Kontemplację rozpoczynamy od modlitwy przygotowawczej. Prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały Jego Boskiego Majestatu (ĆD 46). Jest to prośba o doświadczenie miłości. Tylko człowiek, który czuje się przez Boga kochany i sam kocha, człowiek wolny może kierować wszystkie zamiary, decyzje i czyny w sposób czysty do służby i chwały Jezusa; może oddać Bogu całe życie.
W drugim przygotowaniu mamy sobie wyobrazić konkretną scenę ewangeliczną, która ma być przez nas kontemplowana. Jezus stał się człowiekiem, dlatego możemy Go widzieć naszymi oczami, słyszeć, dotykać. Możemy Go poznawać wszystkimi ludzkimi zmysłami, wewnętrznie smakować. Wszystkie fakty ewangeliczne mają swoje miejsce materialne, swój czas i przebieg. Przywołanie w wyobraźni konkretnego obrazu ma być pomocą w uniknięciu rozproszeń oraz punktem, do którego możemy odnosić się podczas całej modlitwy (rola latarni morskiej). A więc w tym miejscu, kierujemy naszą uwagę na miejsce geograficzne lub symboliczne (góra, morze) lub na ludzki klimat (Ostatnia Wieczerza, święto Paschy), w którym dokonuje się dany epizod.
W trzecim wprowadzeniu będziemy prosić o to, czego chcę i pragnę. Tutaj prosić o dogłębne poznanie Pana, który dla mnie stał się człowiekiem, abym Go więcej kochał i więcej szedł w Jego ślady (ĆD 104). Z naszej strony do zjednoczenia z Jezusem prowadzą nas przede wszystkim nasze wewnętrzne pragnienia. Stąd od wielkości naszych pragnień poznania, pokochania i naśladowania Jezusa zależeć będzie owoc kontemplacji.
Kontemplacja, podobnie jak medytacja jest czasem modlitwy opartej na słowie Bożym. W medytacji jednak podkreśla się przede wszystkim pracę pamięci i rozumu. Przeważa w niej element myślenia i refleksji. Stąd częste niebezpieczeństwo przeintelektualizowania. Zamiast konfrontacji swego życia i postaw ze słowem Bożym, której efektem ma być nawrócenie, może rodzić się pokusa rozważań czysto teoretycznych. Pracując rozumem i pamięcią możemy zagubić wymiar serca. Modlitwa jest jednak przede wszystkim spotkaniem, dialogiem serca Boga i człowieka.
W kontemplacji ewangelicznej jesteśmy zaproszeni, by przekraczać element pamięci i rozumu. Posługujemy się w niej również pracą wyobraźni i zmysłów: wzrokiem, słuchem, wewnętrznym dotykiem i smakiem. W ten sposób włączamy wszystkie sfery naszej osobowości w dialog z Bogiem. Św. Ignacy pisze: widzieć osoby jedne po drugich; słuchać, co one mówią; a potem patrzeć na to, co one czynią. I zastanowić się nad tym wszystkim, aby jakiś pożytek wyciągnąć (ĆD 106-108).
Co to znaczy? Przyjrzyjmy się krótko poszczególnym słowom.
1. Widzieć osoby jedne po drugich. Najpierw zwracamy naszą uwagę na osoby. Staram się zobaczyć, kim one są (mają imię, historię, temperament; cierpią, o coś proszą, dążą do czegoś…, są mężczyznami i kobietami jak my dzisiaj!). Kontemplujemy je nie jak kolekcję pobożnych zdjęć lub jakąś historię (może nawet trochę urojoną), lecz jako przygodę mężczyzn i kobiet. Próbujemy je rozumieć, czuć, wewnętrznie poznać, jak Jan, który napisze: „To wam oznajmiamy[…], cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce”(1J 1,1). Dalej staramy się nasiąknąć daną sceną, aby w ten sposób odczuć smak misterium. Pozwalamy, by ta scena niejako odbiła się w nas.
Próbujemy również wejść w daną scenę: wejść do łodzi, do groty, w sytuację paralityka, aby lepiej widzieć i rozumieć, jak te osoby mogły przeżywać Jezusa.
2. Słuchać, co one mówią. W tym punkcie zwracamy uwagę na słowa (i milczenie). Staram się je (słowa) zrozumieć, jakbym był obecny lub jakby te słowa były kierowane do mnie osobiście, lub jakbym ja je wypowiadał. Następnie próbujemy ważyć to, co one zawierają, co mówią o osobie wypowiadającej je. (Np.: Daj mi pić! Dziś chcę wejść do twego domu! Wiem dobrze, kim jesteś Ty, który chcesz mi umyć nogi!, itd.)
3. Patrzeć na to, co czynią. W tym punkcie zwracamy uwagę na gesty, postawy, działania, reakcje (czasowniki). Te akty są działaniami Jezusa, Boga lub człowieka (a więc również moimi) w stosunku do Boga. Mogę doświadczać sensu tego, co kontempluję, dowiaduję się czegoś o sobie samym, o moich postawach. Mogę również ujrzeć oblicze Boga. Dotykam tej rzeczywistości zamiast teoretyzować!
Być może potraktuję pewne gesty jako własne: Wyciągnij twoją uschłą rękę, i rzeczywiście uświadomię sobie swoje pragnienie uzdrowienia z jakiegoś paraliżu. Albo stanę przy Jezusie zmęczonym drogą, albo przy Maryi, pochylonej i mówiącej: Oto ja służebnica Pańska.
4. Zastanowić się nad tym, aby jakiś pożytek wyciągnąć. Jeśli jakiś aspekt dotyka mnie, zatrzymuję się, trwam, kosztuję; pozwalam rozbrzmiewać. Zastanowić się, wejść w siebie, aby wyciągnąć owoc. Może to mieć miejsce po każdym etapie lub też na końcu. Zdaję sobie sprawę z tego, co dało mi widzenie osób, słuchanie słów i wpatrywanie się w ich czyny. Pozostaje pewne „wrażenie”, smak, odczucie duchowe, poprzez które pojmuję lub poznaję coś z Boga, z Jego sposobu bycia, czy też coś na temat człowieka lub mojej osoby w relacji do Boga.
Całe spotkanie kontemplacyjne, pisze Ignacy, winno przebiegać w serdecznym dialogu, jakby przyjaciel mówił do przyjaciela albo dziecko do ojca. Na zakończenie kontemplacji możemy przeprowadzić potrójną rozmowę. Najpierw wszystkie myśli, natchnienia i pragnienia, które zrodziły się podczas modlitwy możemy przedstawić Maryi. Następnie cały owoc modlitwy powierzyć Jezusowi, a przez Jezusa Bogu Ojcu. Możemy prosić, uwielbiać, dziękować przepraszać według naszych wewnętrznych odczuć i potrzeb.