W rozmowie w świątyni niebios usłyszałem: Ludzie myślą, że musza odprawiać nie wiadomo jakie ceremonie i obrzędy, a przecież wystarczy, że będą dobrzy i bogowie będą z nimi.

To tylko jeden z przykładów rozmów, o które nie trudno w kraju, gdzie katolicy nie stanowią nawet 1% społeczeństwa. Na Tajwanie powietrze przenika dźwięk bębnów i dzwonków dochodzących z przeróżnych procesji. Zapach kadzidła palonego w świątyniach, domach, na ulicach. Na każdym rogu dostrzec można ofiary składane tutejszym bogom. Nie ma co, Tajwańczycy mimo, iż z pozoru wyglądają na zamerykanizowanych, w głębi duszy pozostają bardzo religijnym społeczeństwem.

Będąc misjonarzem w takim środowisku można pytać się, dlaczego tutejsi mieszkańcy nie chcą przyjąć „zachodniej religii”? Jak dać się lepiej poznać, a z sobą zarazem dać im poznać Ewangelie? Jak prowadzić dialog z pozycji bycia jedną z wielu denominacji chrześcijańskich, które nawzajem ze sobą rywalizują?

Można pytać się jakie punkty wspólne dzielimy z głównymi miejscowymi religiami: Taoizmem i Buddyzmem, czy z systemem doktryn Konfucjusza. Co do rzeczy wielkich: my wszyscy pragniemy prowadzić ludzi do szczęścia, pokoju, harmonii. Co do praktyk: w tutejszych świątyniach znajdziesz ołtarze przy których osoby chore proszą o zdrowie, narzeczeni modlą się przy innym ołtarzu o błogosławieństwo, uczniowie jeszcze przy innym o inteligencje. Trochę tak jak my mamy różnych świętych do wstawiania się za nami w różnych okolicznościach.

Możemy też spojrzeć na to co nas odróżnia: Jezus Chrystus, który umiłował nas gdyśmy jeszcze byli grzeszni, gdy byliśmy wrogami, i z miłości do nas zgodził się umrzeć, a dla naszego zbawiania Zmartwychwstał.