krzyż. Ale ukazanie Ludu Bożego jako Oblubienicy ma wstrząsająco-cudowny sens – pokazuje, że choć każdy z nas, członków Kościoła, ma swoje słabości, to jako cała odkupiona wspólnota, jesteśmy już teraz Świętą Oblubienicą Baranka, ożywioną przez Jego Ducha. Trwając w Świętym Kościele, którego fundamentem są Apostołowie, już teraz możemy doświadczyć absolutnej bliskości Chrystusa.
Warto wracać do tej perspektywy, zwłaszcza, kiedy na skutek różnych przykrych doświadczeń, trudno dostrzec nam dostrzec co jest naprawdę istotą Kościoła.