Gdy Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz! Jezus mu odpowiedział: Lisy mają nory i ptaki powietrzne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć. Do innego rzekł: Pójdź za Mną! Ten zaś odpowiedział: Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca! Odparł mu: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże! Jeszcze inny rzekł: Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu! Jezus mu odpowiedział: Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego.
(Łk 9,57-62)
Chrześcijanin dzisiaj jest narażony przede wszystkim na dwie pokusy.
Pierwsza to chrześcijaństwo bezobjawowe, sprywatyzowane, wycofane zupełnie z przestrzeni publicznej. Co w nim złego? Ano to, że przyczynia się do usuwania pytania o Boga z powszechnego myślenia. A kiedy przestaje się myśleć o Bogu, w myślenie wdzierają się idole, które próbują Go zastąpić. Noszą różne imiona, ale prędzej czy później wszystkie prowadzą do zniewolenia i ideologii, zamiast do wolności, którą miało przynieść przemilczanie Boga…
Druga to przekonanie, że wie się już wszystko. Jednak Tradycja Kościoła, którą jako katolicy przyjmujemy, jest pewną normą, która chroni nas przed „odlotami”, a bycie chrześcijaninem to ciągłe bycie w drodze; ciągłe nasłuchiwanie subtelnego głosu Boga pośród codzienności; nieustanne uobecnianie Boga w świecie przez to, co On sam wniósł w świat – dobroć, przebaczenie, miłość i głoszenie Dobrej Nowiny, dającej NADZIEJĘ…